czwartek, 26 czerwca 2014

Trzy latka!

Dwa dni temu...

Dwadzieścia minut po północy, a my - tradycyjnie - nachyleni nad łóżkiem naszej Córeczki. To już trzeci raz, kiedy 00.20 staje się dla nas tak ważnym układem wskazówek na tarczy zegara. Patrzę na Nią i widzę wszystko, co dane nam było przeżyć trzy lata temu i przez te wszystkie miesiące składające się na ten okres. Poród, strach, nadzieja, walka...Szczęście. Największe szczęście na świecie. Po raz kolejny (wiem, że to banalne), nie mogę pojąć jakim cudem to wszytko TAK szybko minęło. 
Trwam nad Jej łóżeczkiem jeszcze chwilę, zerkam na śpiącą Królewnę, głaszczę po główce, która już wcale nie mieści się w dłoni. Wzruszenie ściska serce. Jest noc, a ciemność potęguje wszelkie doznania. Po raz kolejny czuję to, co czułam WTEDY. Dziś mam PEWNOŚĆ, dziś nie ma pytań, a strach ogranicza się do typowych obaw każdego rodzica (no, może powiększony z powodu wcześniejszych doznań).
Przez myśli przelatują skrótowe migawki.
Zaczynamy kolejny etap.

W naszym domku biega trzylatka...Nasza MIŁOŚĆ, SZCZĘŚCIE, CUD.


Kilka godzin później...

Ranek. Emilka wybudza się ze snu. Biegnę do lodówki, bo tam czeka niespodzianka, którą przygotowałam dla mojej Córeczki. Nie uwierzycie, ale upiekłam swój pierwszy tort w życiu! Tak bardzo chciałam to zrobić właśnie dla NIEJ. Nie mam zdolności dekoratorskich, ale wybrałam całkiem łatwego bohatera - ''Bzyczka"' z bajeczki ''Ul''. Wbijamy trzy świeczki, zbliżamy się w stronę łóżka. Nasza Emilka nieco zaskoczona, ale radość jest. Zaczynamy śpiewać ''Sto lat''. Nasz wokal przerywa:

Ja tak nie lubię sto lat....


Przestajemy. No tak, zapomniałam. Emilka nie lubi ''sto lat''.:)


W weekend przyjęcie, rodzinka, drugi - już zamówiony - tort. 


Trzy latka...
Mój Boże, jak to możliwe?


W dniu trzecich urodzinek!





poniedziałek, 23 czerwca 2014

Tatuś, tatuś - co Ci dam?

Cudowny poranek!
Gdy emocje już opadną trzeba wrócić do normalności i przywołać to, co dziś dało nam piękny początek dnia. Z okazji Dnia Ojca uknułyśmy pewien podstęp. Przez ostatnie kilka dni Emilka sekretnie strzegła tajemnicy, której sedno stanowił wierszyk dla Taty - z okazji Jego święta - oraz laurka. I tak dane mi było oglądać jeden z najpiękniejszych widoków - moją Córeczkę, która z wielkim zaangażowaniem deklamowała dla Taty oraz ogromne wzruszenie mojego Męża. Co dodać?
Bezcenne chwile.

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA WSZYSTKICH TATUSIÓW!




wtorek, 17 czerwca 2014

Cyrk, urodziny i...przymiarka

Na blogu cisza, ale to pozory - u nas naprawdę wiele się dzieje:) Bo czy Ktoś, kto jest mamą ma czas na nudę? Na narzekanie, że w danym dniu nic ciekawego się nie wydarzyło?  Chyba nie, więc i ja nie mam takiego zamiaru. 

Na szczęście w mamę wstąpiły siły witalne i można ''normalnie'' egzystować. Pogoda zaczyna znów nas rozpieszczać, więc w myślach tworzą się plany na wakacje, skupione jedynie na jednodniowych wyprawach. A poza tym? Znów zaserwuję banał i stwierdzę - nie wierzę, że za siedem dni, Emilka skończy trzy latka! Moja mała Dziewczynka...
Pomysł na tort jest, ale jak na złość - zlikwidowano moją ulubioną cukiernię, tzn. zmieniono lokalizację punktu. Niestety - dużo dalej, dlatego  trwają poszukiwania nowej. I jak zwykle - przyjęcie, które zostało przełożone na ostatni weekend czerwca. W tym roku szykujemy dodatkową niespodziankę dla naszej Córci;)

Miniony weekend obfitował w wiele emocji. W sobotę byliśmy w cyrku. To już drugi raz, kiedy Emilka mogła zasiąść na widowni. Tym razem nie był to cyrk lokalny, lecz bardzo popularny ''Cyrk Zalewski", który już kolejny raz gościł w Krakowie. Spodziewaliśmy się wiele. Ba, bardzo wiele! W końcu renoma, tradycja, no i... cena. Niestety, chyba się przeliczyliśmy. Repertuar ciekawy, choć szału nie było. Emilka ''chichrała'' na widok tańczących koni i piesków. Oczarowana występami akrobatów, sztuczkami na rowerze. My - momentami znudzeni iluzjonistą oraz rozczarowani brakiem innych zwierząt. Ja - przerażona widokiem wariacji na motorze (trzech motocyklistów i kula śmierci, oni wirujący w środku). Stwierdzam, że wolę przyjezdne i mniejsze cyrki, które serwują mnóstwo atrakcji dla dzieciaków w każdym wieku, a już na pewno - więcej zwierzaków. 

