sobota, 20 kwietnia 2013

Dr ''Anioł''

Każdy, kto tylko miał przyjemność poznać Panią doktor, której poświęcę tego krótkiego posta, na pewno się ze mną zgodzi, że ta kobieta to Anioł. Nie chcę wynosić nikogo na piedestały, zachwalać, czy doszukiwać się paranormalnych porównań, ale ta kobieta była niezwykła. W białym, lekarskim fartuchu, wręcz z białymi włosami,  z przenikliwym i głębokim spojrzeniem, które mówiło ; '' rozumiem Państwa'', kroczyła szpitalnymi korytarzami, opiekowała się maluszkami na oddziale, zawsze znajdowała chwilę na rozmowę z rodzicami. Uświadamiała, pytała, rozumiała i przede wszystkim - ratowała. Wiem, że to Ona odbywała też pierwsze rozmowy ze '' świeżymi'' rodzicami wcześniaczków, mówiła o następstwach przedwczesnego porodu, o zagrożeniach. Nie chcę tutaj ujawniać czegoś, o czym będę pisać w kolejnych postach, ale - dzięki Bogu -  z nami nikt takiej rozmowy nie przeprowadził. Czasem  nachodzą mnie myśli, że to zupełny przypadek, a czasem wydaje mi się, że nikt tego nie zrobił, bo wszyscy wiedzieli - o mojej nieświadomości, która poniekąd miała dodatni wpływ na mnie samą. Chyba też wiedziała to ta Pani dr... Cieszyło mnie to, ale o tym później. Pani doktor P. była niezwykła. Podziw wzbudzała nie tylko jej wiedza, doświadczenie neonatologiczne, ale i podejście do tych najmniejszych. Ponadto, tym, co udało mi się zaobserwować, było to, że dr traktowała każdego małego pacjenta indywidualnie, wiedziała o nim dosłownie wszystko. Często, gdy z Nią rozmawialiśmy, nie potrzebowała nawet żadnej podpory - w postaci danych medycznych każdego pacjenta, notek sporządzonych w trakcie obchodu, wystarczyło powiedzieć, że '' chcielibyśmy zapytać o naszą córeczkę''. Od pierwszych chwil Pani dr wiedziała kim jesteśmy i o kogo pytamy. Ilekroć pojawiała się wśród innych lekarzy, rodziców czy po prostu przechadzała się szpitalnym korytarzem, wydawało się jakby Jej postać otaczała jakaś poświata, a Ona sama wyzwalała z siebie nieziemski blask. Pamiętam kiedyś spotkałyśmy się w windzie. Wychodziła z sali porodowej i trzymała na rękach maleńkiego dzidziusia, zawiniętego w becik. Powiedziała do mnie :,, właśnie się urodził". Patrzyła na to dzieciątko tak beztrosko -  jakby było jej własnym. Stała z nim w windzie tak  zwyczajnie i spokojnie. Strasznie rozczulił mnie ten widok, Pani dr trzymająca maleństwo wyglądała po prostu uroczo i bardzo naturalnie. To była taka zwykła - niezwykła sytuacja, którą mam przed oczyma do dziś. 

Lekarze neonatolodzy  z Kliniki, w której przebywała Emilka, to ludzie, którym będziemy wdzięczni do końca życia...

Patrzę na  moją Księżniczkę i wiem, że to cud  Boży i  zasługa lekarzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz