sobota, 13 kwietnia 2013

Siła jest KOBIETĄ, czyli o ''Kamiennym Kręgu''

Chyba w drugiej lub w trzeciej dobie, pobytu Emilki na oddziale moje oczy - bardziej świadomie - zaczęły zauważać to, co dzieje się wokół. I zobaczyły coś niezwykłego...
Zobaczyłam salę, a w niej nie tylko grupę pielęgniarek zgromadzonych przy stoliku, w gotowości gdy tylko pojawi się '' alarm '', nie tylko inkubatory, ale małe człowieczki w nich mieszkające. Nie tylko puste krzesła, ale siedzących rodziców. Zobaczyłam to wszystko, co mnie otacza. Wcześniej to było, ale skupiałam się jedynie na mojej Emilce i na sobie. Widziałam, że obok inkubatora mojej córeczki jest inny, że leży tam jakiś maluszek, trochę większy od mojej Emilki. Nawet powiedziałam ''dzień dobry'' do pewnego Pana ( tym Panem - tata Marysi ), gdy po raz pierwszy przyszłam do mojej Kruszynki, a on siedział nieco dalej. Widziałam, że Ktoś jest obok, ale na początku nie myślałam nad tym wcale. Wszystko wydawało się takie potężne, wielkie, nieznane i obce. Czułam, jak gdybym na sali była tylko ja i moja córeczka. Słyszałam tylko dźwięk spadającej saturacji, miganie monitorka. Trwałam w przekonaniu, że dotyczy to tylko nas.
Kolejne doby zmieniły wszytko. Otworzyły moje oczy na to, co dzieje się wokół. Pamiętam, kiedy siedziałam przy Emilci moim uszom dał się słyszeć melodyjny, męski, pełen wigoru śpiew. Z ust siedzącego nieopodal Taty słychać było : Maryś moja Maryś, Gdy strumyk płynie z wolna i wiele innych piosenek. Pierwszą moją myślą było : Po co On tak śpiewa? I tak głośno? Trochę nawet mnie to krępowało, nie wiedziałam jak mam się zachowywać, czy udawać, że to słyszę czy nie... W tamtym momencie nie wiedziałam, że sama zostanę takim ''śpiewającym rodzicem'' . I że tak bardzo to polubię. Kilka chwil po tym, pielęgniarki powiedziały nam, jak należy wspomagać rozwój wcześniaczka, jak umilać pobyt na oddziale, jak spędzać tu czas. Śpiewanie i czytanie były znaczącymi elementami.


 Początki spędziliśmy w boksie nr 1, gdzie poznałam Mamę  i Tatę Marysi - uroczej dziewczynki, która gdy przyszła na świat ważyła o wiele mniej od mojej Emilki. Nigdy nie zapomnę rozmów z Mamą tej dziewczynki, nie utrzymywałam z nią, aż takich kontaktów jak z dziewczynami z ''Kamiennego Kręgu'', ale często rozmawiałyśmy. Była przemiłą osobą, która bardzo pomagała mi w tych pierwszych chwilach na oddziale. To Ona na samym początku powiedziała, że będzie dobrze, że JEJ Marysia, też tak miała ( częste spadki saturacji), że była jeszcze mniejsza. Mówiła mi kiedy mam wzywać pielęgniarkę, a kiedy wystarczy lekko poruszać nóżkę Emilci, by ''przypomniała sobie'' o oddechu. Nigdy nie zapomnę jej uśmiechu na twarzy, spokoju, który wręcz emanował od niej. Często siedziała przy Marysi z książką, robiła wszystko tak naturalnie. Czasem, gdy już później spotykała mnie na korytarzu zawsze promieniała tym samym uśmiechem i z ochotą wypytywała o Emilkę. Pamiętam raz stałyśmy przed szpitalem, spotkałyśmy się przypadkowo - ja szłam do Emilki z przerwy, Ona wychodziła ze szpitala. Rozmawiamy, a Mama Marysi nagle ''macha'' ręką do jakiejś kobiety, która idzie ulicą, po czym zwraca się do mnie:

Wiesz, to taka znajoma Pani. Jak spotkałam się z nią niedawno to przepraszała mnie strasznie, że nie zadzwoniła do mnie jak dowiedziała się o  Marysi. Mówiła, że nie wiedziała co ma mi powiedzieć. A ja jej na to: A co miałaś mi mówić? Ja i tak wiedziałam, że będzie dobrze.

