piątek, 8 marca 2013

Jak kochać - to całym sobą!

Wszystko było jak z bajki. Wymarzony ślub, wyśniony mężczyzna, egzotyczna podróż, miłość - bez ograniczeń. Sielanka. Byłam szczęśliwa, cholernie szczęśliwa. Kulminacja tej radości nastąpiła pewnej styczniowej nocy...
Jest prawie północ, 17 I, a ja właśnie zaczynam żyć. Trzymam w dłoni magiczny przedmiot, który potrafi "odwrócić życie do góry nogami". Widnieją na nim dwie czerwone kreski. Nieopisana radość, ogromne zaskoczenie i paniczny strach. Uczucie zaskoczenia nie powinno mieć tutaj miejsca, bowiem jak wcześniej wspomniałam - niczym nie ograniczaliśmy naszej miłości, po prostu czekaliśmy na to co będzie nam dane. Miałam Męża, o którym marzyłam, który był dla mnie wszystkim. Był  nie częścią mojego życia, lecz całym moim życiem. Wiedziałam, że jest tym jedynym, z którym chce budować wspólne życie, z którym chce marzyć, planować.
Październik był miesiącem nie tylko mojego ślubu, ale i okresem, który rozpoczynał V rok moich studiów. Czas upływał pod znakiem pisania końcowej pracy magisterskiej, praktyk pedagogicznych. Miał rozpocząć się etap poszukiwania nowej pracy (ze starej się zwolniłam- och to byłby temat dla kolejnego bloga!). Dwie magiczne kreseczki zmieniły wszystko. Pokierowały nasze życie na nowy, nieznany tor. 
Pamiętam łzy radości mojego D. Ach, mężczyźni też płaczą! Płaczą szczerze i prawdziwie. Pamiętam swoje łzy…  Byłam szczęśliwa, ale czułam w sobie dziwny strach i obawę.Czułam, że wkraczam w nowy etap, ja - jako druga  z moich koleżanek… droga A. była wtedy w 4. mies. ciąży, ależ się ucieszyła, gdy dowiedziała się, ze obie będziemy miały wspaniałe brzuszki! Łzy szczęścia… W tym momencie byłam przekonana, że tylko takie łzy będą nam towarzyszyć przez kilka kolejnych miesięcy. Myśli bywają błędne...Tej nocy głaskaliśmy mój jeszcze płaski brzuszek. Wiedziałam, że‘’ona” tam jest…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz