poniedziałek, 27 stycznia 2014

Nasza zima zła?

Kilka dni przerwy od pisania. Wracam. Ostatni tydzień przyniósł wiele emocji, wśród których - na szczęście - dominowały te zaprawione radością i niespodziewanymi wiadomościami. Wspaniały czas spędzony na sankach, w towarzystwie Pani Zimy, z uśmiechem, wesołymi okrzykami mojej Dziecinki. Śnieg, ''orły'', kosztowanie białego puchu, które zapoczątkowało wielkie ''bęc'' - na nieszczęście - twarzyczką. A Mamusia mówiła: - Emilko, trzymaj się na saniach! Moja Ryzykantka nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła na przekór. Weekend - cudowny, bo spędzony w gronie tych, których uwielbiamy. Wielokrotnie zasiadałam ''tu'' z myślą, że w końcu coś napiszę, lecz chęci przelania myśli na wirtualne karty zestawione z emocjami, które się we mnie zgromadziły w ostatnim czasie, powodowały, że chodziłam jak nakręcona:-)
Co u nas? Emilka opanowała siku do perfekcji. Ku mojemu zdziwieniu, nadal w nocy się wybudza i załatwia swoje potrzeby na ''nonia''. Owy gadżet towarzyszy nam na każdym kroku, co niekiedy przyprawia nas o uśmiech. Ostatnio, w trakcie jazdy samochodem musieliśmy wjechać w boczną dróżkę. Powód? Bo ''sii'' się zachciało, a nie było mowy, by wylądowało w innym miejscu niż nocnik (nakaz Małej Mi). I takim właśnie sposobem siedzonko naszego autka stało się podestem;) Pampers nocą obecny, jednak nigdy nie wykorzystany. Cieszę się, choć z drugiej strony (czy to normalne?) pojawia się jakaś nostalgia, bo moja Córeczka już taka duża! Przechodzimy wspólnie przez te wszystkie etapy, a ja niekiedy mam wrażenie, że to sen.

Do nowości, o których jeszcze nie wspominałam, zalicza się także kwestia nowych upodobań kulinarnych. Moje Dziecię pokochało surową...

źródło: http://www.jar91.republika.pl/pietruszka.jpg

... pietruszkę! Żeby nie było - absolutnie nie zmuszałam do jedzenia takich specyfików:) Pierucha jest częstym dodatkiem do naszych zupek, które zarówno mama - jak i Emilka - pochłaniają w hektolitrach:). Zaczęło się nieśmiało - od jednej kosteczki, kiedy mama kroiła warzywka ''na zupkę'',  a skończyło na zachwycie: - To jest przepyszne!
Rytuał zajadania się pietruchą - w porze przyrządzania obiadku - Mała Mi piastuje do dziś:)

Ponadto - do codziennej listy czytelniczej - dołączyła wierszowana wersja legendy ,,Syrenka warszawska", a fragment:

''A syrenkę porwał kupiec!
Sznurem ją skrępował ciasno.
W szopie trzymał wciąż pod kluczem
i traktował jak swą własność!
Chciał ją ludziom pokazywać
na jarmarkach jak dziwadło.
Rzadkość była to prawdziwa,
pewnie by coś w kieszeń wpadło!"

Emilka uwielbia, toteż mama czyta go - co najmniej - pięć razy dziennie. W efekcie fascynacji, którą dane było mi oglądać każdego dnia, postanowiłam zaskoczyć swoją Córcię, i uwaga - własnoręcznie - wykonałam książkowych bohaterów. Chwilowa, lecz nieopisana radość Emilki, tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie liczą się zdolności, a raczej ich brak, tylko chęci. Tak się wczułam w rolę twórcy, że postanowiłam nawet odebrać podporę ulubionym storczykom, które chwilowo zaniechały żywota. Kijki podtrzymujące syrenę i kupca muszą być:)


A poza tym? Mamy śnieg! Iście prawdziwą zimę, która do mojej wioski zawitała dopiero w ubiegłym tygodniu. Chodzimy na sanki, ''śniegujemy'' Iwanka. Emilka tryska radością, a ja - typowy zmarzlak, który na samą myśl o obecnej porze roku dostawał dreszczy - pokochałam zimę!







