niedziela, 27 kwietnia 2014

Święty

Maj 2011

Głaszczę swój całkiem spory - jak na ten miesiąc - brzuszek. Pukam do mojej dzidzi, łzy mimowolnie napływają do oczu. W telewizji trwa Msza beatyfikacyjna. Odsłaniają się szaty, odkrywają wspaniałe oblicze Jana Pawła II. Czuję ścisk.
Dziękuję.

Czerwiec 2011

To już pewne. Za chwilę urodzę. Krwotok, silne skurcze. 28 tydzień...
1120 gramów.
Nasza Emilka.
Mały obrazek, który ściskałam w dłoni. Na nim On.
Wiadomości do Męża, modlitwa do Boga.
Prośba do Niego...Naszego Papieża.
Dziękuję.

...
To dziś.
W większości polskich domów, z okien, spogląda On. Nasz ukochany, wspaniały Człowiek. Od dziś - Święty.
I znów ten ścisk. Radość, ogromne wzruszenie i emocje, które wzrosły, gdy kamery telewizyjne pokazywały sylwetkę naszego Ojca, uzdrowionej - za Jego wstawiennictwem - Kobiety z Kostaryki, czy momenty pielgrzymek.

I DZIĘKUJĘ, które dziś wydaje się być zbyt małym słowem.

Emilka bawi się i usilnie próbuje skierować zainteresowanie mamy wyłącznie dla siebie. Wraz z moją Babcią staramy się, by dar podzielności uwagi został nam dany choć w tym, dzisiejszym dniu. Męczący i silny kaszel nie daje spokoju mojej Dziecince, co powoduje, że coraz bardziej niepokoi mnie" pakiet chorób".  Tulę Ją do siebie. Mój Cud. W telewizji trwa transmisja Mszy kanonizacyjnej, w czasie której do grona świętych dołączy także Jan XXIII.
Tata w pracy. 

To już.
Mamy Go.
Świętego, Cudownego, Naszego.  Wysłannika Boga, Papieża Rodziny.
Tego, któremu prywatnie zawdzięczam zdrowie i życie mojej Córeczki.
Nasz ukochany Ojciec...

...
- To jest moja Bozia - mówi Emilka.
Podchodzę, patrzę. Ściska obrazek dołączony do "Dziennika Polskiego". Na nim On - Jan Paweł II.
- Moja - droczę się z Nią.
- A właśnie, że moja. I koniec.

piątek, 25 kwietnia 2014

Chorujemy

Wielkanocny koszyczek, który nadal stoi na komodzie i nieśmiało przykuwa uwagę, a tuż obok, na stole - siatka pełna lekarstw.
Nasze tu i teraz.
Sytuacja może zmienić się w jednej chwili, a kiedy już tak się zdarzy, wszystko co było, traci na znaczeniu. Święta minęły tak szybko, że mam wrażenie jakoby były snem, epizodem, który zdarzył się w przeszłości, którą śmiem określić jako: "kiedyś tam". 
Emilka jest chora, i nie skłamię dodając: mam bardzo dzielną Córeczkę. 
Zapalenie ucha, gardła i spojówek. Jak to stwierdziła nasza dr - wszystko w pakiecie. 
Stan, w jakim nigdy - aż do tej pory - nie dane było mi oglądać mojej Córeczki. Antybiotyk przepisany natychmiastowo i nadzieja, że w środę, na kontrolnej wizycie, moja Dziecinka już będzie zdrowa. Bezsilność, strach i ścisk. Każdy rodzic to zna. Każdy chce uniknąć, przelać cierpienie dziecka na siebie. Tak właśnie chciałam wczoraj i trochę zostałam wysłuchana, bo od południa leżę obok Emi.

