sobota, 6 września 2014

Od wcześniaka do przedszkolaka. DZIĘKUJEMY!


Trzy lata temu...

Był piękny, słoneczny dzień. 1 września... Nie myślałam  wtedy o niczym innym, jak tylko o tym by mieć Ją w ramionach. By jak najszybciej opuściła mury, które przez 70 dni stały się domem. Wychodziła ze szpitala. Widok dzieciaków z plecakami nie nasuwał żadnego wyobrażenia, w  sercu nadal panował niepokój, który w tym wyjątkowym dniu wzorowo eliminowała radość. Mieliśmy nasze ukochane Dzieciątko  w domu, a ja mogłam stać się pełnoetatową mamą  i tym samym piastować najlepszy zawód na świecie.


Dziś piszę do Was jako mama Przedszkolaka, która sama nie może do końca uwierzyć w to, co od kilku dni ma miejsce. Po tygodniu pełnym emocji, po potoku łez - ze stron wielu, jeszcze bardziej doceniam to, co dane mi było przeżyć. Dziękuję Bogu za te najwspanialsze trzy lata. Najcudowniejszy czas w moim życiu. Poległam i nie dałam rady opanować łez zaprowadzając Emi do przedszkola. Jej cudowne rączki tak mocno tuliły mnie w objęciach, że emocje wzięły górę. Były wzloty i upadki - ze strony Mamy i Córeczki. Tata był Ostoją, która dodawała sił. Po obiecującym poniedziałku - nastał ''tragiczny'' wtorek, potem środa. Otuchy dodawały słowa tych, którzy przez najbliższe dwa lata będą na stale gościli w naszej nowej rzeczywistości - pracownicy Przedszkola. Wiecie, Emilka - mimo porannego i przedpołudniowego- płaczu radzi sobie doskonale bez mamy. 
Tylko mama nie radzi sobie bez Emilki. Ale poradzimy sobie ;)


Czuję, że to właśnie koniec historii, którą chciałam się z Wami podzielić. Dziękuję za każdy komentarz, za odzew, za każdą wiadomość. Za to, że Wy - którzy tu zaglądacie - staliście się częścią tego bloga, a Wasze historie często odmieniały moje życie. W szczególności dziękuję tym, którzy tak samo jak my - zostali rodzicami NAJMNIEJSZYCH SKARBÓW NA ŚWIECIE. Za otuchę, wiarę, nadzieję. Za to, że często w Waszych historiach widziałam skrawek siebie, maleńką kropelkę ''nas''. Za uśmiech i łzy. Za nadzieję.
 Dziękuję Wam - którym zdecydowałam się powiedzieć, że piszę - na bieżąco byliście z nami nawet wtedy, kiedy nasze nastroje zmieniały się ''z dnia na dzień''.  

I dziękuję Jej.
Mojej Bohaterce - Emilce. Najwspanialszej Córeczce na świecie.
I Jemu - Wybranemu, Najukochańszemu :)


Żegnam Was porównaniem, które serwuję ''na świeżo''. W ostatnim tygodniu sierpnia wybraliśmy się do Ogrodu Botanicznego. Nie nosiłam na rękach małej Kruszynki, lecz goniłam za pełną energii Trzylatką, która ciągle powtarzała: ''Ale tu pięknie!'' Dlaczego Ogród? Bo to miejsce, do którego udaliśmy się zaraz po wypisie ze szpitala - na pierwszej wizycie kontrolnej w Klinice. Obrazy, jakie wtedy zapisaliśmy w naszej pamięci aż ściskają za serce. Z racji naszego sentymentalizmu, lubimy powracać do miejsc, które tworzą naszą historię. Każda alejka, kwiat, mostek... To wszystko  przypominało TAMTEN spacer...

Zaczęło się przedszkole. Dla nas to kolejny etap. Następny rozdział w księdze życia, które zaskakuje nas każdego dnia...




















 

                                     D Z I Ę K U J E M Y !

piątek, 8 sierpnia 2014

Jak żaba


- Mamusiu, ty masz takie fajne oczy. Jak żaba.
- Co? Jak żaba?
- He he, no poważnie. Takie śmieszne jak żaba.


źródło

piątek, 1 sierpnia 2014

Jesteśmy!

To się nazywa prawdziwa przerwa - aż mi niezręcznie. Powracam, by za niedługo powiedzieć ''do widzenia" - na zawsze lub bliżej nieokreślony czas. Ale jeszcze kilka wpisów. Przykro trochę, bo zaniedbałam się w czytaniu Was, które widniejecie na mojej liście blogów, do których najchętniej zaglądam. Nadrobię, bo od czytania nie uciekam:)

Za nami wizyta w Poradni Rehabilitacyjnej, na którą trochę czekałyśmy. Nie pisałam o tym, lecz myśli krążyły wokół jednego: Emilka krzywi nóżkę. W myślach tysiące wizji, internet poddał mnóstwo punktów zaczepienia, wśród których wybrałam te najbardziej straszne. Przyswoiłam oczywiście. Wizyta uspokoiła, a diagnoza pozytywnie zaskoczyła - lekki defekt, tendencja do układania stopy w określony sposób, nic poważnego. Przypadłość, którą można korygować ćwiczeniami. Nie chcę nawet pisać o moich rokowaniach zanim udałyśmy się do specjalisty.