I nawet sarenki zaszczyciły obecnością:)


poniedziałek, 20 stycznia 2014

SISI 2014

Jak wiecie - chorowałam. Dostało mi się chyba za wszystkie czasy. Taki początek roku - pomyślałam. Łóżko, herbatki, leki, ciepły kocyk i gardło -  myślałam, że lada moment wypali mnie od środka.
Nieźle. I pewnie z wściekłością wspominałabym okres mojego chorobowego, gdyby nie jeden, ale jakże istotny fakt. Niespodzianka, którą sprezentowała mi najwspanialsza osóbka na świecie - moja Mała Mi.
Może ten, kto czyta, pamięta, że nie tak dawno ubolewałam nad pewnym faktem.  Z dniem 12 I 2014 roku, owa kwestia odeszła w zapomnienie.
Ot, stało się! Emilka zaczęła sikać do nocnika!
Nie będę się powtarzać, główna przeszkoda ''odpieluszkowania'' TU, ale przypomnę, że u nas głównym problemem było to, że Emilka wstrzymywała swoje ''siśki''. Już od długiego czasu informowała, że robi siku, ale nie było mowy, by zrobiła to do nocnika. Siadała, improwizowała, zdawała się przekonywać, że zrobiła, ale - za każdym razem - ''noniu'' był pusty. Gdy dochodziło do punktu kulminacyjnego - czyli niemożności dalszego trzymania sisi - następowało wołanie o pampersa. Element ten był stały, a sama pielucha - niezbędna. Wszystko zmieniło się 10 dni temu. Założyliśmy Emilci majtusie, zaznaczając, że jest już bardzo dużą dziewczynką, a pampersy się skończyły. Niestety szybko były mokre, więc kolejne sztuki znalazły się w użyciu. Była sobota, Emilka siadała na nocniku, ale i tak ''sii'' lądowało w bieliźnie, co każdorazowo kończyło się płaczem samej Sprawczyni - bo majtusie mokre! Nastał wieczór, założyliśmy pampersiora do snu. Niedziela przyniosła coś zupełnie nieoczekiwanego. Emilka wstała i powiedziała: ''chce mi się siii, szybko, bo zrobię w majtusie". (Miała pampersa!)
Podstawiliśmy nocnik i ... wysikała się!
Moja Dziecina się wysikała!!! A ja?
Stałam się bohaterką piosenki śpiewanej przez moją kochaną Babcię:

,,Biedna matka, co spojrzała, zalała się łzami"

Ryczałam jak bóbr! Ze szczęścia, z dumy, z wzruszenia.
Gdybym nie była mamą, w życiu bym nie pomyślała, że mogę płakać nad sikami;))
To było cudowne! Daniel, choć nie płakał, tryskał radością! Wszyscy klaskali, a Mała Mi powiedziała:
- Mówcie: hip, hip hurra!!!
Była przeszczęśliwa!!! Mama od razu musiała nagrodzić oraz zmotywować do dalszego działania. I tak powstała lista: SISI 2014, na której zaznaczany był (i jest) każdy ''sik'' i każda kupka, które wylądowały w nocniku. Emilce tak się spodobał ten pomysł, że siadała na nocniku nawet kiedy Jej się nie chciało - by tylko się zmusić do sikania i zaznaczyć wielką kropę na karcie. Wiecie, co najciekawsze?
Wstrzymywanie, które tak mnie niepokoiło, teraz wniosło do całej sytuacji nowy wymiar. Emilka, od momentu kiedy usiadła na nocnik, nigdy nie przemoczyła majtusiów. Jest nocnik, i tylko nocnik. Ma to opanowane do perfekcji. Do snu zakładam Jej pampersa, ale mimo swego przeznaczenia - na ową porę - jest suchy, bo zwykle dwa razy, z dziecięcego łóżeczka, w środku nocy, dobiega głos:

-Mamuś, chce mi się!

To zrób do pampersa. W nocy masz pampersa.

- Nie, do nocnika!

;-))
I masz babo placek! Nie czas na spanie, lecz na sikanie!
 
Główny ''motywator''


Emilka: -,, Jestem taka wyjątkowa, jestem golas, taki szczęśliwy!''

A ja się cieszę, że mogę być mamą mojego wyjątkowego, szczęśliwego, golasa:-)



czwartek, 16 stycznia 2014

Co powie Tata

Kilkanaście miesięcy temu...
 
Wieczór. Noszę moje Maleństwo na rączkach. Kołyszę, tulę do snu. Śpiewam. Mój wokal pozostawia wiele do życzenia, ale wierzę, że dla Niej to najpiękniejsza nuta. Z każdą kolejną minutą repertuar powoli się kończy. Ratunek. Pamięć przywołuje Natalię Kukulską- dokładniej - małą Natalkę ze swoim 
Co powie Tata. Emilka ciągle nie może zasnąć, więc zaczynam - ni stąd, ni zowąd - zmieniając kluczowe słowo:
Dlaczego biedronka jest mała?
Czy może być morze bez dna?
Czy każda królewna ma pałac?
I czy on jest ze szkła?
Dlaczego raz jestem nieśmiała?
A potem to brykam, aż wstyd?

Co powie MAMA*?
Co powie MAMA*?
Co MAMA* mi powie, co na to odpowie?
Co powie MAMA*?
Co powie MAMA*?
Czy znów się wykręci, czy dziecko zniechęci, czy nie?

Upajam się chwilą. Sielankę przerywa oburzenie Taty:

- Misiu, a dlaczego Ty Jej tak śpiewasz? Przecież ma być Co powie tata! Chcesz, żeby tylko Ciebie widziała! Specjalnie to robisz!

Obdarzam swego Lubego ''z deka'' ironicznym uśmiechem, jednak w mgnieniu oka orientuję się, że to wcale nie zaczepka z Jego strony. To zarzut. Tatuś oburzył się. I to porządnie.

Daniel nie miał beztroskiego ''tacierzyństwa'' (ale czy jest ktoś, u kogo było idealnie?).
Dzień Ojca, szpital, wyjście ''na papierosa''. Powrót i szok. Poród. Nieskuteczne prośby, by asystować żonie. Córeczka, która ważyła ciut więcej niż tysiąc gramów. Najtrudniejsze 70 dni...
Szpitalne życie, które łączyło, dzieliło, napawało nadzieją, ale i straszyło, bo niekiedy przejawiało się w zwątpieniu. Ona - żona, która czuje się niezrozumiana i samotna. Która cierpi, myśląc, że to wszystko dotyczy wyłącznie jej samej. Która boi się o życie swojego dziecka. On - mąż, który tuli każdego dnia, któremu niekiedy brakuje słów. Jego cierpienie - ONA zauważa jakiś czas ''po''.
Dzieliliśmy TO. RAZEM.

To On, choć miał chwile zwątpienia, dopingował - najmocniej jak potrafił.
Tatuś,  w tym naszym szpitalnym życiu, skradł tysiące uczuć mamy i maleńkiej Emilki. Mama - jak wyżej - doceniła to ''po właściwym czasie''. 
Był taki dzień... 
Mama wyszła ''odciągać'', Tato podjął wielkie wyzwanie, które sprezentowały mu pielęgniarki. 
Szklany domek, maleńki Okruszek i... pierwszy przewinięty pampers! Tak, to dokonanie Taty!

Na początku tego wpisu wspomniałam o piosence. I to posłuży mi jako postawienie niepodważalnej tezy - Tatuś to zazdrośnik - od pierwszych chwil, aż do dziś. Bo pierwsze ''kocham'' powędrowało do mamuśki, a On też by już chciał to słyszeć. Bo to pewnie mamusi sprawka - coś musiała nagadać Córci. Chyba że znów zmieniała słowa piosenki? Bo jak Emi zrobi ''bęc'' lub nabije guza, to matula ma pocałować, nikt inny! Bo jak Emi była mała, to miała nosić mama. Standard. No i Tatuś takie fakty wynosił na piedestały i starał się, by Córcia Go zauważała i doceniała. 
A Ona - mała nasza Łobuziara, od pierwszych chwil lubiła droczyć się z Tatą.
Chciała mieć mamę tylko dla siebie, ale tak ''na niby'', bo w końcu pozwoliła na to, by Tata całował, przytulał i przytulał swoją żonę. I nawet powiedziała magiczne: Kocham Cię, Tatusiu, którym teraz coraz częściej balsamuje Jego uszy. Adresat ucieszył się - jak dziecko! A nikt, tak jak On, nie potrafi zarażać swoim entuzjazmem i uśmiechem.
Tata to najlepszy inicjator zabaw. To On wymyślił ''paluch na Emilkę'' i ''Broda, broda''. Tylko Tatuś, grając z Emi w piłkę, nie krzyczy: - uważaj, nabijesz guza, nie chodź tam! Lecz traktuje Ją jako równego sobie uczestnika gry. 
Bywały momenty - kilkanaście miesięcy temu - kiedy mama usypiała godzinę, a gdy wypadła kolej taty - Emi zasypiała w 5 minut. Nie noszona, lecz na tatusiowym brzuchu, przy telewizorku;) 
Tata czasem kąpie, często się bawi z Emilką, zabiera ze sobą na zakupy, dopinguje sukcesy (o wielkim niebawem).
Tata ''pęka z dumy'' i powtarza, że ma najwspanialszą Córeczkę na świecie. 

A Ona?
Nasza Mała ostatnio spostrzegła siedzącego Tatusia i powiedziała:

- Patrz Mamuś, to jest taki NASZ TATUŚ. 


Reszty nie trzeba dodawać. Kochamy tego ''naszego tatusia'', a Emi i On...
Dwie krople wody...













* w oryginale ''tata''.

A w kolejnym wpisie o czymś niezwykłym. Mama zachorowała, a Emilka...

sobota, 11 stycznia 2014

Przerwa

Leżę.
Gardło, ucho, zapalenie i gorączka- podstępem utrzymująca się już czwarty dzień. Wczoraj mama wylądowała na pogotowiu. Tata zmusił, bo zobaczył, że nieciekawie. Nie protestowałam, już dłużej udawać nie mogę. Antybiotyk konieczny. Ten wpis powstaje, bo niekiedy musem bywa wyrwanie się z pieleszy ciepłej kołderki. Robię przerwę od pisania, lecz nie od czytania Was -  Drogie Mamy - o ile sytuacja pozwoli. Nie mogę zmusić się do tworzenia wpisów na telefonie, a zmiana miejsca zamieszkania mojego laptopa grozi jego całkowitą zagładą. Stary pan potrzebuje ciągłego zasilania, a mama -  w myśl zasady:" aż do śmierci", zamierza wymienić go na nowszy model, gdy całkowicie skapituluje.
Moja Mała Mi - cudowna.
,, Mamuś, jesteś chorutka?"
,, Mamuś, śmiej się do Emilki"
Wyglądam strasznie, a czuję się jeszcze gorzej. Emi, kiedy oglądała nasze zdjęcia, rzekła:
,, Tu byłaś zdrowa, Mamuś".
Zdrowa, bo się śmiałam. Mała tuli się do mnie, a ja nie mam serca Jej odpychać, choć podstępem to robię, bo boję się o zarażenie. Serce mi się kraje.
Mam nadzieję, że taki początek roku, to nie wróżba na cały 2014.
Dość narzekania:)

Pozdrawiam cieplutko!
By tak drętwo nie było:)

środa, 8 stycznia 2014

Ociec, prać?!

