środa, 2 października 2013

Inwałd

Wrzesień się skończył, a ja mam wrażenie, że zamiast jesiennych trenczy, bawełnianych czapek u najmłodszych, zamiast promieni słonecznych, które swoim blaskiem będą muskać zaróżowione policzki naszych dzieciaków, szybciej aniżeli pozwala na to doświadczenie z zeszłych lat - powitamy zimę. Na dworze chłodno i wietrznie. Wśród ludu moda na lato, jesień i zimę, no bo jak wytłumaczyć ''krótki rękaw'', zimową puchówkę i jesienną marynarkę, które obok siebie ''przemierzają ulicę''. 
Trzy tygodnie temu wybraliśmy się na małą wycieczkę. Świt zwiastował ''dobrą pogodę'', dlatego postanowiliśmy nie marnować czasu w domu. Patrząc przez pryzmat tego, co od kilku dni oglądamy za oknem, to była słuszna decyzja. Dni coraz chłodniejsze, a my chcieliśmy wykorzystać wolny dzień Daniela. Znów połączyliśmy przyjemne z pożytecznym i postawiliśmy na zwiedzanie połączone  z rozrywką.

Pojechaliśmy do Inwałdu, gdzie znajduje się Park Miniatur - Świat Marzeń. Miniatury zabytków europejskich i tych naszych - polskich. Oprócz tego urokliwe alejki, oczka wodne, łąki, warownia i skanseny, w których na zwiedzających czekało wiele atrakcji. Emilka w asyście Tatusia lepiła z gliny, a ja mogłam spróbować swoich sił w tkactwie ;))Spacerowaliśmy,  nasza Mała podziwiała budowle i  za wszelką cenę chciała wszystkiego dotykać. W porze obiadowej wybraliśmy się do pobliskiej knajpki. Muszę przyznać, że nazwy potraw, które - jak mi się wydaje - miały być dopełnieniem klimatu średniowiecznej warowni, w naszym wypadku skomentowane zostały jako kompletna  porażka. Nazewnictwo wręcz zniechęcało do kosztowania. W istocie za tymi okropnymi nazwami kryły się schabowy, pierogi, czy inne zwyczajne potrawy. Sam smak też niestety rozczarowywał, lecz potem zrozumiałam pustki w lokalu, a tłumy w innym punkcie gastronomicznym.

To już kolejna z naszych małych wypraw, które dotyczyły budowli wykonanych na wzór realnych konstrukcji z  danego państwa, zabytków kultury narodowej itp. Emilka biegała jak szalona, a z Jej małych usteczek nie schodził uśmiech. Kwintesencją dnia stał się  czas spędzony w centrum zabaw. Szaleństwa z Tatą na ogromnej zjeżdżalni ( widok mojej Dzieciny zjeżdżającej z takiej wysokości przyprawiał mnie o zawrót głowy),  karuzele i zamknięty plac zabaw, którego centralny punkt stanowiło ''morze piłeczek''. Oj natrudziłam się, by wyciągnąć z tego miejsca Emilkę. Była zachwycona, a ja szczęśliwa, bo uwielbiam momenty, kiedy na twarzy naszej Córci ''maluje się'' radość. Taka niewinna, prawdziwa, niczym nieograniczona. Dziecięca radość.
















8 komentarzy:

  1. Byłam kilka lat temu tam, bardzo mi się podobało, ale widzę, że park się rozbudował i znów pasowałoby tam się wybrać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Aduś, ja byłam pierwszy raz, ale miejsce zrobiło na mnie naprawdę dobre wrażenie;)

      Usuń
  2. Czytałam o tym i chętnie bym tam zawitała,ale na jednodniową wycieczkę za dużo km nas dzieli szkoda :( bo uwielbiam jeździć, podróżować, zwiedzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w przyszłości, w wolnej chwili wybierzecie się z rodzinką:)

      Usuń
  3. Alez Ona pocieszna :) i jak sie cieszy w tych kulkach :) Szymus z checia dotrzymalby jej towarzystwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilcia zapewne bardzo cieszyłaby się z obecności Szymusia:)))

      Usuń
  4. Nie bylam, ale slyszalam juz kiedys o tym miejscu. Nam jednak nieco do niego daleko :(

    OdpowiedzUsuń