sobota, 30 marca 2013

Kropelki mleka i niezwykłe MAMY

Długo nie mogę zasnąć. Wszystkie myśli wirują wokół mojej maleńkiej Emilki. Czuję ogromną pustkę, zagubienie. Emocje kumulują się we mnie, czuję się potwornie napięta. I ten wewnętrzny strach, który próbuję zwalczyć. To dziwne poczucie jakby to wszystko nie działo się naprawdę, jakbym była ''gdzieś'' zawieszona - tam, gdzie kończy się sen, a zaczyna jawa. W myślach powtarzam sobie, że będzie dobrze, musi być. ONA jest na świecie i musi zostać ze mną. Wiem, że od moich myśli chyba niewiele zależy, ale staram się jak mogę nastawiać na to DOBRZE. Czuję, że Ktoś wielki nad NIĄ czuwa, po cichu błagam o to czuwanie. Po dłuższej chwili zasypiam.Gdy się wybudzam widzę na swojej piżamie, na dwóch znamiennych punktach plamy... Piersi są bardzo napuchnięte, a ja nie wiem co mam teraz robić. Rozmawiając z dziewczynami z sali, uparcie twierdziłam, że ja na pewno nie będę mogła karmić, że nic mi nie kapie, że urodziłam za wcześnie i to na pewno nie będzie możliwe. A jest ! Za radą dziewczyn i pani pielęgniarki udaję się na rozmowę z panią ''od laktacji''. Siedzimy przy białym stoliczku, na II piętrze. Pani karze mi pokazać piersi i ku mojemu zdziwieniu łapie za jedną. Tryska mleczko ! Pani szczegółowo omawia mi system, w jakim  mam odciągać pokarm (co 2. godz. w syst. 3,5,7). Za '' pobudzacza ''musi posłużyć laktator.
Zaznacza, jak wielką wartość mają te pierwsze kropelki, jak i ogólnie - karmienie naturalne.
Pierwsze odciąganie jest dla mnie troszkę bolesne. Przez pierwsze tygodnie  używam ręcznego laktatora i za bardzo nie mogę go okiełznać. Mocniejsze naciśnięcie i zassanie powoduje ból. Jednak widzę te moje kropelki i jestem radosna.Wiem, że to dla Emilki. Odciągnięty pokarm umieszczam -  jak kazano w sterylnej buteleczce, a następnie w lodówce. Tam czeka na ''panią od pokarmu''...och, pamiętam to wszytko jakby zdarzyło się wczoraj. Skoro już mowa o Pani zabierającej pokarm, to do niej idealnie wpasowuje się hasło : kobieta zmienną jest. Wszystko zależało od jej humoru ;-) Trudno mi trochę z tym, że muszę sztucznie pobudzać laktacje, wcześniej, ani przez myśl mi nie przeszło, że tak się robi. Myślałam, że laktatory są jedynie dla wygody, np. służą pomocą przy karmieniu dzidziusia, którego mama, po wielu miesiącach spędzonych w domu wraca do pracy, a nie chce rezygnować z karmienia naturalnego. W przypadku mam wcześniaczków z reguły są czymś niezbędnym. Moja przygoda z karmieniem - wzloty i upadki.  Na początku wydaje się, że nad wszystkim panuje, tzn. odciągam regularnie, mleczka jako tako, moja Maleńka toleruje, a potem odwrót. Emilka karmiona sztuczną mieszanką, a ja niczego nie mogę ogarnąć, potem jeszcze cytomegalia, a raczej obawa czy ją mam, i czy nie przeniknęła do organizmu Emilki poprzez pokarm...strach, badanie pokarmu, moja bezsilność i słabość. Oj tyle się działo. Naturalnym pobudzaczem była myśl '' to dla Niej", ale i trzy niezwykłe osóbki - najdzielniejsze mamy: Adulka, Ewusia i Madzia. Nie byłoby tych wspomnień, a na pewno nie miałyby takiego kształtu. O wielu rzeczach nie myślałabym tak jak teraz myślę, nie miałabym też takiej siły i wsparcia gdyby nie było tych dziewczyn. Bez nich moja Emilcia nie dostałaby na pewno tyle mleczka, ile dostała, bo to one sprawiły, że mogłam się jakoś ogarnąć, w porę wyjść od mojej Kruszynki i ...odciągać.  Oj dziwnie ze mną bywało...Bałam się, że coś stracę gdy wyjdę, że JEJ się coś stanie. Gdy później - po wypisie, spędzałam u niej prawie całe dnie, miałam obsesje na punkcie '' po prostu bycia tam'' - przy niej. Każde wyjście kończyło się wyrzutem sumienia. Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą jak odchodzę. Często tłumaczyłam się pielęgniarkom gdzie idę, po co i za ile wrócę. Podkreślałam, że WRÓCĘ. Niekiedy zostawiałam torebkę lub jakąś inną rzecz, by siostry wiedziały, że to pewne.
Z tymi Mamami wszystko było inne, łatwiejsze. Odciągałyśmy razem, a mała salka stała się miejscem, gdzie toczyły się rozmowy o TYCH NAJWAŻNIEJSZYCH, gdzie była troska, nadzieja, wzruszenie i uśmiech. Gdzie spotykałam się z tymi, które na stałe zagościły w moim sercu...O nich jeszcze będzie na blogu.

Moje najdzielniejsze Mamy na świecie....

4 komentarze:

  1. Kurcze łezka popłynęła :) Justyś my wszystkie dawałyśmy sobie siłę, byłyśmy razem i dałyśmy radę.

    OdpowiedzUsuń
  2. ...ale dzięki Wam ja otrzymałam i zrozumiałam o wiele więcej niż myślicie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Justynka, oj mam straszne zaległości w czytaniu Ciebie... i ja wzruszona, Kochana Justynko wszystkie pomagałysmy sobie nawzajem, i Tobie dziękuję i cieszę się, że byłaś z nami.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas odciąganie co 3 godziny, w szpitalu i w domu.
    Teraz Franio ma 4 miesiące, ale nie lubi za bardzo ssać piersi, więc ściągam, ale czuję że powoli tracę pokarm, podaję Bebilon.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń