poniedziałek, 31 marca 2014

List na butelce

Jesteśmy na polku. 
Emilka biega wesoło, dziadek sprząta garaż, po chwili zwraca się do mnie:

- A to nie wiem...Wyrzucić?
- Co to jest? Wyrzuć... Albo poczekaj... Zostaw.

Podchodzę, patrzę, ściskam...
Imię, nazwisko, data, godzina.
Wspomnienia.

Zabieram.
Wchodzę do domu. 
Wkładam do szuflady.

Mamy wcześniaków, poznajecie?

Zanim korzystałam z woreczków, takie oto buteleczki służyły nam, by gromadzić zapasy.

Miłego dnia!


sobota, 29 marca 2014

''Chodził Senek i Drzemota''

Chodzili, chodzili i do nas dotarli dopiero teraz...
Ach! 
Moja Dziecinka nareszcie zasnęła, a ja mam chwilę dla siebie. 

Iście wiosenna aura, myśli krążące wokół listy przyjętych, która niebawem zawiśnie na przedszkolnych murach, gorączka - która ni stąd, ni zowąd - pojawiła się czwartkowym popołudniem u Emi. I katar -  niby jest, ale go nie widać. Tysiąc myśli, a głowa jedna. I w dodatku moja.
Wiosna. Zasiadam, chcę pisać, kończę na szybkim przeglądaniu blogo-pamiętników. Moje rozkojarzenie sięga zenitu, a potwierdza to fakt, że dzisiejszego poranka - zamiast do Męża - wysłałam wiadomość do koleżanki. Nic strasznego - pomyślicie. Ale nie znacie treści:-)

Piękna pogoda za oknem skutkuje tym, że ja - ta, która wcześniej nie mogła normalnie egzystować bez wirtualnego świata, teraz zwyczajnie o nim zapomina, a dokładniej rzecz ujmując - nie znajduje dla tej przyjemności wolnego wieczorku. Im cieplej, tym mniej czasu... Już wyobrażam sobie, co czują Mamy, które pracują.
Odwiedziny, nowe znajomości, kawki, place zabaw, dzieci i... Emilka, która uwielbia przebywać na świeżym powietrzu. Każda pytanie: Idziemy na obiad? Zna jedną odpowiedź: NIE!
Każda próba ''wciągnięcia'' do domku - kończy się płaczem. 
Bo na polu Iwanek (nasz pies).

I można gadać, i gadać. I prosić, i błagać. Za każdym razem mama słyszy:

- Ostatni raz, proszę cię...

I widzę te maślane, dla mnie - najpiękniejsze na świecie oczęta.

I zgadzam się na ten ''ostatni raz'' mojej Córci. Cokolwiek on znaczy, ile minut liczy...
Bo i tak, gdy nastanie pora, by nareszcie pójść do domu będzie płacz. Znowu.


Miłej niedzieli, cudownej pogody, wspaniałego tygodnia!



wtorek, 25 marca 2014

Zawsze musi być ten pierwszy raz

W ''Donaldzie'' - oczywiście.

Z racji tego, iż kwestia ta dotyczy poniekąd odżywiania dzieci, a temat ów bardzo drażliwym jest - mam opory.

Pisać czy nie pisać? Oto jest pytanie.

Narażam się na lincz, choć postawa mej Dziecinki raczej wymaga pochwały.

Zabrałam dziecko do McDonalda. Kiedyś.
Przepraszam - zabraliśmy.
My, rodziciele.
Tym sposobem czuję się raczej współwinna.

Kiedy jesteśmy w trasie - a tak niekiedy tak bywa - i mały głód stopniowo kapituluje, bo wielki sprytnie zaczyna zajmować jego miejsce, pojawia się światełko w tunelu. Zawsze ono, jedno, niezmienne.
Wygrywa ze zdrową żywnością, która - mimo że - obecna w naszym menu - przegrywa z mocnymi postanowieniami, z wykładami pani od warsztatów psychologicznych (na studiach miałam to''szczęście'', że nasłuchałam się sporo o sztucznej żywności - ''nawet pomidor w Donaldku sztuczny'' (choć mój kierunek ''nijak'' miał się do wiedzy o odżywianiu). I zaczęłam się bać.

Dumam tak, zarzekam się i mówię: STOP. NIGDY WIĘCEJ.

Ale znowu  gdzieś jedziemy. I znowu przy drodze ON. Kusiciel jeden!

Pamiętam, a nie byłam jeszcze wtedy mamą, spacerowaliśmy. Ja i mój chłopak, obecny mąż.
Obok nas - tatuś z synkiem. Na moje ''tamtejsze'' oko - mały w wieku około 9-ciu miesięcy. 
Wózek, synuś, tatuś. Spacerek i... frytki z ''Donalda''!

Ja: - Widziałeś? On daje dziecku frytki. Jak może dać dziecku frytki? Przecież dzieciom nie powinno dawać sie frytek! Boże, co za ojciec! Ci ludzie są nienormalni.
Daniel: - No. <uśmiech, który mówi: też kiedyś dasz>.

......


Donad. Ja, Daniel, Emilka. Zestawik dla dzieci. Mama w napięciu. Czy ktoś mnie widzi? Jestem w Donaldzie. Z dzieckiem. Zaraz usiądziemy, będziemy się faszerować. Byle szybko, byle jak najkrócej. Byle nikogo nie spotkać.
O nie! Jakaś babcia obok. Zerka na nas. Może mi się wydaje?
Tysiąc myśli. Co ja tu robię?
Co ze mnie za matka?
Nigdy więcej.

Emilka otwiera domek. Frytki, nuggetsy, zabawka...

- Oooo.... jabłuszko!!!