Minęło już kilkanaście miesięcy, a ja pamiętam te słowa, tę całą sytuację. Mama Marysi - Beata - właśnie taka - głęboko wierząca w to DOBRZE, pełna siły, energii i uśmiechu. Dodająca otuchy.
                                  
KAMIENNY KRĄG

Już od kilku dni zastanawiam się, jak napisać o Tych, którzy zajęli bardzo ważne miejsce w moim sercu, jak wyrazić wdzięczność, przyjaźń, podziw wobec Tych, co ''żyli nie tylko tym''  co my, ale byli prawdziwymi bohaterami. Chyba żaden opis nie odda wielkości tych osób, ich odwagi, siły i pomocy za jaką ja będę wdzięczna do końca życia.
Namiastkę ich historii poznałam już w szpitalu, znacznie więcej dowiedziałam się później.  Teraz mogę otwarcie powiedzieć: to najdzielniejsze Kobiety jakie poznałam w życiu. Osóbki, dzięki którym zrozumiałam bardzo wiele, dzięki którym ''pogodziłam się z tym wszystkim'', doceniłam o wiele więcej niż wcześniej doceniałam i ...pozbierałam się. Od nich otrzymałam to, czego nie udało mi się  ''wyżebrać'' od niektórych osób -  ZROZUMIENIE i WSPARCIE.
Ada, Madzia i Ewa...
Bo to o Was - moje Drogie.
Chciałoby się pisać wiele, po stokroć wymawiać DZIĘKUJE.


 Madzia - mama przecudnej Karolinki, która przyszła na świat około tygodnia przed naszą Emilką.  O ile dobrze pamiętam, po raz pierwszy coś więcej porozmawiałyśmy, gdy wspólnie odciągałyśmy pokarm. Madzia miała bardzo duże, piękne, błyszczące oczy. Zawsze przykuwały moją uwagę, bo tlił w nich taki blask, przejmujący blask. Zawsze zwracam uwagę na czyjeś oczy, a jej były i są! niezwykłe. Była bardzo spokojną osóbką,  przejmującą się wszystkim. Wyglądała bardzo ładnie i  młodo. Pamiętam raz powiedziałam do Daniela, że rozmawiałam z Magdą o pracach magisterskich i mówiła mi o swoim temacie ( z tego co pamiętam pisała coś o wycieczkach przedszkolaków ?). To znaczy,  że musi być mniej więcej z mojego wieku - skomentowałam do Męża. Z taką czułością zwracała się do swojej Kruszynki. Miała przepiękny, melodyjny głos. To jak śpiewała zachwycało nie tylko mnie, mojego Daniela, ale i pielęgniarki, które czasami komentowały to co się dzieje wokół, a mnie czasem tak uroczo było tego słuchać ;-) Dodam, że moja Emilcia i Madzi - Karolcia były prawdziwymi sąsiadkami, w boxie nr 2, gdzie my byłyśmy najdłużej, do którego często powracała Emilka po późniejszych innych zmianach lokum. Zazdrościłam, bo Madzia była dobrze zorganizowana, świetnie kontrolowała pory odciągania pokarmu i to ona często przywoływała mnie do porządku ''zabierając na wspólne 'odciągania''. Widać było na odległość, że ''żyje'' Karolinką, że żyje miłością do dzieci. Tkwiła w niej tajemnica, którą poznałam wiele miesięcy później...Tajemnica, która sprawiła, że zaczęłam jeszcze bardziej doceniać wszystko co było mi dane, że zaczęłam mocniej dziękować Bogu za życie Emilki...

