sobota, 6 września 2014

Od wcześniaka do przedszkolaka. DZIĘKUJEMY!


Trzy lata temu...

Był piękny, słoneczny dzień. 1 września... Nie myślałam  wtedy o niczym innym, jak tylko o tym by mieć Ją w ramionach. By jak najszybciej opuściła mury, które przez 70 dni stały się domem. Wychodziła ze szpitala. Widok dzieciaków z plecakami nie nasuwał żadnego wyobrażenia, w  sercu nadal panował niepokój, który w tym wyjątkowym dniu wzorowo eliminowała radość. Mieliśmy nasze ukochane Dzieciątko  w domu, a ja mogłam stać się pełnoetatową mamą  i tym samym piastować najlepszy zawód na świecie.


Dziś piszę do Was jako mama Przedszkolaka, która sama nie może do końca uwierzyć w to, co od kilku dni ma miejsce. Po tygodniu pełnym emocji, po potoku łez - ze stron wielu, jeszcze bardziej doceniam to, co dane mi było przeżyć. Dziękuję Bogu za te najwspanialsze trzy lata. Najcudowniejszy czas w moim życiu. Poległam i nie dałam rady opanować łez zaprowadzając Emi do przedszkola. Jej cudowne rączki tak mocno tuliły mnie w objęciach, że emocje wzięły górę. Były wzloty i upadki - ze strony Mamy i Córeczki. Tata był Ostoją, która dodawała sił. Po obiecującym poniedziałku - nastał ''tragiczny'' wtorek, potem środa. Otuchy dodawały słowa tych, którzy przez najbliższe dwa lata będą na stale gościli w naszej nowej rzeczywistości - pracownicy Przedszkola. Wiecie, Emilka - mimo porannego i przedpołudniowego- płaczu radzi sobie doskonale bez mamy. 
Tylko mama nie radzi sobie bez Emilki. Ale poradzimy sobie ;)


Czuję, że to właśnie koniec historii, którą chciałam się z Wami podzielić. Dziękuję za każdy komentarz, za odzew, za każdą wiadomość. Za to, że Wy - którzy tu zaglądacie - staliście się częścią tego bloga, a Wasze historie często odmieniały moje życie. W szczególności dziękuję tym, którzy tak samo jak my - zostali rodzicami NAJMNIEJSZYCH SKARBÓW NA ŚWIECIE. Za otuchę, wiarę, nadzieję. Za to, że często w Waszych historiach widziałam skrawek siebie, maleńką kropelkę ''nas''. Za uśmiech i łzy. Za nadzieję.
 Dziękuję Wam - którym zdecydowałam się powiedzieć, że piszę - na bieżąco byliście z nami nawet wtedy, kiedy nasze nastroje zmieniały się ''z dnia na dzień''.  

I dziękuję Jej.
Mojej Bohaterce - Emilce. Najwspanialszej Córeczce na świecie.
I Jemu - Wybranemu, Najukochańszemu :)


Żegnam Was porównaniem, które serwuję ''na świeżo''. W ostatnim tygodniu sierpnia wybraliśmy się do Ogrodu Botanicznego. Nie nosiłam na rękach małej Kruszynki, lecz goniłam za pełną energii Trzylatką, która ciągle powtarzała: ''Ale tu pięknie!'' Dlaczego Ogród? Bo to miejsce, do którego udaliśmy się zaraz po wypisie ze szpitala - na pierwszej wizycie kontrolnej w Klinice. Obrazy, jakie wtedy zapisaliśmy w naszej pamięci aż ściskają za serce. Z racji naszego sentymentalizmu, lubimy powracać do miejsc, które tworzą naszą historię. Każda alejka, kwiat, mostek... To wszystko  przypominało TAMTEN spacer...

Zaczęło się przedszkole. Dla nas to kolejny etap. Następny rozdział w księdze życia, które zaskakuje nas każdego dnia...




















 

                                     D Z I Ę K U J E M Y !

piątek, 8 sierpnia 2014

Jak żaba


- Mamusiu, ty masz takie fajne oczy. Jak żaba.
- Co? Jak żaba?
- He he, no poważnie. Takie śmieszne jak żaba.


źródło

piątek, 1 sierpnia 2014

Jesteśmy!

To się nazywa prawdziwa przerwa - aż mi niezręcznie. Powracam, by za niedługo powiedzieć ''do widzenia" - na zawsze lub bliżej nieokreślony czas. Ale jeszcze kilka wpisów. Przykro trochę, bo zaniedbałam się w czytaniu Was, które widniejecie na mojej liście blogów, do których najchętniej zaglądam. Nadrobię, bo od czytania nie uciekam:)

Za nami wizyta w Poradni Rehabilitacyjnej, na którą trochę czekałyśmy. Nie pisałam o tym, lecz myśli krążyły wokół jednego: Emilka krzywi nóżkę. W myślach tysiące wizji, internet poddał mnóstwo punktów zaczepienia, wśród których wybrałam te najbardziej straszne. Przyswoiłam oczywiście. Wizyta uspokoiła, a diagnoza pozytywnie zaskoczyła - lekki defekt, tendencja do układania stopy w określony sposób, nic poważnego. Przypadłość, którą można korygować ćwiczeniami. Nie chcę nawet pisać o moich rokowaniach zanim udałyśmy się do specjalisty.

Ostatnie tygodnie wypełnione odwiedzinami. Goście, goście;) Aktywnie spędzony czas - urodziny, imieniny, inne rocznice i powitania. Oj, działo się!
 

No i poczucie, że coś się kończy, by coś innego mogło się zacząć. Ostatnio jeszcze bardziej zżyłam się z mamami, które miały podobną do mojej ''drogę''- ostatnie trzy lata były w domu ze swoimi pociechami. Pobliski plac zabaw stał się dla nas nie tylko miejscem spotkań naszych dzieciaków, ale i punktem, który bardzo często wpisywał się w rutynę dnia codziennego. Zaczęło się od nieśmiałych rozmów, wymienianiu poglądów, a kończy na cudownej znajomości, która ma szansę przetrwać. 
Nadal tam chodzimy, lecz czuję jakiś ścisk. Przecież lada dzień i wszystko się zmieni. W dodatku Emilka wręcz pokochała inne dzieci - Julkę i Szymona.

To tyle. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach nadrobię Wasze blogi, o których często myślałam w ciągu tej mojej  przerwy. I jeszcze coś sama napiszę;)

Tymczasem moja Miłość i chwile... Ulotne chwile, które tak bardzo chciałabym zatrzymać...

















niedziela, 13 lipca 2014

Wieczorem...

Trzy godziny temu. Kąpiel.


- Jak się czujesz, mamusiu?
- Ja? Dobrze, a Ty?
- Też dobrze, tylko mnie głowa boli.
- Głowa?
- Tak. Głowa, ramiona, kolana, pięty.

:-)


poniedziałek, 7 lipca 2014

Paranoja sfrustrowanej mamy

Dni mijają, a ja zaczynam odczuwać coraz większy lęk. Nadchodzą zmiany, wielkie zmiany. Wizja przedszkola wydaje się wysuwać na pierwszy plan, a obaw znacznie więcej niż wtedy, kiedy podjęliśmy decyzję, że Emi od września rozpocznie ''edukację''. Już w sierpniu czekają nas tzw. dni adaptacyjne, w czasie których mamy bliżej zapoznać się z placówką i zaznajomić - w praktyce - z planem dnia. Przedszkole... Utworzę chyba odrębną zakładkę:) 
Jak chyba każda mama boję się chorób. Jako mama wcześniaka - nawet najdrobniejszych infekcji, które - niestety - od stycznia br. roku pojawiają się częściej niż wcześniej. Nie licząc okresu hospitalizacji - tuż po narodzinach (70 dni) - co to katar poznałyśmy w granicach 2 r.ż.
Boję się własnych emocji. Tak, egoistycznie zaczynam bać się o siebie. Nie wiem, jak powstrzymam wzruszenie, kiedy dane mi będzie zostawić Emilkę. No, zaczynam mieć poczucie, że Ją opuszczam. Wariuję? Dacie wiarę, że nie jestem w stanie normalnie obejrzeć galerii przedszkolnej z ubiegłych lat? W każdym dziecku widzę Ją, moją Emilkę. Do głowy przychodzą nawet najbardziej absurdalne myśli.
Boję się o czas. Że go braknie, a w życie wkradną się schematy, których tak bardzo nie chcę. Nie chcę być mamą popołudniową czy weekendową. Chcę czytać mojej Córci, spacerować, rozmawiać z Nią, bawić się. Lubię to i widzę sens tego wszystkiego.  Chcę być dla mojej rodziny, Męża - maksymalnie. Układać do snu, tulić rano - Córeczkę oczywiście;) Wyciskać swoje szczęście do ostatniej kropli. Boję się gonitwy, braku czasu. Życia - ''byle do piątku''. Kiedyś była praca, studia. Życie na luzie, a czasu w bród. Dziś jest wspaniały Mąż, cudowna Córeczka, a mój czas nie jest tylko moim czasem. Lubię takie życie, lecz bardzo boję się zmian.
Zapuściłam korzenie w miejscu, które daje mi spokój, stateczność, z Osobami, które czynią moje życie szczęśliwym.
Tymczasem...szukam pracy:)
Świadomie i dobrowolnie.

 

wtorek, 1 lipca 2014

Urodziny - odsłona nr 2

Wtorek. To JUŻ wtorek. Nadrabiam wirtualne zaległości (niebywałe, ile się dzieje, kiedy nie ma mnie ''tu i tam'' raptem kilka dni. U nas już po urodzinkach, które - nie kłamię - trwały trzy dni! Mnóstwo gości, multum niespodzianek i to, co najważniejsze - radość SOLENIZANTKI. 
Nasze wzruszenia, niespodziewane spotkania, miłe gesty...
Ach, kiedy są dzieci jest iście prawdziwa radość! Nie wiem, czy pamiętacie, ale rok temu (jeśli się nie mylę) wspominałam na blogu, że marzy mi się takie prawdziwe przyjęcie urodzinowe. Pod słowem 'prawdziwe' kryje się: pełne dzieci i w ogrodzie. Takie przyjęcie, z którego to właśnie Emilka najwięcej skorzysta. Bo będzie radość, zabawa i rówieśnicy. Będą dzieci. 
W rozkładzie na trzy doby, ale mieliśmy wszystko - Ona miała.
Świeczki zostały zdmuchnięte w zastraszającym tempie, rodzinka w cudowny sposób dopingowała Emilkę, a ja upajałam się widokiem roześmianej buźki mojej dużej Dziewczyny. Kolejne dni to ciąg dalszy świętowania. Spotkanie z naszymi kochanymi znajomymi i Ich cudownym Synkiem, i przemiłe popołudnie wypełnione uśmiechem, radością i zabawą. 
A wczoraj? 
Cudowny widok! Niespełna trzyletni Szymuś recytujący wierszyk dla Emilki!
I radość, taka szczera radość Emi.
Urodziny...

Mogłabym pisać wiele, wspomnę jeszcze tylko o jednym. W piątek to ja dostałam najcudowniejszy prezent. Moja - duża już - Dziewczyna, na cały sklep wykrzyczała: - Ja tak cię kocham, mamusiu!

Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę, a pewna Pani zdjęła okulary i powiedziała:

- Ale cudowna dziewczynka, co za wyznanie...

Pogłaskałam moją Emi po główce. - Ty mój Łobuzie - powiedziałam.
Tak naprawdę brakło mi logicznego zasobu słów, zapomniałam  przysłowiowego ''języka w gębie''. Bo co powiedzieć, kiedy z jednej strony oblewa twarz rumieniec (na pewno tak było), z drugiej rozpiera duma, a z trzeciej - rozpływasz się...nawet w wiejskim sklepiku. A pani czekała na mój komentarz...

Moja Córeczko, jak ja Cię kocham...


czwartek, 26 czerwca 2014

Trzy latka!

Dwa dni temu...

Dwadzieścia minut po północy, a my - tradycyjnie - nachyleni nad łóżkiem naszej Córeczki. To już trzeci raz, kiedy 00.20 staje się dla nas tak ważnym układem wskazówek na tarczy zegara. Patrzę na Nią i widzę wszystko, co dane nam było przeżyć trzy lata temu i przez te wszystkie miesiące składające się na ten okres. Poród, strach, nadzieja, walka...Szczęście. Największe szczęście na świecie. Po raz kolejny (wiem, że to banalne), nie mogę pojąć jakim cudem to wszytko TAK szybko minęło. 
Trwam nad Jej łóżeczkiem jeszcze chwilę, zerkam na śpiącą Królewnę, głaszczę po główce, która już wcale nie mieści się w dłoni. Wzruszenie ściska serce. Jest noc, a ciemność potęguje wszelkie doznania. Po raz kolejny czuję to, co czułam WTEDY. Dziś mam PEWNOŚĆ, dziś nie ma pytań, a strach ogranicza się do typowych obaw każdego rodzica (no, może powiększony z powodu wcześniejszych doznań).
Przez myśli przelatują skrótowe migawki.
Zaczynamy kolejny etap.

W naszym domku biega trzylatka...Nasza MIŁOŚĆ, SZCZĘŚCIE, CUD.


Kilka godzin później...

Ranek. Emilka wybudza się ze snu. Biegnę do lodówki, bo tam czeka niespodzianka, którą przygotowałam dla mojej Córeczki. Nie uwierzycie, ale upiekłam swój pierwszy tort w życiu! Tak bardzo chciałam to zrobić właśnie dla NIEJ. Nie mam zdolności dekoratorskich, ale wybrałam całkiem łatwego bohatera - ''Bzyczka"' z bajeczki ''Ul''. Wbijamy trzy świeczki, zbliżamy się w stronę łóżka. Nasza Emilka nieco zaskoczona, ale radość jest. Zaczynamy śpiewać ''Sto lat''. Nasz wokal przerywa:

Ja tak nie lubię sto lat....


Przestajemy. No tak, zapomniałam. Emilka nie lubi ''sto lat''.:)


W weekend przyjęcie, rodzinka, drugi - już zamówiony - tort. 


Trzy latka...
Mój Boże, jak to możliwe?


W dniu trzecich urodzinek!





poniedziałek, 23 czerwca 2014

Tatuś, tatuś - co Ci dam?

Cudowny poranek!
Gdy emocje już opadną trzeba wrócić do normalności i przywołać to, co dziś dało nam piękny początek dnia. Z okazji Dnia Ojca uknułyśmy pewien podstęp. Przez ostatnie kilka dni Emilka sekretnie strzegła tajemnicy, której sedno stanowił wierszyk dla Taty - z okazji Jego święta - oraz laurka. I tak dane mi było oglądać jeden z najpiękniejszych widoków - moją Córeczkę, która z wielkim zaangażowaniem deklamowała dla Taty oraz ogromne wzruszenie mojego Męża. Co dodać?
Bezcenne chwile.

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA WSZYSTKICH TATUSIÓW!




wtorek, 17 czerwca 2014

Cyrk, urodziny i...przymiarka

Na blogu cisza, ale to pozory - u nas naprawdę wiele się dzieje:) Bo czy Ktoś, kto jest mamą ma czas na nudę? Na narzekanie, że w danym dniu nic ciekawego się nie wydarzyło?  Chyba nie, więc i ja nie mam takiego zamiaru. 

Na szczęście w mamę wstąpiły siły witalne i można ''normalnie'' egzystować. Pogoda zaczyna znów nas rozpieszczać, więc w myślach tworzą się plany na wakacje, skupione jedynie na jednodniowych wyprawach. A poza tym? Znów zaserwuję banał i stwierdzę - nie wierzę, że za siedem dni, Emilka skończy trzy latka! Moja mała Dziewczynka...
Pomysł na tort jest, ale jak na złość - zlikwidowano moją ulubioną cukiernię, tzn. zmieniono lokalizację punktu. Niestety - dużo dalej, dlatego  trwają poszukiwania nowej. I jak zwykle - przyjęcie, które zostało przełożone na ostatni weekend czerwca. W tym roku szykujemy dodatkową niespodziankę dla naszej Córci;)

Miniony weekend obfitował w wiele emocji. W sobotę byliśmy w cyrku. To już drugi raz, kiedy Emilka mogła zasiąść na widowni. Tym razem nie był to cyrk lokalny, lecz bardzo popularny ''Cyrk Zalewski", który już kolejny raz gościł w Krakowie. Spodziewaliśmy się wiele. Ba, bardzo wiele! W końcu renoma, tradycja, no i... cena. Niestety, chyba się przeliczyliśmy. Repertuar ciekawy, choć szału nie było. Emilka ''chichrała'' na widok tańczących koni i piesków. Oczarowana występami akrobatów, sztuczkami na rowerze. My - momentami znudzeni iluzjonistą oraz rozczarowani brakiem innych zwierząt. Ja - przerażona widokiem wariacji na motorze (trzech motocyklistów i kula śmierci, oni wirujący w środku). Stwierdzam, że wolę przyjezdne i mniejsze cyrki, które serwują mnóstwo atrakcji dla dzieciaków w każdym wieku, a już na pewno - więcej zwierzaków. 

W niedzielę byliśmy na urodzinach mojej Chrześnicy, którą Emi uwielbia. Kiedy się bawią śmieje się cały świat. Emilka pięknie złożyła życzenia, towarzyszyła przy ''dmuchaniu'' świeczek, a dodatkową atrakcją stał się żywy króliczek, z którym na przyjęcie przyszła koleżanka Gabrysi. Domyślacie się pewnie, o czym teraz często słyszę od mojej Córci:) Nic nie dodam...Biedny królik.
Na dodatek, dziś - przez zupełny przypadek, bo w drodze ze sklepu - ''wylądowaliśmy'' u pewnej Pani, która przedstawiła nam swój nowy ''nabytek'' - chyba najmniejszego psiaka, jakiego widziałyśmy w życiu. 
Emilcia piszczała z radości, a w domku kilka razy powtarzała, jak bardzo chciałaby takiego ''maleńkiego pieska''.  Nadal trzymam się wersji, że to jeszcze za wcześnie na takiego pupilka dla Niej.

A dziś? Przymiarka. Zobaczcie sami:


Sypiemy kwiatki:)
W Boże Ciało:)

Pozdrawiam!




środa, 11 czerwca 2014

Wianuszek


Skwar leje się z nieba, mama - od niedawna to już tradycja -  ma kłopoty zdrowotne, więc - dosłowne - uziemienie staje się musem - przynajmniej do czasu, kiedy Babcia wróci z pracy. Jak to dobrze, że ktoś wymyślił książeczki, bajeczki i puzzle. Jak dobrze, że jest Tatuś, na którego - jak zawsze - można liczyć.

Ostatnio Emilka zachwyca się kultową bajką - ''Reksiem'', a mnie to całkowicie odpowiada - mało słów, wiele treści. Klasyka zawsze modna, a uniwersalność niezwykle potrzebna. To, co serwują  nam niektóre kanały ''dla dzieci'' zakrawa o pomstę do nieba.
Co najbardziej podoba się Małej? Oczywiście moment, w którym tytułowy piesek przybija pieczątki. Kocham ten śmiech! Nowością, z której niezmiernie się cieszę, jest to, że coraz częściej słyszę: ''Mamo, jestem głodna", i gołym okiem widać, że nasza Córcia trochę nabrała ciałka. Nasza Gaduła - jak to zwykle bywa - zaskakuje swoimi tworami słownymi. Frazy z bajek, książeczek, wyrażenia nabyte poprzez obcowanie z innymi ludźmi:

- Co nie?
- Mamo, jestem z Ciebie taka dumna!
- Daj mi pić, jeszcze jestem nienapita.
- Niech to gęś kopnie!
- Jestem jeszcze taka troszeczkę malutka.

I wiele, wiele innych. Toczymy już całkiem poważne konwersacje, a zdania naszej Córci czasami nie tylko śmieszą, ale i wzruszają.

Tradycją - chwilowo wstrzymaną na kilka dni - stały się wyprawy po polne kwiatki. Emilce sprawia to wiele radości, a ja? Przypominam sobie moje dzieciństwo.
I właśnie kilka dni temu moja kochana Babcia, która kiedyś tworzyła wianki dla małej Justynki, zrobiła takie cudo dla swojej Prawnuczki. I cóż tu dużo pisać...Moja Mała wyglądała jak leśna Księżniczka, a zachwyt w oczach Babci...Bezcenny.





sobota, 7 czerwca 2014

''To coś''

Jakiś czas temu...

Siadam.
Wiki w siódmym niebie, bo Emilka przyszła.
Emilka - ku mojemu zdziwieniu - wyciąga rączkę i pozwala koleżance zaprowadzić się na kocyk.
Zaczynają układać klocki.
U. robi kawkę.
Ufff....
Będą się bawić?
Rozglądam się i delektuję widokiem mojej Córeczki i naszej Sąsiadki. Wokół pełno zabawek. Niespodziewanie ''Coś'' zaczyna łapać mnie za nogę. Mają kota? - myślę. Nie! To Ona. Wychodzi po mnie, wspina się. Łapie za włosy, tuli.

- U., Ona raczkuje? Już raczkuje? - pytam.
- O nie!  'Dziecko Cygana'  - powiada U. - Do każdego pójdzie.- dodaje.
- Jeju... Jaka Kochana, cudowne dziecko.

Mała P. uśmiecha się do mnie.
Rozpływam się. Emilka patrzy z boku, co chwilę podbiega do mnie. Bada sprawę, nie pozwala mamie zbytnio zajmować się P.

Mama przypomina sobie jak to było kiedy...
Mama znów czuje ''to coś'', co szybko wypiera myśl: jeszcze nie teraz...
Mama czuje to, kiedy widzi brzuszki, wzrok Tatusia, w niektórych momentach.
Często.
Coraz częściej.

Ale wraca do rzeczywistości.
Bo jeszcze chyba nie czas...
Ale kiedy ten czas będzie. I czy będzie?
Chciałabym.

Póki co - delektuję się widokiem ciężarnych koleżanek, cieszę na myśl - o każdym nowym człowieczku, który przychodzi na świat - tu i tam - u bliskich nam osób.
W maju i czerwcu ciesze się obficie i szczególnie:)

Mam Emilkę - mój Skarb.

P.S.

Czas ucieka jak szalony. Mała P. już chodzi ;-)





środa, 4 czerwca 2014

Dzień Dziecka i DKMS

Moje roztargnienie sięga zenitu, dlatego mało mnie to ostatnio. Robię jedną rzecz, myślę o drugiej, a w rezultacie - żadnej nie kończę. Nie mogę zwalić na przesilenie wiosenne (ono chyba najbardziej daje każdemu we znaki), bo za oknem prawie lato. Powodem chyba jest to, że za wcześnie martwię się tym, co będzie i jak będzie, kiedy za trzy miesiące nasza codzienna rutyna ulegnie diametralnej zmianie.
Przedszkole, praca...
Ja z tych, dla których jedna sprawa potrafi być dominantą dla wszystkiego.
Tym razem chodzi o drugą stronę medalu. Nie adaptację Emilki do nowego środowiska, lecz o mnie.
Nie wiem jak poradzę sobie bez Niej.
Tak, ja.
Bez Niej -  c a ł y ranek,  południe, zawsze.  Tak bardzo przyzwyczaiłam się do obecności Emilki na każdym kroku, że egoistycznie zaczynam myśleć o sobie.

Za nami Dzień Dziecka. 
Naszego, ukochanego, jedynego.
Dzień, w którym - jeszcze bardziej - dało się zauważyć pęd czasu, dla którego każda mama potrzebuje chyba odrębnej miary. Uśmiechnięta buźka naszej Dzieciny nastrajała optymistycznie każdego, kto z nami przebywał w tym wyjątkowym dniu.

Właśnie w niedzielę, mieliśmy okazję być na organizowanych już po raz 23. Dniach Niepołomic. Święcie naszej gminy, które co roku przyciąga tłumy. Stałą atrakcją jest wesołe miasteczko z Czech, występy, konkursy, mnóstwo imprez kulturalnych - w tym koncerty i wystawy. Z całej gamy atrakcji wybraliśmy te klasyczne, lecz dające mnóstwo satysfakcji. Wystarczył park, w tle muzyka, ''nasza paczka'' i biegająca Emilka, która miała wielką uciechę, kiedy bombardowała chłopców pistoletem na bańki mydlane. Nasza Córcia była oczarowana widokiem wesołego miasteczka, lecz w efekcie był to tylko słomiany zapał. W dziecięcym pociągu towarzyszką musiała być mama, a dmuchany zamek był najlepszy przy wejściu - grunt, że dało się skakać, nie ważne, że nie w środku. Chyba za dużo nowości, a do tego, co nieznane nasza Córcia podchodzi z dużym dystansem. Stowarzyszenie Motocyklistów zorganizowało specjalną wystawę swoich pojazdów dla dzieci, wiec Tatuś nie pogardził tematem, i bez chwili wahania usadowił  swą Pierworodną na maszynie, która na mamie nie robiła żadnego wrażenia, choć całe show było świetne.
I jeszcze jedno. Udało mi się zrealizować to, co od pewnego czasu miałam w planach - zgłosiłam się jako potencjalny dawca komórek macierzystych do fundacji DKMS. Tak niewiele potrzeba. Przeprowadzono wywiad, wypełniłam formularz, zrobiłam wymaz.
Mam nadzieję, że kiedyś znajdzie się Ktoś, komu będę mogła pomóc.
Tak prosty gest, a może zdziałać tak wiele. Dać życie, zdrowie.
To samo zrobił Mąż, nasi kochani znajomi. Emilka biegała wesoło, dopingując mnie swoim uśmiechem i zaczepkami (Drogie Mamy, wiecie dobrze, że niekiedy wyczynem staje się wypełnienie jakiegokolwiek dokumentu w obecności potomka).
Ukradkiem zerkałam na Nią i wiedziałam, że WARTO.
I że to dobra decyzja.



wtorek, 27 maja 2014

Mama


Pamiętam swój pierwszy dzień mamy - w popłochu, jeszcze z niedowierzaniem, z emocjami, które nieuporządkowanie tkwiły gdzieś głęboko, obchodziłam swój pierwszy 26 maja...
Miałam przed sobą Dziecinkę, która - wtedy - za ponad miesiąc miała ukończyć roczek.
Dziecko, które od pierwszych swych chwil owładnęło mną całkowicie i w parze z moim Mężem pokazało, co znaczy SZCZĘŚCIE I SPEŁNIENIE.

