wtorek, 27 maja 2014

Mama


Pamiętam swój pierwszy dzień mamy - w popłochu, jeszcze z niedowierzaniem, z emocjami, które nieuporządkowanie tkwiły gdzieś głęboko, obchodziłam swój pierwszy 26 maja...
Miałam przed sobą Dziecinkę, która - wtedy - za ponad miesiąc miała ukończyć roczek.
Dziecko, które od pierwszych swych chwil owładnęło mną całkowicie i w parze z moim Mężem pokazało, co znaczy SZCZĘŚCIE I SPEŁNIENIE.

Wtedy spała, a Jej maleńkie rączki oplatały małego pluszaka, którego podstępem podłożył Tatuś. Wyglądała tak słodko, tak niewinnie. Moja Dziecinka...

....

Wczorajszy Dzień Mamy był inny. Małe usteczka wypowiedziały najpiękniejsze słowo świata, a ich Właścicielka wręczyła mi piękny kubeczek, do którego dodatkiem miała być własnoręcznie wykonana laurka. Niestety, Emi zbuntowała się i postanowiła, że tym razem dla mamy nic nie narysuje. Z uśmiechem na ustach oznajmiła mi ten fakt, a ja postanowiłam, że sama poproszę o to. Tatuś, który objął pieczę nad całym przedsięwzięciem -  nalegał w ukryciu, by Emi coś dla mamy przygotowała - zasmucił się, bo nasza Córcia była nieugięta.
Nie. I kropka.
Na koniec oznajmiła mi: '' Oj, to ja się smucę, że ty się smucisz, że ci nic nie narysowałam".

Fakt, ciut smutno mi było (liczyłam na pierwszą w życiu laurkę), ale - mimo tego - uściski, słowa i całusy sprawiły, że kolejny już Dzień Mamy spędziłam bardzo miło. Święto, które jeszcze kilka lat temu kojarzyłam wyłącznie z moją kochaną Mamą, dziś jest także moim świętem.
Dniem, w którym jeszcze bardziej człowiek uświadamia sobie, jak bardzo jest komuś potrzebny i jak mocno kocha to swoje ''Maleństwo".

Jestem mamą. 
Najszczęśliwszą.
Spełnioną.
Mamą - jak dla mnie - najcudowniejszej Córeczki pod słońcem.





czwartek, 22 maja 2014

I po raz kolejny - ''Kamienny Krąg''

I stało się.
Długo planowane, przekładane, lecz tak bardzo wyczekiwane spotkanie doszło do skutku.
I tak: Adulka, Ewcia, Madzia i ja - Mamy z ''Kamiennego Kręgu '', o których już pisałam (m.in. TU i TU), miały okazję spotkać się i spędzić cudowne kilka godzin we własnym towarzystwie. 
Dużo by pisać, jeszcze więcej opowiadać. 
Nie dość, że spotkanie miało miejsce w wyjątkowym czasie i okolicznościach, to na dodatek było pełne wzruszeń, radości, uśmiechu, cudownych prezencików i ...jedzenia!

Jak wielka jest siła takiej przyjaźni - każdy wie, kto takiej doświadczył.

Lawina niekończących się tematów, dwie bawiące się Księżniczki, wzrok wędrujący w jednym kierunku.
Szczęście.


WIELKIE DZIĘKUJĘ DZIEWCZYNY - ZA DZIŚ, ZA ''ZAWSZE'', ZA KAŻDY KOLEJNY RAZ.
ZA TO, ŻE Z WAMI WSZYSTKO JEST INNE - ŁATWIEJSZE.

ZA LEKCJĘ - NADZIEI, WIARY, POKORY I ODWAGI.

ZA TO, ŻE JESTEŚCIE.

