środa, 20 marca 2013

JP II

Pamiętam moment Jego śmierci, kilka ostatnich, tak wymownych dni i chwil, które poprzedzały ten fakt...

Była noc. Nie mogłam zasnąć, więc postanowiłam włączyć elektroniczne pudło, zwane przez nas - pożeraczy XXI  wieku - radiem. Pośród puszczanych taśmowo i bez jakiegoś ładu i składu muzycznych kawałków, docierało do mnie coś, co powodowało jakieś nieuzasadnione napięcie i rozbudzało niepokój. Wiadomości, które przekazywano tamtejszej nocy wręcz raziły moje uszy. Nie zagłębiałam się zbytnio w ich treści, a tym samym temat, do chwili kiedy nie usłyszałam: stan zdrowia papieża znacznie się pogorszył. Zdanie, które sprawiło, że naprawdę się obudziłam. Zaczęłam wyczekiwać kolejnych radiowych wiadomości i nie mogłam uwierzyć. Pamiętam, że pierwszą moją myślą było to, że ktoś robi sobie jakieś głupie i niestosowne żarty. Był to okres mojego życia, w którym niekiedy tygodniami trwałam bez telewizji, radia, tym bardziej internetu, dlatego często byłam ''spóźniona" z wszelkimi bieżącymi faktami. Śledziłam naszego kochanego Papieża, wiedziałam, że podupadł na zdrowiu, z wzruszeniem i ogromnym ściskiem w sercu widziałam słynny i tak znamienny moment, kiedy nie był w stanie wymówić ani słowa. Jego cierpienie było tak wymowne, ale nigdy nie sądziłam, że wskazuje Jego ostatnią drogę do Boga. Tej nocy, która poprzedzała  ostatnią dobę kiedy Papież jeszcze żył, byłam bardzo niespokojna, nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Jakby świat zatrzymał się w jakimś punkcie, który się niemiłosiernie dłuży. To była bardzo długa noc. Nie pamiętam jak zasnęłam. Kolejny dzień na stałe zapisał się w mojej pamięci.W Polsce i na świecie trwały Msze w intencji Ojca Świętego. Ludzie modlili się o Jego zdrowie. Tłumy  gromadziły się nie tylko w kościołach, ale i w różnych miejscach związanych z naszym Papieżem. Ja i  moja  przyjaciółka ( teraz bym mogła napisać właściwie : była przyjaciółka) wybrałyśmy się do małego kościółka, który znajduje się w sąsiedniej parafii. Modliłyśmy się o ZDROWIE dla Ojca Świętego. Czuwałyśmy w ciszy i skupieniu pośród tłumu, który swoim ciepłem dodatkowo ogrzewał ten mały drewniany kościółek. Było nas pełno. Milczenie przerywane zostawało momentami przez głośną modlitwę księdza na ołtarzu. Słychać było: O ZDROWIE...
Było to specjalne czuwanie połączone ze Mszą Świętą wieczorną. Po zakończeniu wyszłyśmy z kościoła i pieszo, pośród tłumów zmierzałyśmy w kierunku drogi prowadzącej do naszych domów. Miałyśmy do pokonania około 4 km. Lubiłam takie wyprawy. Ten mały kościółek miał i ma w sobie niezwykłą magię. Mijając kolumny ludzi,  rozmawiałyśmy. Był cichy, spokojny wieczór, późny wieczór. Nagle dał się słyszeć potężny i tłumiący dźwięk bijących dzwonów, zaczęły ''wyć'' straże pożarne, ktoś krzyknął: Papież nie żyje...Tej chwili nie zapomnę do końca życia. Zaczęłyśmy płakać, płakali wszyscy...Przed nami szli moja ciocia i wujek. Wujek mocno wtulił się w ciotkę... Nie pamiętam jak dotarłam do domu, nie wiem jak pożegnałam się z przyjaciółką. Czy od tej chwili w ogóle zamieniłyśmy jakieś słowo? Gdy przekroczyłam próg swojego domu wszyscy byli zapłakani, siedzieli przed telewizorem. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Cały świat płakał...
W dniu pogrzebu naszego Papieża wyruszyłam  pieszą pielgrzymką na Krakowskie Błonia, gdzie cuda działy się na moich oczach...To była niezwykła chwila. Rozpoczynała się nowa historia...

Piszę o tym, bo Jan Paweł II jest Kimś, kto zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. 1 maja jego następca - Benedykt XVI włączył Go w krąg błogosławionych. Byłam wtedy w 5. miesiącu ciąży, oglądałam transmisję i głaskałam się po brzuszku. Czułam taki dziwny spokój, wewnętrzną radość. Gdy odsłaniała się kurtyna przysłaniająca cudowny portret, na skórze pojawiały się ciarki. Wiem, że wiele osób miało podobnie. Mój Papież...Całkiem niedawno, z racji odbywającego się konklawe dyskutowałam z pewnym Panem na temat papieży. Pan - komentując moje historie związane z JP II odpowiedział: ,,To zrozumiałe, że czujesz tak jak czujesz przecież Jan Paweł II to w zasadzie kawał twojego życia, nie, to całe twoje życie". Całe moje życie...Panu chodziło troszkę o inny kontekst, niż ten, na którym ja skupiam teraz swoje opisy, ale powiedział coś, co dla mnie stanowiło coś bardzo ważnego. Czasem w prostym zdaniu odnajdujemy sens, którego nie określają lub nie posiadają żadne twory słowne. Całe moje życie...bo On był mym życiem. Ukrycie lub też całkiem jawnie towarzyszył mi na każdym kroku. Pisząc ten post skojarzyłam, że nawet liceum, do którego uczęszczałam, nosiło Jego imię (całkowicie mi to umknęło), w parafii, do której należę jest pierwszy  kościół  w świecie konsekrowany jeszcze przez biskupa Karola Wojtyłę. Był na każdym etapie mojego życia, wzbudzał podziw, szacunek, sprawiał, że widziało się  polskość tam, gdzie tylko się pojawiał, niezależnie ile kilometrów od ojczyzny się znajdował. Był całym moim życiem i wyjednał u Boga życie mojej córeczki. To właśnie Jego błagałam o wstawiennictwo, gdy kilka tygodni po Jego beatyfikacji niespodziewanie przyszła na świat moja Perełka. Po raz kolejny otrzymałam od Niego najcenniejszy dar. Zadziwiał za życia ziemskiego, teraz zadziwia z Nieba...

Od kilku dni cieszymy się z wyboru nowego Papieża - Franciszka I. Gdy zabrzmiało to wyczekiwane habemus papam i na balkonie pojawił się  nowy następca św. Piotra, zobaczyłam kogoś znajomego, kogoś kto bardzo przypomina mi Jana Pawła II...Poczułam coś niezwykłego...




1 komentarz:

  1. miałam to samo odczucie, gdy papież Franciszek powiedział do nas: dobry wieczór, wybrano mnie z dalekiego kraju... potem oglądaliśmy Jana Pawła jak błogosławił "miastu i światu" i mówił tak podobnie.. tak po prostu, jakbyśmy wszyscy byli mu bardzo bliscy..

    OdpowiedzUsuń