Wtedy spała, a Jej maleńkie rączki oplatały małego pluszaka, którego podstępem podłożył Tatuś. Wyglądała tak słodko, tak niewinnie. Moja Dziecinka...

....

Wczorajszy Dzień Mamy był inny. Małe usteczka wypowiedziały najpiękniejsze słowo świata, a ich Właścicielka wręczyła mi piękny kubeczek, do którego dodatkiem miała być własnoręcznie wykonana laurka. Niestety, Emi zbuntowała się i postanowiła, że tym razem dla mamy nic nie narysuje. Z uśmiechem na ustach oznajmiła mi ten fakt, a ja postanowiłam, że sama poproszę o to. Tatuś, który objął pieczę nad całym przedsięwzięciem -  nalegał w ukryciu, by Emi coś dla mamy przygotowała - zasmucił się, bo nasza Córcia była nieugięta.
Nie. I kropka.
Na koniec oznajmiła mi: '' Oj, to ja się smucę, że ty się smucisz, że ci nic nie narysowałam".

Fakt, ciut smutno mi było (liczyłam na pierwszą w życiu laurkę), ale - mimo tego - uściski, słowa i całusy sprawiły, że kolejny już Dzień Mamy spędziłam bardzo miło. Święto, które jeszcze kilka lat temu kojarzyłam wyłącznie z moją kochaną Mamą, dziś jest także moim świętem.
Dniem, w którym jeszcze bardziej człowiek uświadamia sobie, jak bardzo jest komuś potrzebny i jak mocno kocha to swoje ''Maleństwo".

Jestem mamą. 
Najszczęśliwszą.
Spełnioną.
Mamą - jak dla mnie - najcudowniejszej Córeczki pod słońcem.





czwartek, 22 maja 2014

I po raz kolejny - ''Kamienny Krąg''

I stało się.
Długo planowane, przekładane, lecz tak bardzo wyczekiwane spotkanie doszło do skutku.
I tak: Adulka, Ewcia, Madzia i ja - Mamy z ''Kamiennego Kręgu '', o których już pisałam (m.in. TU i TU), miały okazję spotkać się i spędzić cudowne kilka godzin we własnym towarzystwie. 
Dużo by pisać, jeszcze więcej opowiadać. 
Nie dość, że spotkanie miało miejsce w wyjątkowym czasie i okolicznościach, to na dodatek było pełne wzruszeń, radości, uśmiechu, cudownych prezencików i ...jedzenia!

Jak wielka jest siła takiej przyjaźni - każdy wie, kto takiej doświadczył.

Lawina niekończących się tematów, dwie bawiące się Księżniczki, wzrok wędrujący w jednym kierunku.
Szczęście.


WIELKIE DZIĘKUJĘ DZIEWCZYNY - ZA DZIŚ, ZA ''ZAWSZE'', ZA KAŻDY KOLEJNY RAZ.
ZA TO, ŻE Z WAMI WSZYSTKO JEST INNE - ŁATWIEJSZE.

ZA LEKCJĘ - NADZIEI, WIARY, POKORY I ODWAGI.

ZA TO, ŻE JESTEŚCIE.

I za czwartek, który pozostawił w mej pamięci - oprócz Was samych i ''naszych'' Księżniczek - jeden, cudowny obraz. 
Cztery dłonie na Brzuszku...




poniedziałek, 19 maja 2014

Nasze DZIŚ

Słońce, błękitne niebo i poziom endorfin, który podnosił się z każdą godzinką. Piękna pogoda za oknem pozwoliła, by dzisiejszy słoneczny dzień celebrować w terenie lub na podwórku. Nareszcie.

Choroby, deszczowy tydzień - to wszystko spowodowało, że brakowało jednego, jakże stałego elementu - placu zabaw, na którym nie byłyśmy prawie cztery tygodnie! Z dniem dzisiejszym - z nastawieniem na kolejne dni - licząc na sprzyjającą aurę (czyt. zero chorób i piękną pogodę), wznowiłyśmy nasz codzienny zwyczaj i pędem udałyśmy się na lokalny placyk.
Roześmiane buźki, piski, okrzyki, zachęty do zabawy. Znajome twarze, które - chyba na zawsze - będą kojarzyć się mi z okresem, kiedy cały dzień był dla nas - mnie i naszej Córeczki. Miejsce, dzięki któremu - tak myślę - wiele zyskała Emilka. Rówieśnicy, pierwsze ''zabawy w grupie'', zaczepki. I my - mamy, które miały (i mają) podobne troski, rozterki, niekiedy historie. 

Niesamowite, jak bardzo człowiek przywiązuje się nawet do takich - niby - niepozornych miejsc. Do ludzi, z którymi nie tak dawno było się na ''dzień dobry'', a którzy teraz stali się tak bliscy. Do znajomych twarzy dzieciaczków. Do rutyny.

Emilka, pełna ochoty, zapału i radości PRZED spacerkiem, troszkę jakby nie mogła odnaleźć się  na samym placu. Znów pojawił się lekki dystans, obawa, a rączki lub noga mamy służyły za podporę i schronienie. 
Myślę, że to wina przerwy i wkrótce wszystko powróci do normy.

Po placyku i spacerku wróciłyśmy do domu, by napełnić wygłodniałe brzuchy, a kolejne godzinki spędzić w piaskownicy. 

Kolejny raz spojrzałam w niebo, które przypomniało o tym,  jak ważne jest TU i TERAZ.
Które cicho szeptało, że za kilkanaście tygodni wiele się zmieni.

Promienie słońca dodały nowej energii, a uśmiechnięta buźka naszej Dziecinki, która przed snem powiedziała mamusi, że się bardzo cieszy - ot, tak - bez żadnego wstępu czy zapytania była najpiękniejszym zwieńczeniem dnia.

I nawet były momenty, kiedy nie myślałam o nóżce Emilki. I - ku mojej radości - dziś Mała pięknie chodziła.

Bo chyba nie ma na świecie człowieka, który się niczym nie martwi.








środa, 14 maja 2014

A co u nas?

