środa, 24 kwietnia 2013

Ciepło maleńkiego ciałka


To był dzień, na który tak długo czekaliśmy, o którym marzyliśmy. Właśnie 21 lipca - po raz pierwszy - mogliśmy wziąć na rączki naszą Córeczkę. Wszystko stało się tak niespodziewanie. 
Kilka dni wcześniej widziałam jak mała Karolinka wtulona jest w swoją Mamusię. Madzia cała promieniała, a ja tak bardzo zazdrościłam i marzyłam o podobnej chwili u nas. Postanowiłam, że zapytam Panią doktor, kiedy to ja będę mogła rozpocząć ''kangurowanie''. Emilka ciągle była ''pod cepapem'', dzieciaczki leżące obok miały tylko ''dmuchany tlen'' lub też wcale go nie potrzebowały. Bałam się, że usłyszę: ''jak tylko będzie sama oddychać''. Szczerze powiedziawszy, byłam pewna właśnie takich słów, i tym samym fakt tulenia w ramionach Emilki, stawał się w mej wyobraźni bardzo odległy. Jak już chyba wcześniej wspominałam, cepap był dla mnie czymś, co wydawało się nie mieć końca. Chyba jak każda Mama, która nie mogła przytulić, wziąć w ramiona swojego dzieciątka - tęskniłam za tym i miałam jakiś wewnętrzny niedosyt, jakąś pustkę. Nie sądziłam, że na drugi dzień, gdy tylko przekroczę drzwi do sali, na której leżała nasza Emilcia, pielęgniarka oznajmi mi tą wspaniałą wiadomość. 
21 lipca...
Gdybym mogła skakać z radości, krzyczeć - to pewnie bym to zrobiła. Gdy powiedziano mi, że będziemy ''kangurować'' czułam tak ogromną radość i podniecenie, że cała drżałam. Zarówno ze szczęścia, jak i - po chwili - ze strachu. Trochę też byłam stremowana. Za chwilę miało nastąpić to, o czym nieśmiało marzyłam.  Pielęgniarka poinstruowała jak mam się do tego przygotować (ściągnąć bluzkę, by Emilka czuła ciepłotę mojego ciała, bliskość, i  starać się oddychać spokojnie), po czym delikatnie zaczęła przygotowywać Emilcię. Usiadłam na fotelu i stało się. Położono mi Ją na sercu, maleńką buźką do ciała, z cepapem, czapeczką i wszelkimi kabelkami, które miała podpięte w inkubatorze i okryto polarowym kocykiem. Była taka cieplutka, delikatna. Tak maleńka. Z trudem powstrzymywałam wzruszenie, czułam, że moje serce bije jak szalone. A miałam się wyciszyć. Boże, tak trudno opisać ten cudowny stan, to poczucie bliskości, więzi, bezpieczeństwa. Czułam taką jedność między nami.  Po raz pierwszy od niespełna miesiąca - od chwili narodzin Emilki - mogłam wziąć ją w ramiona, przytulić i trzymać tak ponad godzinę! Nikt nie odbierze mi tych wspomnień i chyba każda Mama wcześniaczka traktuje takie chwile jako coś przełomowego. Dla mnie była to taka mała-wielka cząstka tego, co miało nastąpić po porodzie. Moja nieświadomość -  w momencie porodu -  pozwalała mi sądzić, że jak tylko Emilcia ''wyjdzie '' na świat, położą Ją na mnie, na moim ciele. Tak chyba jest, jak ktoś rodzi w terminie i bez komplikacji? Ten pierwszy kontakt, więź - ciało do ciała... Tak bardzo o tym marzyłam. Przyznam, że bałam się, że ta cała sytuacja, tzn. przedwczesny poród, inkubator, karmienie sondą i ja siedząca całymi dniami obok, ale nie trzymająca na rączkach, nie tuląca, nie całująca mojej córeczki, nie będę mogła nawiązać tej matczynej więzi. Bałam się, że Emilka nie będzie mnie '' czuła'' , nie będzie wiedziała jak bardzo ją kocham,  i że to ja jestem Jej mamą, która czekała na Nią przez te wszystkie miesiące. Szczerze mówiąc, to było moją obsesją przez długi czas. Tkwiło gdzieś w środku i obsesyjnie walczyło o każde  świadome spojrzenie, dotyk - później - uśmiech.
Chwila, kiedy mogłam wziąć Ją w ramiona była niezwykła. Moja córeczka tak spokojnie spała. Jej uniesiona lekko do góry główka skierowana była lekko w moją stronę. Mogłam na Nią patrzeć, bardzo delikatnie objąć. Czułam tak ogromny spokój, wszystko na oddziale wydawało się być gdzieś ''poza nami''. Byliśmy tylko MY - ja, Emilka i Daniel, który siedział na wprost i z iskierkami w oczach patrzył na nas. Właśnie w tym dniu wypadały Jego imieniny - chyba te najpiękniejsze, bo zaraz po mnie Pani pielęgniarka oddała Emilcię w ręce Tatusia. Wtedy to ja mogłam patrzeć na nich i widziałam to, co widzę do dziś  - ''dwie krople wody ''. W ramionach Daniela, Emilka wydawała się być jeszcze mniejsza. Była wręcz Okruszkiem. To był cudowny widok, który ściskał serce.
Widziałam moje dwa największe Skarby...



7 komentarzy:

  1. Jejku.... łzy same cisną się do oczu... czyli Emilka sama nie potrafiła oddychać? wiele przeżyłaś... jesteś dzielną Mamusią...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, niestety Emilka przez długi czas musiała mieć wspomagany oddech, było to podtrzymanie Jej własnego, bo bez tego nie dawała rady...Bezdechy, spadki saturacji. Na nosku ''cepap''...tak jak na zdjęciu. Pozdrawiamy Was serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę doczytać,a ciekawa jestem bardzo, a w którym tygodniu się urodziła? i miałaś jakieś bóle,coś co Ci podpowiadało zbliżający się poród? Mój Mikuś miał tylko sondę w nosku (pierwszego dnia miał dużo kabelków podłączonych,że siedziałam tylko obok inkubatora i płakałam),ale później przeszliśmy do innego pokoju (chociaż nadal na IT) i po 5 dniach wyszliśmy. Mój wcześniak miał 3 kg,wiec był bardzo dużym chłopcem jak na swój wiek...

    OdpowiedzUsuń
  4. Emilcia urodziła się w 28 tygodniu ciąży. To wszystko stało się nagle, miałam skurcze właśnie w tym dniu...24 czerwca. Pojechałam do szpitala i urodziłam. Gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że tak się stanie - nie uwierzyłabym mu. Myślałam, że będzie to ''zwykły dzień'', nie wiedziałam, że urodzę. Twój Synuś - duży chłopiec. Wierzę, że musiałaś to bardzo przeżywać. Pobyt na IT, chyba dla każdego jest wielkim przeżyciem, zresztą czytam Twoje zapiski. Wiesz, zazdroszczę, że Twoje szczęście jest już razy 2! Masz Cudnych Synków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez mojego drugiego porodu sie w ogole nie spodziewalam (jedyne cos mi dalo do myslenia,ze mialam straszna biegunke dzien przed porodem). Bardzo Ci wspolczuje,ze nie moglas jej dotknac przez tak dlugi okres.... ja plakalam jak glupia... wszystkie pielegniarki pytaly sie czy to moje pierwsze dziecko,bo tak przezywam,ale mi normalnie serce pekalo ( w ogole to jestem przewrazliwiona Mama). A Wy chcielibyscie rodzenstwa dla Emilki?

      Usuń
  5. Wierzę, że to przeżywałaś, sam fakt, że nie ma się ''od razu'' dzidziusia w domu, sprawia, że człowiek nie wie co z sobą zrobić. Ja żyłam z dnia - na dzień. Starałam się jakoś trzymać, ale niekiedy było '' o włos''. Wiesz, cieszę się, że wtedy tak mało wiedziałam...zakładałam, że Ona i tak wyjdzie do domu, że w końcu się ułoży, bo musi. Bardzo byśmy chcieli rodzeństwa dla Emilci, ale chyba jeszcze nie jesteśmy gotowi...
    Trochę boję się, że sytuacja mogłaby się powtórzyć. I wtedy nie byłabym już taka ''dzielna'', choć chyba nigdy dzielną nie byłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strach ma duze oczy. Ja tez sie balam,ze jak to teraz bedzie z dwojka dzieci ... na pewno musialabys sie oszczedzac,a z Emilka juz tak latwo by nie bylo..

      Usuń