Na przestrzeni kolejnych stuleci stanowisko ojca ewoluowało w sposób bardzo konkretny i dość wyraźnie zauważalny. Większość z nas potrafi natychmiastowo wskazać różnice, jakie przyniósł ze sobą wiek XX, kiedy to rola ojca zaczęła się diametralnie zmieniać. Dzisiejszy tato, to nie władca, który rządzi całą familią, to nie guru, którego aż strach się bać, i nie despota, który ma za zadanie trzymać dyscyplinę, karać potomków oraz pracować. I najważniejsze: jego opinia podlega dalszej dyskusji, czytaj: już nie ma zawsze racji.
Pogląd, że matka - stereotypowa ''kura domowa'', piastunka ogniska domowego ma zająć się wychowaniem latorośli oraz prowadzeniem domu - już dawno odszedł do lamusa.

- Bądź grzeczna/grzeczny, bo powiem ojcu!

Znajomo brzmi, prawda?

Ojcowie z pokolenia na pokolenie przejmowali żelazne zasady, które dzięki późniejszej praktyce, tak silnie zakorzeniły się w świadomości potencjalnego kandydata, że ich stosowanie wydawało się być normą. 
I było.
Dzieci miały bać się swego rodziciela, siedzieć cicho i - broń Boże!- nie dyskutować z tezą ojca, która jest oczywistością. To ojciec wymierzał kary, był głównym (zwykle jedynym) żywicielem rodziny, a jego rola sprowadzała się do zapewnienia bytu żonie i dzieciom. Strefa opieki nad potomstwem czy prowadzenie domu należały do zadań kobiety. Ojciec posiadał autorytet, był szanowany, a  jednak - sprawiał wrażenie kogoś z poza ''rodzinnego kręgu'' - patrząc przez pryzmat czasów współczesnych, w odniesieniu do lat dzieciństwa naszych babć, matek, być może naszych. Mimo tego wszystkiego, ludziom żyjącym ''w tamtym okresie'' to raczej nie przeszkadzało. Takie czasy, takie postrzeganie, a tym samym praktyka.

Dziś tato jest uzupełnieniem mamy, w aktywny sposób uczestniczy w wychowaniu dziecka.
W moim przekonaniu, jest brakującym elementem układanki, którego szukano od wieków. Ojciec naszych czasów to mężczyzna, który pragnie, by go doceniano nie tylko za zasługi na szczeblu zawodowym, w sensie pracy, lecz także za jego wkład dla rodziny. Hm... Może nie tyle doceniano, co dopuszczano do pewnych działań. Dziś, nie tylko kobiety, ale i całe środowisko oczekuje od mężczyzny aktywności w wychowaniu potomstwa. Tatusiowie ''idą na tacierzyńskie'', kołyszą do snu, karmią i przewijają. Towarzyszą przy porodzie, gotują obiadki, piorą. Traktują to jako rzecz naturalną i nieprzymuszoną ;-);-) Od każdej reguły są wyjątki, niekiedy trzeba użyć swych kobiecych argumentów, prawda?
I dziecię - często to ono - jest najlepszym motywatorem do działania. 

Tata zyskał na swej sile, tej prawdziwej - umysłowej, nie fizycznej.
Dziś, mówi się rodzice, a nie mama. 
Dziś, nawet jeśli kobieta samotnie wychowuje dziecko, pragnie dać z siebie wszystko, by być dla niego zarówno ojcem, jak i matką.
Postrzeganie roli ojca przez kulturę, a tym samym jej odbiorców owocuje tym, że zmienia się także pozycja
kobiety - jako żony i matki. Zyskałyśmy na tym? Myślę, że tak! 
Mamy większą śmiałość, często przodujemy w rodzinnej hierarchii. Pracujemy (ja jeszcze ''kura domowa'', ale pewnie niebawem się to zmieni, choć ''kurowatość'' będę nadal praktykować), nasi mężowie traktują nas jako spectrum zarządzania. Tato dzisiejszych czasów stawiany jest niemal na równi z matką, choć wiadomo, że to do płci pięknej należy najważniejsza, ta pierwotna funkcja.
I niekiedy to my - kobiety -  boimy się o swoją pozycję.