- Jak się czujesz, Emilko? - pytamy naprzemiennie z Mężem.
- Dobrze, tylko trochę jestem słabiutka - odpowiada nasze Słoneczko, które chyba najbardziej ubolewa nad tym, że nie może pójść na polko. Nie skarży się na żaden ból, chce grać w piłkę, a płacz pojawił się jedynie wczoraj, kiedy nie mogła otworzyć oczek (wydzielina skleiła powieki). 
Deszcz smutno stuka do naszego okna. Dziś liczy się pogoda, którą mamy w sercu. 
Emilka, z uśmiechem na ustach, z zapuchniętymi oczkami, ogląda jedną z ulubionych bajek. 
Od wczoraj ma taryfę ulgową - od wszystkiego. 
Udaje, że Jej nóżki przypadkowo lądują na moim brzuchu - dając lekkie kuksańce. 
Tata zrobił pyszne naleśniki.
Moje Szczęście...
Wierzymy w "dobrze"- zawsze i wciąż. 
Czasem tylko bezsilność bierze górę, a myśli przywołują przeszłość - jednocześnie tworząc nowe scenariusze.

Miłego weekendu!



piątek, 18 kwietnia 2014

Święta, życzenia i nasze muffiny

Założę się, że pewnie połowa z Was - jak nie wszyscy - właśnie pieczecie, sprzątacie, odpoczywacie lub... jesteście w pracy.
W domu pachnie ciastem, a dzieciaki oglądają przygotowaną na jutro święconkę.
U nas podobnie.
Mąż w pracy, a ja - walcząc z pokusą, by jednak dziś nie kosztować - postanowiłam upiec świąteczne muffiny. Moja mała Pomocnica spisała się na medal, a tym samym nie tyle pieczenie, co dekorowanie było zarówno dla Emilki, jak i dla mnie ogromną frajdą. Ach! Czuję, że odnalazłam swoje powołanie - przynajmniej na okresy świąt lub imprez. Teraz Mała Mi zajada się kolorową posypką do ciast - przy okazji karmiąc swoje misie, przez co fakt, że było posprzątane staje się wierutnym kłamstwem:)
Siedem kolorów tęczy na dywanie:)
Nie chcę nawet myśleć co będzie, kiedy Emi zobaczy, że mama bierze się za sałatkę i będzie krojenie jaj - czynność, którą uwielbia - oczywiście używając swego plastikowego nożyka.

Święta... To już.
Dwa dni temu robiłyśmy pisanki, które jutro zaniesiemy w koszyczku, do kościółka. Największą furorę zrobiło farbowanie jaj - wrzucanie do gorącej wody z barwnikiem.
Pierwsze wspólne pisanki...
Wielkanocne muffiny...
Nawet ''pierwsza spowiedź''...Emilki, która uczepiła się mojej nogi w Kościele Mariackim. I trwała tak...
Bez komentarza:)


Już teraz - bo boję się, że nie wystarczy czasu, by tu coś napisać - życzę Wam wszystkim:

Zdrowych, spokojnych, pełnych radości Świąt. 
Bożego błogosławieństwa i  uśmiechu, który będzie towarzyszył w każdej minucie.  
Swoistej magii, wewnętrznego odrodzenia i nadziei. 
Uścisków, ciepłych słów i tego, by każdy w te Święta czuł się szczęśliwy.

Mokrego Dyngusa, pogody w sercu i na dworze (polu - jak kto woli).


Wesołych Świąt!


P.S. Za oknem słońce, śpiewające ptaki... Zrobię wszystko, by zrealizować dzisiejsze spacerkowe plany:)


środa, 16 kwietnia 2014

Akcja adaptacja

Przedszkole, pierwsze zebranie. Problem adaptacji oraz kwestie organizacyjne.
Może ktoś pomyśli, że panikuję, ale...
Ja naprawdę panikuję.

- Misiek, Ty  będziesz bardziej ''beceć''. - powtarza Mąż.

I śmieję się z Jego przewrotności, podziwiam dobry humor, lecz coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mój chłop ma rację. Biorę pod uwagę, że tak może być, a wiadomo - być tak nie może.