I za czwartek, który pozostawił w mej pamięci - oprócz Was samych i ''naszych'' Księżniczek - jeden, cudowny obraz. 
Cztery dłonie na Brzuszku...




poniedziałek, 19 maja 2014

Nasze DZIŚ

Słońce, błękitne niebo i poziom endorfin, który podnosił się z każdą godzinką. Piękna pogoda za oknem pozwoliła, by dzisiejszy słoneczny dzień celebrować w terenie lub na podwórku. Nareszcie.

Choroby, deszczowy tydzień - to wszystko spowodowało, że brakowało jednego, jakże stałego elementu - placu zabaw, na którym nie byłyśmy prawie cztery tygodnie! Z dniem dzisiejszym - z nastawieniem na kolejne dni - licząc na sprzyjającą aurę (czyt. zero chorób i piękną pogodę), wznowiłyśmy nasz codzienny zwyczaj i pędem udałyśmy się na lokalny placyk.
Roześmiane buźki, piski, okrzyki, zachęty do zabawy. Znajome twarze, które - chyba na zawsze - będą kojarzyć się mi z okresem, kiedy cały dzień był dla nas - mnie i naszej Córeczki. Miejsce, dzięki któremu - tak myślę - wiele zyskała Emilka. Rówieśnicy, pierwsze ''zabawy w grupie'', zaczepki. I my - mamy, które miały (i mają) podobne troski, rozterki, niekiedy historie. 

Niesamowite, jak bardzo człowiek przywiązuje się nawet do takich - niby - niepozornych miejsc. Do ludzi, z którymi nie tak dawno było się na ''dzień dobry'', a którzy teraz stali się tak bliscy. Do znajomych twarzy dzieciaczków. Do rutyny.

Emilka, pełna ochoty, zapału i radości PRZED spacerkiem, troszkę jakby nie mogła odnaleźć się  na samym placu. Znów pojawił się lekki dystans, obawa, a rączki lub noga mamy służyły za podporę i schronienie. 
Myślę, że to wina przerwy i wkrótce wszystko powróci do normy.

Po placyku i spacerku wróciłyśmy do domu, by napełnić wygłodniałe brzuchy, a kolejne godzinki spędzić w piaskownicy. 

Kolejny raz spojrzałam w niebo, które przypomniało o tym,  jak ważne jest TU i TERAZ.
Które cicho szeptało, że za kilkanaście tygodni wiele się zmieni.

Promienie słońca dodały nowej energii, a uśmiechnięta buźka naszej Dziecinki, która przed snem powiedziała mamusi, że się bardzo cieszy - ot, tak - bez żadnego wstępu czy zapytania była najpiękniejszym zwieńczeniem dnia.

I nawet były momenty, kiedy nie myślałam o nóżce Emilki. I - ku mojej radości - dziś Mała pięknie chodziła.

Bo chyba nie ma na świecie człowieka, który się niczym nie martwi.








środa, 14 maja 2014

A co u nas?

 Kiedy to zleciało?

Niebawem - za ponad miesiąc - będziemy świętować trzecie urodzinki Emilki. To tak banalne stwierdzenie, ale towarzyszy chyba każdej mamie, która - co jakiś czas - łapie się na tym, że Jej dziecko już nie jest niemowlakiem, że coraz więcej potrafi, rozumie, że piżamka ma być we wzorki, a śniadanie wg ściśle określonego schematu. Że już nie 92, lecz 104. 

Że za chwilę pójdzie do przedszkola, a  cała rutyna dnia codziennego ulegnie diametralnej zmianie.
 
Jak mierzyć czas wspólnych dni, zabaw?
Każdy kolejny miesiąc...
Oczekiwanie na pierwszy ząbek, chód.
Pierwszą świeczkę na urodzinowym torcie...
Kiedy to  było?

Radość, łzy, duma i świadomość, że ten mały człowieczek zrodził się z nas. Że jesteśmy maleńką rodzinką...

....
 