Ostatnie tygodnie wypełnione odwiedzinami. Goście, goście;) Aktywnie spędzony czas - urodziny, imieniny, inne rocznice i powitania. Oj, działo się!
 

No i poczucie, że coś się kończy, by coś innego mogło się zacząć. Ostatnio jeszcze bardziej zżyłam się z mamami, które miały podobną do mojej ''drogę''- ostatnie trzy lata były w domu ze swoimi pociechami. Pobliski plac zabaw stał się dla nas nie tylko miejscem spotkań naszych dzieciaków, ale i punktem, który bardzo często wpisywał się w rutynę dnia codziennego. Zaczęło się od nieśmiałych rozmów, wymienianiu poglądów, a kończy na cudownej znajomości, która ma szansę przetrwać. 
Nadal tam chodzimy, lecz czuję jakiś ścisk. Przecież lada dzień i wszystko się zmieni. W dodatku Emilka wręcz pokochała inne dzieci - Julkę i Szymona.

To tyle. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach nadrobię Wasze blogi, o których często myślałam w ciągu tej mojej  przerwy. I jeszcze coś sama napiszę;)

Tymczasem moja Miłość i chwile... Ulotne chwile, które tak bardzo chciałabym zatrzymać...

















niedziela, 13 lipca 2014

Wieczorem...

Trzy godziny temu. Kąpiel.


- Jak się czujesz, mamusiu?
- Ja? Dobrze, a Ty?
- Też dobrze, tylko mnie głowa boli.
- Głowa?
- Tak. Głowa, ramiona, kolana, pięty.

:-)


poniedziałek, 7 lipca 2014

Paranoja sfrustrowanej mamy

Dni mijają, a ja zaczynam odczuwać coraz większy lęk. Nadchodzą zmiany, wielkie zmiany. Wizja przedszkola wydaje się wysuwać na pierwszy plan, a obaw znacznie więcej niż wtedy, kiedy podjęliśmy decyzję, że Emi od września rozpocznie ''edukację''. Już w sierpniu czekają nas tzw. dni adaptacyjne, w czasie których mamy bliżej zapoznać się z placówką i zaznajomić - w praktyce - z planem dnia. Przedszkole... Utworzę chyba odrębną zakładkę:) 
Jak chyba każda mama boję się chorób. Jako mama wcześniaka - nawet najdrobniejszych infekcji, które - niestety - od stycznia br. roku pojawiają się częściej niż wcześniej. Nie licząc okresu hospitalizacji - tuż po narodzinach (70 dni) - co to katar poznałyśmy w granicach 2 r.ż.
Boję się własnych emocji. Tak, egoistycznie zaczynam bać się o siebie. Nie wiem, jak powstrzymam wzruszenie, kiedy dane mi będzie zostawić Emilkę. No, zaczynam mieć poczucie, że Ją opuszczam. Wariuję? Dacie wiarę, że nie jestem w stanie normalnie obejrzeć galerii przedszkolnej z ubiegłych lat? W każdym dziecku widzę Ją, moją Emilkę. Do głowy przychodzą nawet najbardziej absurdalne myśli.
Boję się o czas. Że go braknie, a w życie wkradną się schematy, których tak bardzo nie chcę. Nie chcę być mamą popołudniową czy weekendową. Chcę czytać mojej Córci, spacerować, rozmawiać z Nią, bawić się. Lubię to i widzę sens tego wszystkiego.  Chcę być dla mojej rodziny, Męża - maksymalnie. Układać do snu, tulić rano - Córeczkę oczywiście;) Wyciskać swoje szczęście do ostatniej kropli. Boję się gonitwy, braku czasu. Życia - ''byle do piątku''. Kiedyś była praca, studia. Życie na luzie, a czasu w bród. Dziś jest wspaniały Mąż, cudowna Córeczka, a mój czas nie jest tylko moim czasem. Lubię takie życie, lecz bardzo boję się zmian.
Zapuściłam korzenie w miejscu, które daje mi spokój, stateczność, z Osobami, które czynią moje życie szczęśliwym.
Tymczasem...szukam pracy:)
Świadomie i dobrowolnie.