 Kiedy to zleciało?

Niebawem - za ponad miesiąc - będziemy świętować trzecie urodzinki Emilki. To tak banalne stwierdzenie, ale towarzyszy chyba każdej mamie, która - co jakiś czas - łapie się na tym, że Jej dziecko już nie jest niemowlakiem, że coraz więcej potrafi, rozumie, że piżamka ma być we wzorki, a śniadanie wg ściśle określonego schematu. Że już nie 92, lecz 104. 

Że za chwilę pójdzie do przedszkola, a  cała rutyna dnia codziennego ulegnie diametralnej zmianie.
 
Jak mierzyć czas wspólnych dni, zabaw?
Każdy kolejny miesiąc...
Oczekiwanie na pierwszy ząbek, chód.
Pierwszą świeczkę na urodzinowym torcie...
Kiedy to  było?

Radość, łzy, duma i świadomość, że ten mały człowieczek zrodził się z nas. Że jesteśmy maleńką rodzinką...

....
 
Nie wiem - czy tylko nasze niebo oszalało i wylewa z siebie hektolitry deszczu (jakoś nie na bieżąco jestem z prognozą pogody) -  ale stan uziemienia w zamkniętej przestrzeni trochę daje nam we znaki. W domu maleńki remoncik, więc nic dodawać nie trzeba - mimo że bardziej zewnętrzny, to miotła i odkurzacz są nieodłącznymi towarzyszami dnia codziennego. Emilka w pełni zdrowa (mam nadzieję), choć jutro i tak mamy zamiar skorzystać z porady lekarza - jest kilka spraw, które niepokoją, ale o tym wkrótce. Przebyta choroba trochę nastraszyła, więc - z założenia - przewrażliwiona mama widzi dookoła same niepokojące sprawy.

Ale dziś o postępach, nowościach. O tym, czym nasza Córcia ostatnio zaskoczyła swoich rodzicieli. I otoczenie, bo do ludzi wychodzimy czasem:)

1. Pijemy (normalnie) z kubka!

Ktoś stwierdzi - ale jak to? To nie piła wcześniej? Wiem, wiem... Dzieci w tym wieku już powinny - jak powiadają. I pewnie większość piła dużo wcześniej. U nas kubek był od dawna, ale żeby czynność nazwać piciem... Używaliśmy bidonów, niekapka, nawet butelki. Na kubek trzeba było czasu. I właśnie nastał odpowiedni.
Nie chodzi o rozlewanie (to mnie nigdy nie ruszało), ale o DŁAWIENIE. Kto zna naszą historię od początku, ten wie, dlaczego każde zadławienie Emilki wyzwalało w nas wielki niepokój.
Jest coraz lepiej, łyki są mniejsze.


2. Rozróżnia i płynnie wymienia kolory, liczy do 20

Nie narzucałam. Stosowałam zasadę - określaj daną rzecz kolorem tak, by całość była jak najbardziej naturalna:

''Proszę - czerwone jabłko''.

''Ubierzemy różową;) bluzeczkę".

Wychodziło to spontanicznie, i raczej nie było ukierunkowane na to, by Emilka znała kolory - już, teraz.
Nasza Córcia najwięcej zawdzięcza swojej ciekawości. Bo interesowało Ją jaki kolor bluzki ma babcia.
Jaka jest piłeczka, klocek, poduszka? 
Był czas, kiedy pytania o barwę stały się częstymi - jeśli nie bardzo częstymi - elementami każdego dnia.
Na dzień dzisiejszy hitem jest liliowy - bez trudu go rozpoznaje.


3. Jest coraz bardziej samodzielna

Złapałam się na tym, że są momenty kiedy się nudzę. Tak, czasem tak jest. Jakoś za szybko się ze wszystkim wyrabiam - jak nigdy:) Pobudka, śniadanie, porządki, gotowanie...

Ale zaraz... Emilko? Sama się pobawisz? 
I bawi się. I bieliznę ubierze, i spodenki. Mama siedzi i patrzy. W spokoju poprasuje i jeszcze książkę poczyta, kiedy Dziecinka w piaskownicy, albo kiedy rysuje. I czasem pojawia się tęsknota...Bo tak jakoś szybko minął czas, kiedy było się niezbędnym do... wszystkiego.
No i deszcz... Nie ma placu zabaw, spotkań z dzieciakami, plotek z mamami. 

Kąpiel, a po kąpieli:

- Ale ja chcę piżamkę we wzorki! Nie z Myszką Miki!

Że co? 
I sama się ubiera, a ja tylko poprawiam.

P.S. Nasza Dziecinka postanowiła nam trochę przypomnieć, że noc nie zawsze musi być przespana. Przez trzy minione dni wstawała o 4.00, 5.00, 5.00. Nie napiszę, o której chodziła spać:)


4. Udoskonaliła swój warsztat artystyczny:)

Dotychczas, każda postać, piesek czy drzewo było ''patyczkiem'', krzyżykiem, kreską. Wszystko się zmieniło. Dokładnie w moje imieniny - a było to pewnego kwietniowego dnia -  Emilka narysowała coś, co totalnie zbiło mnie z tropu. Pękałam z dumy!  Kilka dni później pojawiły się kolejne dzieła mojej Córci:

Bohaterowie z bajek

Pan ze smyczą

''Jakiś'' Pan


Pojawiły się i nóżki, i rączki, i buty. I nowe, nieznane kształty.

5.  Bawi się maskotkami, z ciekawością poznaje zapachy

Miś już nie leży w kącie! Emilka zaczęła bawić się pluszakami (już nie liczy się tylko Pimpuś). Nowością jest to, że często przemawia do mnie miś, a nie Ona - oczywiście Emilcia użycza mu swojego głosu. I tak bawimy się, dyskutujemy, radujemy się, karmimy,  złościmy się, przepraszamy, chodzimy do kąta itp.
Ale to miś i mama. Bo Emilka tylko trzyma.
Kaufland też często do  mnie mówi:)


Co do zapachów...
Oficjalnie i TU - nie przyznałam się chyba nigdy - choć wiele bliskich mi osób wie. Ze mnie prawdziwa zapacholiczka. Uwielbiam zapachy starych/nowych książek, palonej trawy, benzyny, płynów do prania/płukania... Nie chcę nawet wydłużać tej listy, bo pomyślcie, że zwariowałam:) Ale spokojnie, nie jestem sama!
Otóż, chodzi o to, że <już kilka razy > przyłapałam Emilkę, jak dosłownie ''obwąchiwała'' gazetę!
I myśl: O Boże, ma to po mnie? Widziała, czy co?