Nie wiem - czy tylko nasze niebo oszalało i wylewa z siebie hektolitry deszczu (jakoś nie na bieżąco jestem z prognozą pogody) -  ale stan uziemienia w zamkniętej przestrzeni trochę daje nam we znaki. W domu maleńki remoncik, więc nic dodawać nie trzeba - mimo że bardziej zewnętrzny, to miotła i odkurzacz są nieodłącznymi towarzyszami dnia codziennego. Emilka w pełni zdrowa (mam nadzieję), choć jutro i tak mamy zamiar skorzystać z porady lekarza - jest kilka spraw, które niepokoją, ale o tym wkrótce. Przebyta choroba trochę nastraszyła, więc - z założenia - przewrażliwiona mama widzi dookoła same niepokojące sprawy.

Ale dziś o postępach, nowościach. O tym, czym nasza Córcia ostatnio zaskoczyła swoich rodzicieli. I otoczenie, bo do ludzi wychodzimy czasem:)

1. Pijemy (normalnie) z kubka!

Ktoś stwierdzi - ale jak to? To nie piła wcześniej? Wiem, wiem... Dzieci w tym wieku już powinny - jak powiadają. I pewnie większość piła dużo wcześniej. U nas kubek był od dawna, ale żeby czynność nazwać piciem... Używaliśmy bidonów, niekapka, nawet butelki. Na kubek trzeba było czasu. I właśnie nastał odpowiedni.
Nie chodzi o rozlewanie (to mnie nigdy nie ruszało), ale o DŁAWIENIE. Kto zna naszą historię od początku, ten wie, dlaczego każde zadławienie Emilki wyzwalało w nas wielki niepokój.
Jest coraz lepiej, łyki są mniejsze.


2. Rozróżnia i płynnie wymienia kolory, liczy do 20

Nie narzucałam. Stosowałam zasadę - określaj daną rzecz kolorem tak, by całość była jak najbardziej naturalna:

''Proszę - czerwone jabłko''.

''Ubierzemy różową;) bluzeczkę".

Wychodziło to spontanicznie, i raczej nie było ukierunkowane na to, by Emilka znała kolory - już, teraz.
Nasza Córcia najwięcej zawdzięcza swojej ciekawości. Bo interesowało Ją jaki kolor bluzki ma babcia.
Jaka jest piłeczka, klocek, poduszka? 
Był czas, kiedy pytania o barwę stały się częstymi - jeśli nie bardzo częstymi - elementami każdego dnia.
Na dzień dzisiejszy hitem jest liliowy - bez trudu go rozpoznaje.


3. Jest coraz bardziej samodzielna

Złapałam się na tym, że są momenty kiedy się nudzę. Tak, czasem tak jest. Jakoś za szybko się ze wszystkim wyrabiam - jak nigdy:) Pobudka, śniadanie, porządki, gotowanie...

Ale zaraz... Emilko? Sama się pobawisz? 
I bawi się. I bieliznę ubierze, i spodenki. Mama siedzi i patrzy. W spokoju poprasuje i jeszcze książkę poczyta, kiedy Dziecinka w piaskownicy, albo kiedy rysuje. I czasem pojawia się tęsknota...Bo tak jakoś szybko minął czas, kiedy było się niezbędnym do... wszystkiego.
No i deszcz... Nie ma placu zabaw, spotkań z dzieciakami, plotek z mamami. 

Kąpiel, a po kąpieli:

- Ale ja chcę piżamkę we wzorki! Nie z Myszką Miki!

Że co? 
I sama się ubiera, a ja tylko poprawiam.