Ewusia - Mama maleńkiej majowej Gwiazdeczki - Hanusi. Zawsze zadbana, ładna,  ciepła, uśmiechnięta i drobniutka. Często spotykałyśmy się, gdy przychodziła do Hanusi, wieszała swój płaszczyk na wieszaku, a ja już z daleka to widziałam i  uśmiechałyśmy się do siebie. Jej córeczka miała takie słodkie ''pysie'', króciutkie blond włoski, Mama była w Niej zakochana ''po uszy''. Zawsze z taką radością opowiadała o każdym ''kroczku do przodu'' małej Hani. Raz złożyło się tak, że ja, Daniel i właśnie mama Ewusia wybraliśmy się wspólnie na Mszę Św. Była niedziela, popołudnie, a my razem modliliśmy się...o to samo zapewne... Pamiętam wtedy na Mszy ukradkiem popatrzyłam z boku na Ewusię - miała pełne nadziei oczy...była bardzo skupiona. Któregoś dnia Ewa powiedziała mi :
Mama, pamiętaj - jak tylko pojawi się pierwszy ząbek, od razu czyścić.
Tak mnie to zdziwiło, ale tylko doczekałam się po kilkunastu miesiącach tego pierwszego ząbka u Emilci, słowa Ewci pojawiły się w pamięci. Nie zapomnę też jak nasze dzieciaczki ''ulokowano'' w jednym boksie. Emilka, Karolinka i Hanusia...obok siebie. Trwało to jakoś krótko, pamiętam, że śmiałyśmy się, że potem  rozdzielili nas, abyśmy nie plotkowały między sobą...Ewa to kolejna Mama bohaterka, silna kobieta, którą całym sercem podziwiam...

Adusia - Mama Adrianna;-) Pisałam, mówiłam do niej nie raz - to, co powtórzę teraz : gdyby ktoś jej nie znał, nie miał wiedzy jaką mam ja i inni, nigdy nie uwierzyłby, że ta filigranowa, wręcz chudziutka, śliczna blondynka jest Mamusią trzech wspaniałych dziewczynek - Zuzi, Lenki i Tosi. Mama z potrójnym szczęściem - jak nazwała ją Madzia. Z całej trójeczki chyba Zuzia jest najbardziej podobna do Mamy. Wszystkie są prześliczne. Adę poznałam nieco później niż dziewczyny. Jej pierwszy obraz jaki mam w pamięci jest taki, że siedzi sobie ta drobniutka kobietka na korytarzu, odciąga pokarm, a jej Mąż informuje ją ile jeszcze minut jej pozostało do zakończenia. To był tak uroczy widok. Oj, tak było. Pamiętam początki, ja jeszcze na swoim ''ręcznym'' laktatorze, a obok mnie właśnie ta Mama z ''bzyczącym elektrycznym'' i  Mężem. Później jakoś spotkałam dwie Babcie, które zaczęły ze mną rozmowę na korytarzu, gdy ''odciągałam''. Pytały czy na oddziale też leży mój dzidziuś, ja potwierdziłam. Panie odrzekły, że : ''my mamy tu trzy wnuczki''.  Bardzo się zdziwiłam... pomyślałam : trojaczki??? Potem sama poznałam tę uroczą, pełną siły i energii Mamusię, która cała promieniała, gdy opowiadała o swoich córeczkach. Która wnosiła tyle ciepła i radości w ''nasz kamienny krąg''. Była i jest bardzo dzielna. To kolejna odważna Mama.