Tato, jesteś potrzebny! Zawsze byłeś, lecz teraz możesz się otworzyć! Możesz działać, ujawniać swoje uczucia, masz prawo być.
I my tego ''bycia'' potrzebujemy, dlatego czasem zrzędzimy.


- A gdzie Tatuś? - zapytała wyrwana z porannego snu Emilka.

Tatuś w pracy, ale wróci. Pobawi się, przytuli, może coś poczyta...




W kolejnym wpisie o Tatusiu, tym naszym:)




niedziela, 5 stycznia 2014

Łysi faceci, malutkie babcie i mama-Tulistworek

Każdego dnia wzrusza, powoduje eksplozję śmiechu, czasem i nutkę zawstydzenia. 
Moja Mała Mi.
Od kiedy stała się czynną uczestniczką każdej rozmowy, nic nie umknie Jej uwadze. Baczna obserwatorka, wyrazicielka swoich myśli, piastunka idei: Co w myślach, to i na języku.
Kto czytał moje wcześniejsze wpisy, ten wie, że Emilka zwraca szczególną uwagę na panów, którym natura poskąpiła bądź też ujęła włosów. Tatuś Emi ma - już wspominałam, ale ubyło ich trochę, więc na topie jest tzw. zacieranie śladów, golenie na prawie zero. W związku z powyższym, reakcja naszej Małej nie może być obojętna. Emilka nie gardzi tematem, więc ostatnim razem powitała wracającego z pracy Tatusia:

  - Tatuś, nie masz włosów? Musisz sobie kupić, bo Emilka ma włosy, bo jest już duża.

Uwadze nie umknie też budowa ciała, zależności: wysoki - niski, gruby - chudy, kolory ubrań, czy włosów.
I tak, gdy mama z Małą Mi przegląda się w lustrze, słyszy:

- Mama jest ''carna'', Emilka ma włosy blond, a pani z ''To co nam było'' jest ruda.

Śmichom-chichom nie ma końca, kiedy Emi zaczyna rozmowę ze swoją cudowną prababcią. Babcia jest bardzo niska, a Emilka za każdym razem to podkreśla. Oprócz typowego:

- Babciu, ty jesteś taka malutka - Ostatnio, powiedziała coś więcej. Coś, co niezwykle wzruszyło samą adresatkę:

- Babciu Marysiu, ja cię tak lubię, ty jesteś taka malutka, ale urośniesz, a ja cię tak lubię.

Rozpływam się, kiedy słyszę takie wyznania.
Emilka to pieszczoch. Lubi tulenie, całowanie. Nie szczędzi wyznań, czułych gestów. Uwielbia wtulać się w moje dłonie, często je całując. To mała kokietka, która już doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co działa na mamę. I tak, gdy mama coś zabroni, słyszy:

- Ale ja cię kocham, mamusiu...

I Mała Mi buntuje się, kiedy magiczne słowo nie działa, bo mama musi trzymać fason i nie ulegać każdej zachciance. Wiecie, jak mi trudno? Nie chcę nawet mówić, ile razy przegrywam. I żeby nie było, że ''czepiamy się'' taty, przyznam, że kilka dni temu zostałam mianowana Tulistworkiem;) Mała wtuliła się we mnie i powiedziała:

- Mamuś, ty jesteś taki Tulistworek.

Henio z bajki zbiera swoje plony, a mama? Z ust dzieciny i taki komplement cudny.
Dla dla tych, którzy nie wiedzą, Henio Tulistworek wygląda tak:

źródło: http://www.animationmagazine.net/tv/henry-hugglemonster-pops-up-on-disney-jr-in-april/