W niedzielę byliśmy na urodzinach mojej Chrześnicy, którą Emi uwielbia. Kiedy się bawią śmieje się cały świat. Emilka pięknie złożyła życzenia, towarzyszyła przy ''dmuchaniu'' świeczek, a dodatkową atrakcją stał się żywy króliczek, z którym na przyjęcie przyszła koleżanka Gabrysi. Domyślacie się pewnie, o czym teraz często słyszę od mojej Córci:) Nic nie dodam...Biedny królik.
Na dodatek, dziś - przez zupełny przypadek, bo w drodze ze sklepu - ''wylądowaliśmy'' u pewnej Pani, która przedstawiła nam swój nowy ''nabytek'' - chyba najmniejszego psiaka, jakiego widziałyśmy w życiu. 
Emilcia piszczała z radości, a w domku kilka razy powtarzała, jak bardzo chciałaby takiego ''maleńkiego pieska''.  Nadal trzymam się wersji, że to jeszcze za wcześnie na takiego pupilka dla Niej.

A dziś? Przymiarka. Zobaczcie sami:


Sypiemy kwiatki:)
W Boże Ciało:)

Pozdrawiam!




środa, 11 czerwca 2014

Wianuszek


Skwar leje się z nieba, mama - od niedawna to już tradycja -  ma kłopoty zdrowotne, więc - dosłowne - uziemienie staje się musem - przynajmniej do czasu, kiedy Babcia wróci z pracy. Jak to dobrze, że ktoś wymyślił książeczki, bajeczki i puzzle. Jak dobrze, że jest Tatuś, na którego - jak zawsze - można liczyć.

Ostatnio Emilka zachwyca się kultową bajką - ''Reksiem'', a mnie to całkowicie odpowiada - mało słów, wiele treści. Klasyka zawsze modna, a uniwersalność niezwykle potrzebna. To, co serwują  nam niektóre kanały ''dla dzieci'' zakrawa o pomstę do nieba.
Co najbardziej podoba się Małej? Oczywiście moment, w którym tytułowy piesek przybija pieczątki. Kocham ten śmiech! Nowością, z której niezmiernie się cieszę, jest to, że coraz częściej słyszę: ''Mamo, jestem głodna", i gołym okiem widać, że nasza Córcia trochę nabrała ciałka. Nasza Gaduła - jak to zwykle bywa - zaskakuje swoimi tworami słownymi. Frazy z bajek, książeczek, wyrażenia nabyte poprzez obcowanie z innymi ludźmi:

- Co nie?
- Mamo, jestem z Ciebie taka dumna!
- Daj mi pić, jeszcze jestem nienapita.
- Niech to gęś kopnie!
- Jestem jeszcze taka troszeczkę malutka.

I wiele, wiele innych. Toczymy już całkiem poważne konwersacje, a zdania naszej Córci czasami nie tylko śmieszą, ale i wzruszają.

Tradycją - chwilowo wstrzymaną na kilka dni - stały się wyprawy po polne kwiatki. Emilce sprawia to wiele radości, a ja? Przypominam sobie moje dzieciństwo.
I właśnie kilka dni temu moja kochana Babcia, która kiedyś tworzyła wianki dla małej Justynki, zrobiła takie cudo dla swojej Prawnuczki. I cóż tu dużo pisać...Moja Mała wyglądała jak leśna Księżniczka, a zachwyt w oczach Babci...Bezcenny.





sobota, 7 czerwca 2014

''To coś''

Jakiś czas temu...

Siadam.
Wiki w siódmym niebie, bo Emilka przyszła.
Emilka - ku mojemu zdziwieniu - wyciąga rączkę i pozwala koleżance zaprowadzić się na kocyk.
Zaczynają układać klocki.
U. robi kawkę.
Ufff....
Będą się bawić?
Rozglądam się i delektuję widokiem mojej Córeczki i naszej Sąsiadki. Wokół pełno zabawek. Niespodziewanie ''Coś'' zaczyna łapać mnie za nogę. Mają kota? - myślę. Nie! To Ona. Wychodzi po mnie, wspina się. Łapie za włosy, tuli.

- U., Ona raczkuje? Już raczkuje? - pytam.
- O nie!  'Dziecko Cygana'  - powiada U. - Do każdego pójdzie.- dodaje.
- Jeju... Jaka Kochana, cudowne dziecko.

