Wrzesień się skończył, a ja mam wrażenie, że zamiast jesiennych trenczy, bawełnianych czapek u najmłodszych, zamiast promieni słonecznych, które swoim blaskiem będą muskać zaróżowione policzki naszych dzieciaków, szybciej aniżeli pozwala na to doświadczenie z zeszłych lat - powitamy zimę. Na dworze chłodno i wietrznie. Wśród ludu moda na lato, jesień i zimę, no bo jak wytłumaczyć ''krótki rękaw'', zimową puchówkę i jesienną marynarkę, które obok siebie ''przemierzają ulicę''.
Trzy tygodnie temu wybraliśmy się na małą wycieczkę. Świt zwiastował ''dobrą pogodę'', dlatego postanowiliśmy nie marnować czasu w domu. Patrząc przez pryzmat tego, co od kilku dni oglądamy za oknem, to była słuszna decyzja. Dni coraz chłodniejsze, a my chcieliśmy wykorzystać wolny dzień Daniela. Znów połączyliśmy przyjemne z pożytecznym i postawiliśmy na zwiedzanie połączone z rozrywką.
Pojechaliśmy do Inwałdu, gdzie znajduje się Park Miniatur - Świat Marzeń. Miniatury zabytków europejskich i tych naszych - polskich. Oprócz tego urokliwe alejki, oczka wodne, łąki, warownia i skanseny, w których na zwiedzających czekało wiele atrakcji. Emilka w asyście Tatusia lepiła z gliny, a ja mogłam spróbować swoich sił w tkactwie ;))Spacerowaliśmy, nasza Mała podziwiała budowle i za wszelką cenę chciała wszystkiego dotykać. W porze obiadowej wybraliśmy się do pobliskiej knajpki. Muszę przyznać, że nazwy potraw, które - jak mi się wydaje - miały być dopełnieniem klimatu średniowiecznej warowni, w naszym wypadku skomentowane zostały jako kompletna porażka. Nazewnictwo wręcz zniechęcało do kosztowania. W istocie za tymi okropnymi nazwami kryły się schabowy, pierogi, czy inne zwyczajne potrawy. Sam smak też niestety rozczarowywał, lecz potem zrozumiałam pustki w lokalu, a tłumy w innym punkcie gastronomicznym.
To już kolejna z naszych małych wypraw, które dotyczyły budowli wykonanych na wzór realnych konstrukcji z danego państwa, zabytków kultury narodowej itp. Emilka biegała jak szalona, a z Jej małych usteczek nie schodził uśmiech. Kwintesencją dnia stał się czas spędzony w centrum zabaw. Szaleństwa z Tatą na ogromnej zjeżdżalni ( widok mojej Dzieciny zjeżdżającej z takiej wysokości przyprawiał mnie o zawrót głowy), karuzele i zamknięty plac zabaw, którego centralny punkt stanowiło ''morze piłeczek''. Oj natrudziłam się, by wyciągnąć z tego miejsca Emilkę. Była zachwycona, a ja szczęśliwa, bo uwielbiam momenty, kiedy na twarzy naszej Córci ''maluje się'' radość. Taka niewinna, prawdziwa, niczym nieograniczona. Dziecięca radość.
Byłam kilka lat temu tam, bardzo mi się podobało, ale widzę, że park się rozbudował i znów pasowałoby tam się wybrać :)
OdpowiedzUsuńPolecam Aduś, ja byłam pierwszy raz, ale miejsce zrobiło na mnie naprawdę dobre wrażenie;)
UsuńCzytałam o tym i chętnie bym tam zawitała,ale na jednodniową wycieczkę za dużo km nas dzieli szkoda :( bo uwielbiam jeździć, podróżować, zwiedzać.
OdpowiedzUsuńMoże w przyszłości, w wolnej chwili wybierzecie się z rodzinką:)
UsuńAlez Ona pocieszna :) i jak sie cieszy w tych kulkach :) Szymus z checia dotrzymalby jej towarzystwa :)
OdpowiedzUsuńEmilcia zapewne bardzo cieszyłaby się z obecności Szymusia:)))
UsuńNie bylam, ale slyszalam juz kiedys o tym miejscu. Nam jednak nieco do niego daleko :(
OdpowiedzUsuńEwuś - wszystko przed Wami!
Usuń