- Nie chcemy widzieć płaczących rodziców. - powiedziano na zebraniu, a ja...?

Byłam przekonana, że ktoś właśnie lustruje moje myśli.
Bo chyba błyszczących oczu nie zauważyła?

Siedziałam jak struta. Radosna, pełna ciekawości, lecz w duchu gdzieś przestraszona.
Z natury nie lubię nowości, porządkuję swoje życie według gdzieś tam wcześniej utworzonych schematów. Rytmicznie i przewidywalnie.  Ma być czarno lub biało. Jak wiadomo - nie zawsze tak jest.

Ostatnio łapię się na tym, że wizja przedszkola urasta w moim myśleniu do gigantycznych rozmiarów.
Wielka zmiana, która za niedługo nas czeka. Może mam za dużo czasu na myślenie?

Obiecałam, więc się podzielę. Z pozoru banalne, lecz niezwykle cenne wskazówki, które przekazano nam na zebraniu w przedszkolu. Czynności i zachowania, dzięki którym w prosty, ale skuteczny sposób pomożemy naszym pociechom w adaptacji, w tym nowym acz obfitującym w wiele pozytywnych wrażeń miejscu:

- Mówmy o przedszkolu z radością, entuzjazmem. Niech dziecko wie, że opowiadamy o czymś, co i w nas wzbudza same dodatnie odczucia. Budujmy aurę pozytywnej tajemniczości.

- Nigdy nie straszmy przedszkolem. Nie pozwalajmy na ''rodzinne dyskusje'', które zawierają w sobie pytania: czy będzie chodzić?, czy zostaniesz bez mamusi? itp. 

- Wraz z dzieckiem kompletujmy wyprawkę przedszkolną. Niech maluch wie, że sam może o czymś zdecydować.

-  W miarę naszych możliwości - zapoznajmy dziecko z obiektem - placówką, do której pójdzie. Opowiadajmy o tym miejscu, wybierajmy się na spacery, by dziecko zaznajomiło się z okolicą.

-  Dbajmy o więzi koleżeńskie, wzmacnianie kontaktów towarzyskich - odwiedzajmy place zabaw, sąsiadów, miejsca, które nie są związane z naszym miejscem zamieszkania, ale mogą pomóc w późniejszej adaptacji przedszkolnej (na zebraniu wspominano o zamkniętych centrach dziecięcych/ placykach wewnętrznych - typu ''Kulkowo''). Zostawiajmy dziecko ze znajomymi - niech wie, co to rozłąka nie tylko z mamą i tatą, lecz także babcią i dziadkiem.

- Starajmy się już teraz (i tak podświadomie to robimy) zwracać uwagę na to, by dziecko: czekało na swoją kolej - pozwalało dokończyć zdanie, czynność, umiało współpracować itp., tłumaczyć po co pójdzie do przedszkola, uczyć samodzielności (samo je, ubiera się, korzysta z toalety).

- Ważne jest, by dziecko - będąc już w przedszkolu - miało jakąś namiastkę domu. Najczęściej jest to ulubiona maskotka. Sugerowano, że można obkleić szyję misia obrożą, na której będą widniały fotografie mamy, taty. Niech dziecko ma blisko siebie tych, których kocha. Ponadto, sugerowano, by przy dziecku ozdobić Jego portret i włożyć np. do portfela. Niech wie, że zawsze jest z mamusią, tatusiem - i o Nim pamiętają.


I to chyba tyle, co zdążyłam zapisać w małym kajeciku i czeluściach mojej pamięci.

W dniu dzisiejszym - bez żadnego castingu - mamy pierwszego kandydata na towarzysza przedszkolnego. Szanowny Pimpuś wiedzie prym. Emilka czekała aż mama przygotuje wszystkie akcesoria (robiłyśmy pisanki, relacja następnym razem) i bawiła się maskotką - pieskiem. 

- Idziemy do przedszkola, Pimpuś. Wiesz? Pójdziesz ze mną?