 

wtorek, 1 lipca 2014

Urodziny - odsłona nr 2

Wtorek. To JUŻ wtorek. Nadrabiam wirtualne zaległości (niebywałe, ile się dzieje, kiedy nie ma mnie ''tu i tam'' raptem kilka dni. U nas już po urodzinkach, które - nie kłamię - trwały trzy dni! Mnóstwo gości, multum niespodzianek i to, co najważniejsze - radość SOLENIZANTKI. 
Nasze wzruszenia, niespodziewane spotkania, miłe gesty...
Ach, kiedy są dzieci jest iście prawdziwa radość! Nie wiem, czy pamiętacie, ale rok temu (jeśli się nie mylę) wspominałam na blogu, że marzy mi się takie prawdziwe przyjęcie urodzinowe. Pod słowem 'prawdziwe' kryje się: pełne dzieci i w ogrodzie. Takie przyjęcie, z którego to właśnie Emilka najwięcej skorzysta. Bo będzie radość, zabawa i rówieśnicy. Będą dzieci. 
W rozkładzie na trzy doby, ale mieliśmy wszystko - Ona miała.
Świeczki zostały zdmuchnięte w zastraszającym tempie, rodzinka w cudowny sposób dopingowała Emilkę, a ja upajałam się widokiem roześmianej buźki mojej dużej Dziewczyny. Kolejne dni to ciąg dalszy świętowania. Spotkanie z naszymi kochanymi znajomymi i Ich cudownym Synkiem, i przemiłe popołudnie wypełnione uśmiechem, radością i zabawą. 
A wczoraj? 
Cudowny widok! Niespełna trzyletni Szymuś recytujący wierszyk dla Emilki!
I radość, taka szczera radość Emi.
Urodziny...

Mogłabym pisać wiele, wspomnę jeszcze tylko o jednym. W piątek to ja dostałam najcudowniejszy prezent. Moja - duża już - Dziewczyna, na cały sklep wykrzyczała: - Ja tak cię kocham, mamusiu!

Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę, a pewna Pani zdjęła okulary i powiedziała:

- Ale cudowna dziewczynka, co za wyznanie...

Pogłaskałam moją Emi po główce. - Ty mój Łobuzie - powiedziałam.
Tak naprawdę brakło mi logicznego zasobu słów, zapomniałam  przysłowiowego ''języka w gębie''. Bo co powiedzieć, kiedy z jednej strony oblewa twarz rumieniec (na pewno tak było), z drugiej rozpiera duma, a z trzeciej - rozpływasz się...nawet w wiejskim sklepiku. A pani czekała na mój komentarz...

Moja Córeczko, jak ja Cię kocham...


czwartek, 26 czerwca 2014

Trzy latka!

Dwa dni temu...

Dwadzieścia minut po północy, a my - tradycyjnie - nachyleni nad łóżkiem naszej Córeczki. To już trzeci raz, kiedy 00.20 staje się dla nas tak ważnym układem wskazówek na tarczy zegara. Patrzę na Nią i widzę wszystko, co dane nam było przeżyć trzy lata temu i przez te wszystkie miesiące składające się na ten okres. Poród, strach, nadzieja, walka...Szczęście. Największe szczęście na świecie. Po raz kolejny (wiem, że to banalne), nie mogę pojąć jakim cudem to wszytko TAK szybko minęło. 
Trwam nad Jej łóżeczkiem jeszcze chwilę, zerkam na śpiącą Królewnę, głaszczę po główce, która już wcale nie mieści się w dłoni. Wzruszenie ściska serce. Jest noc, a ciemność potęguje wszelkie doznania. Po raz kolejny czuję to, co czułam WTEDY. Dziś mam PEWNOŚĆ, dziś nie ma pytań, a strach ogranicza się do typowych obaw każdego rodzica (no, może powiększony z powodu wcześniejszych doznań).
Przez myśli przelatują skrótowe migawki.
Zaczynamy kolejny etap.

W naszym domku biega trzylatka...Nasza MIŁOŚĆ, SZCZĘŚCIE, CUD.


Kilka godzin później...

Ranek. Emilka wybudza się ze snu. Biegnę do lodówki, bo tam czeka niespodzianka, którą przygotowałam dla mojej Córeczki. Nie uwierzycie, ale upiekłam swój pierwszy tort w życiu! Tak bardzo chciałam to zrobić właśnie dla NIEJ. Nie mam zdolności dekoratorskich, ale wybrałam całkiem łatwego bohatera - ''Bzyczka"' z bajeczki ''Ul''. Wbijamy trzy świeczki, zbliżamy się w stronę łóżka. Nasza Emilka nieco zaskoczona, ale radość jest. Zaczynamy śpiewać ''Sto lat''. Nasz wokal przerywa:

Ja tak nie lubię sto lat....


Przestajemy. No tak, zapomniałam. Emilka nie lubi ''sto lat''.:)


W weekend przyjęcie, rodzinka, drugi - już zamówiony - tort. 


Trzy latka...
Mój Boże, jak to możliwe?


W dniu trzecich urodzinek!