Uspokoiłam się, jak zobaczyłam, że najchętniej wącha kwiaty, więc aromatyzujemy się obie zapachem małych cudeniek, które wyrosły w ogródku...


... a teraz goszczą na naszym stole. A to, że nie jestem sama? Znam osoby o podobnych upodobaniach:)

6. I to, co najpiękniejsze: KOCHAM...

To, że nasza Córcia nie szczędzi wyznań -nie tajemnica - ale do słów doszły czyny:

- Pokażę Ci, Mamusiu/ Tatusiu, jak Cię kocham...

I  małe rączki oplatają szyję - z całych sił.

Czasem naprawdę blokuje oddech:)
Ale co tam! Mama i tak kocha mocniej. Tak, że pokazać tego nie może.




 







 
 

sobota, 10 maja 2014

Kaufland

Kilka dni temu...

Emilka bawi się konikiem, którego dostała od Babci. Można go czesać, więc Mała jest zachwycona.

- A jak ten konik ma na imię, Emilko? - pytam.

Córcia podchodzi do mnie i mówi:

- Cześć, jestem konik.
- Cześć koniku, ale jak masz na imię? - drążę temat.
- Kaufland. I mieszkam w domu, i mam ciocię.


Do ''Kauflandu'' nie jeździmy, ale dziwi mnie fakt, że nie mamy jeszcze w domu ''Biedronki'' lub ''Tesco'':)
Dodam, że wśród lal i misiów prym wiodą Anie i Kasie:)
Kaufland?
Kauflandem pozostał;)

poniedziałek, 5 maja 2014

Pokrzywka i lekarzy ciąg dalszy

Wiedziałam, że na jednej wizycie się nie skończy. 
Czułam to, a jednocześnie starałam się odpychać wszystkie czarne myśli z głowy. 

Po trzech dniach przyjmowania antybiotyku, na ciele Emilki zaczęły pojawiać się dziwne plamy z pęcherzykami. Bardzo się wystraszyłam, bo plamy te nie dość, że punktowo pokrywały skórkę Emi, to - na dodatek - zmieniały swoje miejsce. Dosłownie! Gwałtownie pojawiały się np. na twarzy, po to, by po kilku, kilkunastu minutach zniknąć i  obrać za lokalizację inne miejsce, np. brzuch. Emilka, mimo tego że swędziało, bardzo swędziało - po raz kolejny - nas zaskoczyła, bo... nic sobie z tego nie robiła. Zdenerwowanie przychodziło, kiedy - non stop - mama lub tato podnosili koszulkę, by sprawdzać wygląd i rozmieszczenie zmian skórnych.
No dobra - głównie mama.

Szybki telefon, kolejna wizyta.
Ostawienie antybiotyku, zmiana lekarstw, nieco inna koncepcja dalszego leczenia
Inny lekarz.
I nazwanie ''tego czegoś'', co napędziło nam tyle strachu, co spowodowało, że mama niemal nie dostała zawału. Na szczęście Tato zachował spokój, za co dostało  Mu się od mamuśki. 
No, bo jak w takiej chwili się nie denerwować! 
Ktoś musi być opanowany i zachowywać zimną krew w podbramkowych sytuacjach - ja to stwierdziła moja koleżanka. Po wewnętrznym ''uff'', jakiego dostałam, kiedy lek odczulający zaczął działać - zgadzam się z słusznością tych słów, hołduję Mężowi. 
I koleżance - za święte słowa i - jak zwykle - za duchową pomoc:)

''Pokrzywka". Ta z pozoru ''łagodnie'' kojarząca się nazwa, nijak ma się do rzeczywistości. To wysyp na skórze, uczulenie - reakcja na przyjmowane leki, pokarmy, środki chemiczne, konserwanty... Długa lista. U dzieci ma zazwyczaj postać ostrą. Bąble pojawiają się szybko i równie błyskawicznie znikają.  Zazwyczaj trwa do dwóch dni, niekiedy znacznie dłużej.


I tak było u nas. Emilkę uczulił przyjmowany antybiotyk, który natychmiastowo został wycofany z dalszego leczenia. Dodam, że Pani dr, u której byliśmy ''z uczuleniem'' - miała mieszane uczucia, co do diagnozy poprzedniej dr. Lekarze...Temat rzeka. Nie będę pisać, wiele już napisano. Po dwóch dniach uczulenie minęło, zaczęliśmy zakrapiać uszka nowym lekiem (usłyszeliśmy, że niby nie leczy się zapalenia ucha antybiotykiem, ale dostaliśmy krople, które zawierają antybiotyki). Emilcia, mimo choroby, tryskała energią i zapałem do zabawy, a ja? 
Po raz kolejny zastanawiałam się: Jak Ona to robi?

Było coraz lepiej. Kontrola, dobre wiadomości. W piątek pozwoliłyśmy sobie nawet na małe wyjście na polko - ''przewietrzyć się''. Siedzenie w domu - zarówno dla mnie, jak i Córci - jest niezmiernie uciążliwe. Codzienne spacery na stałe wpisały się w nasz rytm dnia. Na sobotę planowaliśmy wielki debiut Emilki w... sypaniu kwiatków w czasie procesji, na nasze parafialne święto. Babcia sprezentowała cudowny strój krakowski, którym nasza mała ''Krakowianka'' - w czasie prób kostiumowych - była zachwycona. Z przyjemnością paradowała po domku, a najśmieszniejsze było to, że do stroju koniecznie chciała nosić... palmę. Z Niedzieli Palmowej. A o czerwonych koralach już nie wspomnę.
Było dobrze. Było.

Wczoraj nie sypała kwiatów. Na szczęście zapomniała o obietnicach - że pójdzie, że będzie, że kwiatki...
My pamiętaliśmy i było tak jakoś smutno.
Dzień zaczął się od dziwnego, ''szczekającego'' kaszlu. Minęło. Dziś mieliśmy identyczny scenariusz - ranek i kaszel. Potem spokój.

Co przyniesie tydzień? Boziu, daj zdrowie. Dość tego chorowania...




niedziela, 27 kwietnia 2014

Święty

Maj 2011

Głaszczę swój całkiem spory - jak na ten miesiąc - brzuszek. Pukam do mojej dzidzi, łzy mimowolnie napływają do oczu. W telewizji trwa Msza beatyfikacyjna. Odsłaniają się szaty, odkrywają wspaniałe oblicze Jana Pawła II. Czuję ścisk.
Dziękuję.

Czerwiec 2011

To już pewne. Za chwilę urodzę. Krwotok, silne skurcze. 28 tydzień...
1120 gramów.
Nasza Emilka.
Mały obrazek, który ściskałam w dłoni. Na nim On.
Wiadomości do Męża, modlitwa do Boga.
Prośba do Niego...Naszego Papieża.
Dziękuję.