I postawiła na ziemi Pimpusia. Oryginalnego, wyjątkowego - z niepowtarzalną smyczą - bo z maminej starej torby. A mama się ucieszyła, bo bez żadnego przymuszenia - zasugerowania trasy spacerowej - Emi postanowiła, że pójdzie z Pimpkiem właśnie do przedszkola.





niedziela, 13 kwietnia 2014

Dobra i zła

Mam dwie wiadomości - dobrą i złą. 
Od której zacząć?
Standardowo - zacznę od złej: nie dostaliśmy się do przedszkola państwowego.
Dobra: dostaliśmy się do przedszkola, które nie straszy swoją ceną, a wszystkie ''słuchy'' donoszą, że jest cudowne i takim też odbieramy je my;) Nasz numer jeden. Przedszkole katolickie - z tradycją, kulturą i swoistym przesłaniem. Miejsce, które zahipnotyzowało nas od pierwszej wizyty. Koloryzuje? Wierzcie, że nie. Niestety, oddalone o sześć kilometrów, a nie dwa. Dla nas to różnica, szczególnie, że zmusza to mnie - osobę z etykietą: ''poszukująca pracy'' do znalezienia zatrudnienia możliwie jak najbliżej miejsca, gdzie będzie przebywała nasza Córcia. 
Mama odwozi, mama odbiera:) W naszym przypadku nie ma innej opcji.
No i mama pracuje - oczywiście.
Co dodać? Nie ukrywam, że bardzo się cieszymy, lecz skłamałabym twierdząc, że nie liczyłam na ósmy cud świata, a tym samym na to, że nasze nazwisko znajdzie się na liście przyjętych do placówki samorządowej. Lokalizacja grała w tym wypadku pierwsze skrzypce, i dlatego też braliśmy pod uwagę państwówkę. No i koszty - nie ukrywajmy. Niestety -  kryteria i ilość chętnych. ''Łudziłam się'' - tak, jak łudzi się ten, kto czasem pragnie, by niemożliwe stało się możliwym. 
A że w cuda wierzę - wierzyłam.
Nie dziwi mnie fakt, że nie zostaliśmy przyjęci. Zastanawia mnie jednak to, że nie dostali się inni. 
Nikt się nie dostał.
Nikt z naszej wioski, żadne dziecko pracującej mamy z ''placu zabaw''.
Ciekawe, prawda?

I tak ostatni tydzień upłynął pod znakiem ''afer przedszkolnych'', czwartkowego zebrania, na którym siedziałam ze łzami w oczach. Temat: adaptacja, rola rodziców - ciekawe rady przedstawię w kolejnym wpisie. 


I będzie w domu przedszkolaczek.
A jak u Was? Listy wywieszone?

wtorek, 8 kwietnia 2014

Bawimy się i spacerujemy. I już nie liczy się tylko dom

Moja Emilka nie chodzi. Ona biega. Jest Małym Huraganem, który w zastraszającym tempie przemieszcza się z miejsca na miejsce. Piękna pogoda za oknem powoduje, że dom staje się jedynie miejscem, gdzie śpimy, czasem przebieramy się lub wstępujemy zrobić herbatkę. Ostatnio nawet jemy na zewnątrz - to znaczy przy małym, plastikowym stoliczku. Poranna gonitwa, wieczorny maraton, a tak pomiędzy - plac zabaw i spacerki w cudownym towarzystwie. Przyjechała ''ciocia'' Ewelinka z ''wujkiem'' Łukaszem i Zosią, a my cieszymy się Ich obecnością. Mała Zosia skradła nasze serca, a ja - ilekroć zerkam na Nią - zastanawiam się jak to możliwe, że moja Córcia była kiedyś w tym wieku, a - za ponad 2 miesiące - skończy trzy latka...
Kiedy mama z mamą się zejdzie, a na dodatek widują się raz na rok, tematów do rozmów nie brakuje. Znacie to, prawda? 
Dlatego korzystamy-Ile się da. Z czasu, z pogody, z wolnego.
Emilka, mimo napadów zazdrości - bo mama zapragnęła potrzymać małą Zosię - pozytywnie nas zaskakuje. Widać, że ta maleńka Osóbka spowodowała, że Emi jakoś bardziej ''toleruje'' konkurencje.