Wszystkie byłyśmy mamami wcześniaczków, w małym pielęgniarskim pokoiku odciągałyśmy pokarm, chodziłyśmy na wspólne obiadki. Mała klitka stała się miejscem, którego ściany słyszały chyba każdy temat. Były wzruszenia, strach, porady, nagany, a także humor i uśmiech. Nazwa ''Kamienny krąg '', pochodzi od zastoi mlecznych, których chyba jedynie ja nie miałam, no może raz? Choć nawet do końca nie wiem jak się ''czuje'' zastój, ale dzięki owym koleżankom wszystkie objawy znam. Opisałam każdą, z tych dzielnych Mam, zrobiłam to podobnie jak Mama Ada na blogu. Niezwykłe jest to,że gdy tylko poznałam każdą z nich...od pierwszej rozmowy - czułam,  jak gdybym  znałam je od lat...

Czasem wydaje mi się, że samo DZIĘKUJĘ jest ''za małym '' słowem, by określić wdzięczność, że ludzkość powinna znać słowo jeszcze ''większe niż dziękuję''. Gdyby istniał jakiś bardziej znaczący wyraz - ofiaruję go WAM. Chyba do końca życia będę dziękować Bogu, że postawił na mojej drodze tak wartościowe osoby. To żadne podlizywanie w stosunku do Was, które to pewnie przeczytacie. Dla mnie zawsze będziecie WIELKIE i nic nie zmieni moich własnych myśli. Chciałabym Wam jakoś pięknie podziękować...Napiszę tu coś, co może już gdzieś słyszałyście, coś co mnie tak bardzo wzrusza, za każdym razem kiedy to czytam. Po pierwsze wzrusza, bo samo w sobie jest piękne, po drugie - wyzwala  u mnie myśli o kruchości, a zarazem sile Kobiet - o Waszej odwadze. Nie wiem czyj to wiersz, dostałam go jako dedykację w książce, od mojej koleżanki - kolejnej dzielnej Kobiety, która zmierzyła się z potworną chorobą.Wygrała. Jest NIEZWYKŁA. Kiedyś napisała mi:

Siła jest Kobietą,
Na imię jej Odwaga,
Delikatna obywatelka świata,
Półoddechem słów wczorajszych,
Pisze pamiętnik kobiecością muśnięty.
Skrytością serca pasjans z obłoków układa
Romantyczka i siłaczka.
Łzami ziemię użyźnia.

Kobieta - mimo  delikatności - odważna, waleczna, w ukryciu płacząca. Bohaterka.

Dziękuję Wam za wszystko - dziękuję z całego serca. Czuję się taka ''malutka'' wobec tego wszystkiego, co przeżyłyście...chylę czoła przed Wami... dziękuję, że Was poznałam. Jeśli cokolwiek uraziło Was w tym opisie lub napisałam za dużo - PRZEPRASZAM Z CAŁEGO SERCA. 
Dziękuję, że ciągle jesteście...

5 komentarzy:

  1. Justyś pięknie to opisalas. Naprawdę się wzruszyłam. Sama już zapomniałam o tym odliczniu minut przez Wojtka podczas odciągania ;) ehh ale ten czas leci, a my wciąż wszystkie mamy trzymamy się razem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie taki mam Wasz obraz w pamięci, kiedy jesteście obok siebie, Wojtek odlicza - jak jeszcze Was nie poznałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie:) też się wzruszyłam, oczy mi zwilgotniały.. SIŁA JEST KOBIETĄ!!! Pozdrawiam Was

    OdpowiedzUsuń
  4. Justynka, i co powiedzieć, jeśli słowo"dziękuję" jest zbyt ubogie...? cieszę się, że byłyśmy tam razem, dziękuję Ci zapiękny wpis! Ja dokładnie pamiętam jak przyszła na odział Emilka, wcześniej to Hania mieszkała w boksie z Marysią, a mama Beatka - dostałam od Niej również wiele dobrego, to moja pierwsza podpora na tym oddziale, wtedy kiedy byłam najbardziej przerażona, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Hanusię, kiedy się rozsypalam w drobny mak...a pożniej śpiewałam razem z Nimi Hani, bo - rzeczywiście głośno spiewali :) ...SIŁA jest KOBIETĄ! tak trzymać Kochane! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Wam za wszystko i te piękne wpisy..

    OdpowiedzUsuń