...
To dziś.
W większości polskich domów, z okien, spogląda On. Nasz ukochany, wspaniały Człowiek. Od dziś - Święty.
I znów ten ścisk. Radość, ogromne wzruszenie i emocje, które wzrosły, gdy kamery telewizyjne pokazywały sylwetkę naszego Ojca, uzdrowionej - za Jego wstawiennictwem - Kobiety z Kostaryki, czy momenty pielgrzymek.

I DZIĘKUJĘ, które dziś wydaje się być zbyt małym słowem.

Emilka bawi się i usilnie próbuje skierować zainteresowanie mamy wyłącznie dla siebie. Wraz z moją Babcią staramy się, by dar podzielności uwagi został nam dany choć w tym, dzisiejszym dniu. Męczący i silny kaszel nie daje spokoju mojej Dziecince, co powoduje, że coraz bardziej niepokoi mnie" pakiet chorób".  Tulę Ją do siebie. Mój Cud. W telewizji trwa transmisja Mszy kanonizacyjnej, w czasie której do grona świętych dołączy także Jan XXIII.
Tata w pracy. 

To już.
Mamy Go.
Świętego, Cudownego, Naszego.  Wysłannika Boga, Papieża Rodziny.
Tego, któremu prywatnie zawdzięczam zdrowie i życie mojej Córeczki.
Nasz ukochany Ojciec...

...
- To jest moja Bozia - mówi Emilka.
Podchodzę, patrzę. Ściska obrazek dołączony do "Dziennika Polskiego". Na nim On - Jan Paweł II.
- Moja - droczę się z Nią.
- A właśnie, że moja. I koniec.

piątek, 25 kwietnia 2014

Chorujemy

Wielkanocny koszyczek, który nadal stoi na komodzie i nieśmiało przykuwa uwagę, a tuż obok, na stole - siatka pełna lekarstw.
Nasze tu i teraz.
Sytuacja może zmienić się w jednej chwili, a kiedy już tak się zdarzy, wszystko co było, traci na znaczeniu. Święta minęły tak szybko, że mam wrażenie jakoby były snem, epizodem, który zdarzył się w przeszłości, którą śmiem określić jako: "kiedyś tam". 
Emilka jest chora, i nie skłamię dodając: mam bardzo dzielną Córeczkę. 
Zapalenie ucha, gardła i spojówek. Jak to stwierdziła nasza dr - wszystko w pakiecie. 
Stan, w jakim nigdy - aż do tej pory - nie dane było mi oglądać mojej Córeczki. Antybiotyk przepisany natychmiastowo i nadzieja, że w środę, na kontrolnej wizycie, moja Dziecinka już będzie zdrowa. Bezsilność, strach i ścisk. Każdy rodzic to zna. Każdy chce uniknąć, przelać cierpienie dziecka na siebie. Tak właśnie chciałam wczoraj i trochę zostałam wysłuchana, bo od południa leżę obok Emi.

- Jak się czujesz, Emilko? - pytamy naprzemiennie z Mężem.
- Dobrze, tylko trochę jestem słabiutka - odpowiada nasze Słoneczko, które chyba najbardziej ubolewa nad tym, że nie może pójść na polko. Nie skarży się na żaden ból, chce grać w piłkę, a płacz pojawił się jedynie wczoraj, kiedy nie mogła otworzyć oczek (wydzielina skleiła powieki). 
Deszcz smutno stuka do naszego okna. Dziś liczy się pogoda, którą mamy w sercu. 
Emilka, z uśmiechem na ustach, z zapuchniętymi oczkami, ogląda jedną z ulubionych bajek. 
Od wczoraj ma taryfę ulgową - od wszystkiego. 
Udaje, że Jej nóżki przypadkowo lądują na moim brzuchu - dając lekkie kuksańce. 
Tata zrobił pyszne naleśniki.
Moje Szczęście...
Wierzymy w "dobrze"- zawsze i wciąż. 
Czasem tylko bezsilność bierze górę, a myśli przywołują przeszłość - jednocześnie tworząc nowe scenariusze.

Miłego weekendu!



piątek, 18 kwietnia 2014

Święta, życzenia i nasze muffiny

Założę się, że pewnie połowa z Was - jak nie wszyscy - właśnie pieczecie, sprzątacie, odpoczywacie lub... jesteście w pracy.
W domu pachnie ciastem, a dzieciaki oglądają przygotowaną na jutro święconkę.
U nas podobnie.
Mąż w pracy, a ja - walcząc z pokusą, by jednak dziś nie kosztować - postanowiłam upiec świąteczne muffiny. Moja mała Pomocnica spisała się na medal, a tym samym nie tyle pieczenie, co dekorowanie było zarówno dla Emilki, jak i dla mnie ogromną frajdą. Ach! Czuję, że odnalazłam swoje powołanie - przynajmniej na okresy świąt lub imprez. Teraz Mała Mi zajada się kolorową posypką do ciast - przy okazji karmiąc swoje misie, przez co fakt, że było posprzątane staje się wierutnym kłamstwem:)
Siedem kolorów tęczy na dywanie:)
Nie chcę nawet myśleć co będzie, kiedy Emi zobaczy, że mama bierze się za sałatkę i będzie krojenie jaj - czynność, którą uwielbia - oczywiście używając swego plastikowego nożyka.

Święta... To już.
Dwa dni temu robiłyśmy pisanki, które jutro zaniesiemy w koszyczku, do kościółka. Największą furorę zrobiło farbowanie jaj - wrzucanie do gorącej wody z barwnikiem.
Pierwsze wspólne pisanki...
Wielkanocne muffiny...
Nawet ''pierwsza spowiedź''...Emilki, która uczepiła się mojej nogi w Kościele Mariackim. I trwała tak...
Bez komentarza:)


Już teraz - bo boję się, że nie wystarczy czasu, by tu coś napisać - życzę Wam wszystkim:

Zdrowych, spokojnych, pełnych radości Świąt. 
Bożego błogosławieństwa i  uśmiechu, który będzie towarzyszył w każdej minucie.  
Swoistej magii, wewnętrznego odrodzenia i nadziei. 
Uścisków, ciepłych słów i tego, by każdy w te Święta czuł się szczęśliwy.

Mokrego Dyngusa, pogody w sercu i na dworze (polu - jak kto woli).


Wesołych Świąt!


P.S. Za oknem słońce, śpiewające ptaki... Zrobię wszystko, by zrealizować dzisiejsze spacerkowe plany:)