Mała P. uśmiecha się do mnie.
Rozpływam się. Emilka patrzy z boku, co chwilę podbiega do mnie. Bada sprawę, nie pozwala mamie zbytnio zajmować się P.

Mama przypomina sobie jak to było kiedy...
Mama znów czuje ''to coś'', co szybko wypiera myśl: jeszcze nie teraz...
Mama czuje to, kiedy widzi brzuszki, wzrok Tatusia, w niektórych momentach.
Często.
Coraz częściej.

Ale wraca do rzeczywistości.
Bo jeszcze chyba nie czas...
Ale kiedy ten czas będzie. I czy będzie?
Chciałabym.

Póki co - delektuję się widokiem ciężarnych koleżanek, cieszę na myśl - o każdym nowym człowieczku, który przychodzi na świat - tu i tam - u bliskich nam osób.
W maju i czerwcu ciesze się obficie i szczególnie:)

Mam Emilkę - mój Skarb.

P.S.

Czas ucieka jak szalony. Mała P. już chodzi ;-)





środa, 4 czerwca 2014

Dzień Dziecka i DKMS

Moje roztargnienie sięga zenitu, dlatego mało mnie to ostatnio. Robię jedną rzecz, myślę o drugiej, a w rezultacie - żadnej nie kończę. Nie mogę zwalić na przesilenie wiosenne (ono chyba najbardziej daje każdemu we znaki), bo za oknem prawie lato. Powodem chyba jest to, że za wcześnie martwię się tym, co będzie i jak będzie, kiedy za trzy miesiące nasza codzienna rutyna ulegnie diametralnej zmianie.
Przedszkole, praca...
Ja z tych, dla których jedna sprawa potrafi być dominantą dla wszystkiego.
Tym razem chodzi o drugą stronę medalu. Nie adaptację Emilki do nowego środowiska, lecz o mnie.
Nie wiem jak poradzę sobie bez Niej.
Tak, ja.
Bez Niej -  c a ł y ranek,  południe, zawsze.  Tak bardzo przyzwyczaiłam się do obecności Emilki na każdym kroku, że egoistycznie zaczynam myśleć o sobie.

Za nami Dzień Dziecka. 
Naszego, ukochanego, jedynego.
Dzień, w którym - jeszcze bardziej - dało się zauważyć pęd czasu, dla którego każda mama potrzebuje chyba odrębnej miary. Uśmiechnięta buźka naszej Dzieciny nastrajała optymistycznie każdego, kto z nami przebywał w tym wyjątkowym dniu.

Właśnie w niedzielę, mieliśmy okazję być na organizowanych już po raz 23. Dniach Niepołomic. Święcie naszej gminy, które co roku przyciąga tłumy. Stałą atrakcją jest wesołe miasteczko z Czech, występy, konkursy, mnóstwo imprez kulturalnych - w tym koncerty i wystawy. Z całej gamy atrakcji wybraliśmy te klasyczne, lecz dające mnóstwo satysfakcji. Wystarczył park, w tle muzyka, ''nasza paczka'' i biegająca Emilka, która miała wielką uciechę, kiedy bombardowała chłopców pistoletem na bańki mydlane. Nasza Córcia była oczarowana widokiem wesołego miasteczka, lecz w efekcie był to tylko słomiany zapał. W dziecięcym pociągu towarzyszką musiała być mama, a dmuchany zamek był najlepszy przy wejściu - grunt, że dało się skakać, nie ważne, że nie w środku. Chyba za dużo nowości, a do tego, co nieznane nasza Córcia podchodzi z dużym dystansem. Stowarzyszenie Motocyklistów zorganizowało specjalną wystawę swoich pojazdów dla dzieci, wiec Tatuś nie pogardził tematem, i bez chwili wahania usadowił  swą Pierworodną na maszynie, która na mamie nie robiła żadnego wrażenia, choć całe show było świetne.
I jeszcze jedno. Udało mi się zrealizować to, co od pewnego czasu miałam w planach - zgłosiłam się jako potencjalny dawca komórek macierzystych do fundacji DKMS. Tak niewiele potrzeba. Przeprowadzono wywiad, wypełniłam formularz, zrobiłam wymaz.
Mam nadzieję, że kiedyś znajdzie się Ktoś, komu będę mogła pomóc.
Tak prosty gest, a może zdziałać tak wiele. Dać życie, zdrowie.
To samo zrobił Mąż, nasi kochani znajomi. Emilka biegała wesoło, dopingując mnie swoim uśmiechem i zaczepkami (Drogie Mamy, wiecie dobrze, że niekiedy wyczynem staje się wypełnienie jakiegokolwiek dokumentu w obecności potomka).
Ukradkiem zerkałam na Nią i wiedziałam, że WARTO.
I że to dobra decyzja.