P.S. Nasza Dziecinka postanowiła nam trochę przypomnieć, że noc nie zawsze musi być przespana. Przez trzy minione dni wstawała o 4.00, 5.00, 5.00. Nie napiszę, o której chodziła spać:)


4. Udoskonaliła swój warsztat artystyczny:)

Dotychczas, każda postać, piesek czy drzewo było ''patyczkiem'', krzyżykiem, kreską. Wszystko się zmieniło. Dokładnie w moje imieniny - a było to pewnego kwietniowego dnia -  Emilka narysowała coś, co totalnie zbiło mnie z tropu. Pękałam z dumy!  Kilka dni później pojawiły się kolejne dzieła mojej Córci:

Bohaterowie z bajek

Pan ze smyczą

''Jakiś'' Pan


Pojawiły się i nóżki, i rączki, i buty. I nowe, nieznane kształty.

5.  Bawi się maskotkami, z ciekawością poznaje zapachy

Miś już nie leży w kącie! Emilka zaczęła bawić się pluszakami (już nie liczy się tylko Pimpuś). Nowością jest to, że często przemawia do mnie miś, a nie Ona - oczywiście Emilcia użycza mu swojego głosu. I tak bawimy się, dyskutujemy, radujemy się, karmimy,  złościmy się, przepraszamy, chodzimy do kąta itp.
Ale to miś i mama. Bo Emilka tylko trzyma.
Kaufland też często do  mnie mówi:)


Co do zapachów...
Oficjalnie i TU - nie przyznałam się chyba nigdy - choć wiele bliskich mi osób wie. Ze mnie prawdziwa zapacholiczka. Uwielbiam zapachy starych/nowych książek, palonej trawy, benzyny, płynów do prania/płukania... Nie chcę nawet wydłużać tej listy, bo pomyślcie, że zwariowałam:) Ale spokojnie, nie jestem sama!
Otóż, chodzi o to, że <już kilka razy > przyłapałam Emilkę, jak dosłownie ''obwąchiwała'' gazetę!
I myśl: O Boże, ma to po mnie? Widziała, czy co?

Uspokoiłam się, jak zobaczyłam, że najchętniej wącha kwiaty, więc aromatyzujemy się obie zapachem małych cudeniek, które wyrosły w ogródku...


... a teraz goszczą na naszym stole. A to, że nie jestem sama? Znam osoby o podobnych upodobaniach:)

6. I to, co najpiękniejsze: KOCHAM...

To, że nasza Córcia nie szczędzi wyznań -nie tajemnica - ale do słów doszły czyny:

- Pokażę Ci, Mamusiu/ Tatusiu, jak Cię kocham...

I  małe rączki oplatają szyję - z całych sił.

Czasem naprawdę blokuje oddech:)
Ale co tam! Mama i tak kocha mocniej. Tak, że pokazać tego nie może.




 







 
 

sobota, 10 maja 2014

Kaufland

Kilka dni temu...

Emilka bawi się konikiem, którego dostała od Babci. Można go czesać, więc Mała jest zachwycona.

- A jak ten konik ma na imię, Emilko? - pytam.

Córcia podchodzi do mnie i mówi:

- Cześć, jestem konik.
- Cześć koniku, ale jak masz na imię? - drążę temat.
- Kaufland. I mieszkam w domu, i mam ciocię.


Do ''Kauflandu'' nie jeździmy, ale dziwi mnie fakt, że nie mamy jeszcze w domu ''Biedronki'' lub ''Tesco'':)
Dodam, że wśród lal i misiów prym wiodą Anie i Kasie:)
Kaufland?
Kauflandem pozostał;)

poniedziałek, 5 maja 2014

Pokrzywka i lekarzy ciąg dalszy

Wiedziałam, że na jednej wizycie się nie skończy. 
Czułam to, a jednocześnie starałam się odpychać wszystkie czarne myśli z głowy. 