 



sobota, 4 stycznia 2014

Jak to się stało, że ''Duże dzieci'' na zawsze związane już będą z moim porodem


Wiele mam, a wśród nich i ja, ma swoje matczyno-dziecięce skarby. Przedmioty, które tworzą historię, które niczym puzzle - są układanką - danego okresu, minionych miesięcy. Których wartość zna tylko właściciel.
Mała czarna komódka, ostatnia szuflada. Opaska szpitalna, maleńkie body, sterta ciążowych badań mamy, karta, wyniki Emilki, odrysowana rączka, loczek blond - pierwsze odcięte włoski. Przeszłość, która jest radością, ale i niesie ze sobą znamiona bólu, bo przypomina, że to było KIEDYŚ, a wtedy - nie wiadomo było co będzie DZIŚ. Miłość, nadzieja vs. strach.
Szufladka, w której znajduje się pamiętnik z życia Emilki, szpitalna kartka danych - przyklejana do łóżeczek (ta z cieplarki), album, który zawiera tylko szpitalne zdjęcia (pozostałe umieszczone są w bardziej ogólnodostępnym miejscu), odznaki ze Światowego Dnia Wcześniaka.
Niekiedy sięgam po te skarby - dotykam, oglądam. Kiedy mam gorszy dzień nie kończy się na uronionej łzie, na przypominaniu sobie maleńkości  mojej Córeczki, lecz na panice i wewnętrznym strachu. Wszystko jak bumerang powraca, niekiedy ze zdwojoną siłą. Pojawia się Pani Wina i Pan Wyrzut, stopniowo pokonuje ich Państwo Wygranych, na czele z małym huraganem, który wesoło biega po pokoju. 
I tak w myślach zestawiam: pełna niekończącej się energii 2,5-latka i bezbronny Okruszek ważący 1120 gramów. Moja Córeczka.
Wygrywamy...

Czasem zwykły z pozoru dzień, a potrafi wnieść nowe epizody w nasze życie. Często zdarza się tak, że nagle jakbyśmy doznawali olśnienia - nasz umysł przywołuje fakty, które dotąd zatarte w naszej pamięci, czekały, by po jakimś czasie ponownie dać o sobie znać.
''Duże dzieci''. Znacie? Adam Sandler, Salma Hayek i inne światowe sławy. Komedia, która rozśmiesza do łez - jedyna komedia, która sprawia, że ja śmieję się - że tak powiem -  dla zasady. Przynajmniej przez pierwsze kilkanaście minut filmu, gdy wspominam pierwszy raz, kiedy ową produkcję dane mi było obejrzeć.

Chyba o tym nie pisałam, ale kilka miesięcy temu znów siedzieliśmy przed TV, a na ekranie: ''Duże dzieci''.
Początek. Upłynęło kilka minut, nasze oczy się spotkały.
Daniel: - Pamiętasz?
Mijają sekundy, a ja doznaję czegoś w stylu: ''całe życie przelatuje ci przed oczami", czytaj: kilka ostatnich miesięcy.  
- Tak, pamiętam.
Boże Ciało, 23 czerwca 2011. W telewizji ''leci'' jakaś śmieszna komedia:


I na dzień dzisiejszy już wiem, że WTEDY - oglądaliśmy ''Duże dzieci''. Tak na marginesie - świetny tytuł  jak na rozpoczęcie akcji porodowej.
Mogłam to uznać za znak.

I tak - z pozoru zwykły dzień - otwiera przed nami nowe, nieznane furtki z przeszłości. A może i znane, lecz zatarte przez ogrom wspomnień, emocji, upływ czasu?

Ostatnio obejrzałam drugą część ''Dużych dzieci". I znów z Mężem, i ponownie z pytaniem: Pamiętasz?
Tak, pamiętam.

Śmialiśmy się. Na naszym łóżku spała mała Księżniczka. Kto wie, może i Ona kiedyś pośmieje się z nami przy tej komedii?
...
Mama wcześniaka nie musi codziennie otwierać swojej szuflady, nie musi wertować dawnych fotografii. Wystarczy jedno zdjęcie ''jakiegoś wcześniaka'', inkubator, wieczorne wiadomości, kolejny mały-wielki cud narodzin. Znajomy widok. Wtedy myśli się jedno: to moje, tak jak moje. 
Wtedy ja myślę: Emilka.