Ostatnio bardzo nas zaskoczyła -że tak powiem - nie nasza Córcia. 
Kiedy odwiedziły nas nasze ''Bratnie Duszyczki" ze swoją pociechą -
pięknie bawiła się z Madzią, dzieliła zabawkami. Nawet zapytała mnie, czy ''dzidziuś w brzuszku cioci Karolinki ma podusię?''.

Sukces. Nareszcie się dzielimy, pozwalamy, czynnie uczestniczymy w zabawie. Na potwierdzenie tego, że Emilka nieco się zmieniła jest jeszcze jedna sytuacja. Kiedyś hasło: ''dom" było równoznaczne z tym, że nasza Mała Mi od razu stawała przy drzwiach. Nie ważne gdzie, nie ważne z kim, nie ważne jak. Kiedy zbliżała się pora wyjścia - była pierwsza w gotowości. Teraz jest NIE. Chce się bawić, zostać. Na urodzinach u Babci Zuzi nie miała zamiaru jechać do domku, a ostatnio siłą zabierałam Ją od małej Julci. 
Bo piaskownica.
Bo zabawa. 
Bo z Julcią.
I koniec.

Nie wierzę...

Z mojej Outsiderki zrobiła się prawdziwa dusza towarzystwa. 
Ajć! Nie zapeszam:) 
Może to chwilowe?

Nie zgadniecie, gdzie idę w czwartek. 
Płakać mi się chce... 
No cóż, jestem rodzicem:)
Moja Dziecinka już taka duża!

Pozdrawiamy!


sobota, 5 kwietnia 2014

Z cyklu: Mała Mi powiedziała

Zdania i zwroty, które wyzwolą niekontrolowany atak śmiechu.
Czytasz? Tylko na własną odpowiedzialność:-)


"Dawno, dawno temu żył sobie dzielny pieseczek, który nazywał się Buruś.''

"Ja nie umiem tego potrafić"

''Iwan mi zrobił...yyy...niech pomyślę...dziurę!"

"Emilka nie miała gąbki. Dziękuję ci, mamusiu, że mi kupiłaś gąbkę."

"Ta Kuba jest taka niegrzeczna". (O psie zwanym Kubusiem)

''Iwan - ostrzegam cię - nie szczekaj, bo pójdziesz do kąta!"

"Jest mgła na polu i mnie brzuch boli."

"Mamo, kupka jest taka twarda, że jej nie ugryziesz. Bo jest taka twarda i ogromna." (Na nocniku, po fakcie) :-)))

''Mamusiu, wypij kawkę, żeby cię brzuch nie bolał".

''Dziękuję ci, Maryjo, że mam takiego urodziwego syna".

"Mamo, bij Pimpusiowi brawo, bo on śpiewa ''Ja uwielbiam ją".

"No, mów: dziękuję ci Emilko, że mi tak pomagasz i że zupę tacie ugotowałaś".

"Kocham cię, mamusiu, wiesz kochanie?"

"Tatuś, musisz czytać, żebyś się uczył. Nauczyłeś się już?''

''Ale masz ładne kolczyki, babciu Usiu. No, bardzo ładne!

''Mamusiu, Iwan strzelił kupkę?''
 

I na koniec. Powiew tęsknoty za smoczkiem:


"Jak Emilka będzie malutka to będzie miała mumolka.".


I pamiętajcie:

''Nie trzeba opowiadać bzdurów. Wszystkie dziewczynki nie opowiadają bzdurów".


Miłego weekendu:)

P.S. Powoli nadrabiam moje nieobecności.