Po trzech dniach przyjmowania antybiotyku, na ciele Emilki zaczęły pojawiać się dziwne plamy z pęcherzykami. Bardzo się wystraszyłam, bo plamy te nie dość, że punktowo pokrywały skórkę Emi, to - na dodatek - zmieniały swoje miejsce. Dosłownie! Gwałtownie pojawiały się np. na twarzy, po to, by po kilku, kilkunastu minutach zniknąć i  obrać za lokalizację inne miejsce, np. brzuch. Emilka, mimo tego że swędziało, bardzo swędziało - po raz kolejny - nas zaskoczyła, bo... nic sobie z tego nie robiła. Zdenerwowanie przychodziło, kiedy - non stop - mama lub tato podnosili koszulkę, by sprawdzać wygląd i rozmieszczenie zmian skórnych.
No dobra - głównie mama.

Szybki telefon, kolejna wizyta.
Ostawienie antybiotyku, zmiana lekarstw, nieco inna koncepcja dalszego leczenia
Inny lekarz.
I nazwanie ''tego czegoś'', co napędziło nam tyle strachu, co spowodowało, że mama niemal nie dostała zawału. Na szczęście Tato zachował spokój, za co dostało  Mu się od mamuśki. 
No, bo jak w takiej chwili się nie denerwować! 
Ktoś musi być opanowany i zachowywać zimną krew w podbramkowych sytuacjach - ja to stwierdziła moja koleżanka. Po wewnętrznym ''uff'', jakiego dostałam, kiedy lek odczulający zaczął działać - zgadzam się z słusznością tych słów, hołduję Mężowi. 
I koleżance - za święte słowa i - jak zwykle - za duchową pomoc:)

''Pokrzywka". Ta z pozoru ''łagodnie'' kojarząca się nazwa, nijak ma się do rzeczywistości. To wysyp na skórze, uczulenie - reakcja na przyjmowane leki, pokarmy, środki chemiczne, konserwanty... Długa lista. U dzieci ma zazwyczaj postać ostrą. Bąble pojawiają się szybko i równie błyskawicznie znikają.  Zazwyczaj trwa do dwóch dni, niekiedy znacznie dłużej.


I tak było u nas. Emilkę uczulił przyjmowany antybiotyk, który natychmiastowo został wycofany z dalszego leczenia. Dodam, że Pani dr, u której byliśmy ''z uczuleniem'' - miała mieszane uczucia, co do diagnozy poprzedniej dr. Lekarze...Temat rzeka. Nie będę pisać, wiele już napisano. Po dwóch dniach uczulenie minęło, zaczęliśmy zakrapiać uszka nowym lekiem (usłyszeliśmy, że niby nie leczy się zapalenia ucha antybiotykiem, ale dostaliśmy krople, które zawierają antybiotyki). Emilcia, mimo choroby, tryskała energią i zapałem do zabawy, a ja? 
Po raz kolejny zastanawiałam się: Jak Ona to robi?

Było coraz lepiej. Kontrola, dobre wiadomości. W piątek pozwoliłyśmy sobie nawet na małe wyjście na polko - ''przewietrzyć się''. Siedzenie w domu - zarówno dla mnie, jak i Córci - jest niezmiernie uciążliwe. Codzienne spacery na stałe wpisały się w nasz rytm dnia. Na sobotę planowaliśmy wielki debiut Emilki w... sypaniu kwiatków w czasie procesji, na nasze parafialne święto. Babcia sprezentowała cudowny strój krakowski, którym nasza mała ''Krakowianka'' - w czasie prób kostiumowych - była zachwycona. Z przyjemnością paradowała po domku, a najśmieszniejsze było to, że do stroju koniecznie chciała nosić... palmę. Z Niedzieli Palmowej. A o czerwonych koralach już nie wspomnę.
Było dobrze. Było.

Wczoraj nie sypała kwiatów. Na szczęście zapomniała o obietnicach - że pójdzie, że będzie, że kwiatki...
My pamiętaliśmy i było tak jakoś smutno.
Dzień zaczął się od dziwnego, ''szczekającego'' kaszlu. Minęło. Dziś mieliśmy identyczny scenariusz - ranek i kaszel. Potem spokój.

Co przyniesie tydzień? Boziu, daj zdrowie. Dość tego chorowania...