I ta moja Dziecinka bierze się za to jabłko.

- Czekaj, mama umyje.

Potem dostrzega zabawkę. Podoba Jej się. Nie chce frytek, nugetsów.
Pochłania jabłuszko.


Zjada. Sięga po zabawkę. Podoba Jej się!

Uff...

Ciut lżej na sercu.








wtorek, 18 marca 2014

Emilka

Moja Księżniczka. Każdego dnia patrzę na Nią i wiem jedno: spełniło się moje najskrytsze marzenie. Mam Ją - moją Córeczkę. Zdrową, uśmiechniętą, której wszędzie pełno. Mam małą buntowniczkę, niekiedy wstydnisię, często - przytulaska, który w ramionach mamy czuje się jak rybka w wodzie, lecz co do innych - bardzo ostrożnie rozdaje swe uściski - oczywiście nie chodzi tu o Tatę, który jest tak samo obdarowywany jak ja.
Gadułę, która niezwykle szybko przyswaja piosenki i wierszyki.
Fankę Myszki Miki.
Kochaną Osóbkę, która słowami:

,,Mamo, kocham cię na całym świecie.''

Sprawia, że się rozpływam. Tak na serio. 
Słowo ''najbardziej'' nie musi istnieć. Nic już nie trzeba dodawać.

Jaka Ona jest?

To bardzo wrażliwa młoda dama. Jak już wspomniałam - uwielbia się przytulać, całować. Często wtula się w moje dłonie. Mąż twierdzi, że ma to po mamie. Podobno ja także wielbiłam dłonie mojego Wybranka - ''za naszych początków''. No tak, często zbierały moje całusy.
Emilka nie szczędzi wyznań, wyraża swoje opinie. Lubi przewodzić, opowiadać.
Do wszystkiego podchodzi z wielką rezerwą. Jest ostrożna, delikatna. Boi się nowości, niespodzianek. 
Dopiero od niedawana z zaciekawieniem zagląda do prezentów, z radością bawi się nowymi zabawkami.

Perfekcjonistka. Denerwuje się, kiedy narysowane przez Nią kółeczko nie jest takie, jakie Ona wcześniej zaplanowała. Złości na myśl, że wypowiadane przez nią słówko brzmi: ''kawdrat'' - zamiast ''kwadrat''.

Kiedy idziemy na plac zabaw razem z Julcią, Emilka nie wybiega z wózka. Czeka, obserwuje, bada sprawę, spogląda na bawiące się dzieci. Mija kilka chwil. Wstaje. Po kilkunastu minutach dołącza do zabawy.

Autorka sposobu ''na mamę'':
- Nie pozbieram zabawek, bo tak strasznie boli mnie brzuszek.

Zazdrośnica. O wszystko. O tatę, który przytuli mamę. O mamę, która chce wziąć na rączki małą sąsiadkę. O lalkę. Nie. Mama niech lepiej nikogo nie tuli - oprócz Emisi - oczywiście.

Piastunka idei 1:1. Uwielbia zabawy, w których udział biorą maksymalnie... dwie osoby. Tak. Ona+ktoś. Najlepszy układ. I tu pytam: co z przedszkolem?

Często to, co dzieje się za dnia - przeżywa w nocy. Mówi przez sen, głośno się śmieje. Momentami popłakuje.

Mimo że zwykle postrzegana jest jako Osóbka cicha, spokojna, potrafi pokazać pazurki, a nawet zyskać miano dziecka, którego energia nigdy się nie kończy. Niekiedy nawet w nocy. Do dziś mam obraz sprzed kilku tygodni. Godzina 1.00 na zegarze, wszyscy kładą się spać, a mama czyta, bo  Emi karze... i tak do 3.00 mija czas...

Uwielbia naszego pieska. Darzy go miłością, której nie da się opisać. Wspomina o nim za dnia i w nocy. Na spacerze, w gościach. Wszędzie. Do niego tęskni. O nim najczęściej mówi.

Jest moja. Kochana, wyjątkowa. 
Dla mnie - najwspanialsza na świecie. Jest moim Cudem.

Kiedy biega, kiedy się śmieje, kiedy wesoło macha rączkami - nie widzę w Niej tego 1120 gramowego Okruszka, którym była. Kiedyś. 
Widzę wtedy, kiedy chcę - na własne życzenie i wtedy, kiedy... śpi.
Jest podobna do maleńkiej Emilki. Jest identyczna.





piątek, 14 marca 2014

Dużo ''piniędzy''

Lokalny sklepik. Emilka - zniecierpliwiona, ale i świadoma swej misji, której głównym zadaniem jest to, że ma ''zapłacić'' za zakupy - trzyma pieniążki w dłoni. 
Mama wykłada towar, sprzedawczyni zaczyna kasować.

Emilka: - Proszę, weź! (do Pani)
Pani: - Zaraz biorę, tylko dokończę.
Emilka: - No, weź!

Pani zabiera, wydaje resztę.

Emilka: - Łoooo! Mamuś! A dużo nam pani PINIĘDZY dała?

I tak błagająca minka kotka ze ''Shreka''(''no, weź'') na naszych oczach przerodziła się w iście prawdziwe przeświadczenie o bogactwie. W końcu Pani z trzy złote wydała...

Taka sytuacja. Z wczoraj. Na dobranoc lub na dobry początek dnia.


Pozdrawiamy:-)

piątek, 7 marca 2014

Dzień, w którym wszystko się zaczęło


Minął rok. Dwanaście miesięcy od momentu, kiedy pojawił się tu mój pierwszy wpis. Rok, od kiedy małymi kroczkami zaczęłam dochodzić do coraz to wyższych szczebli zrozumienia samej siebie oraz sensu tego wszystkiego. Wtedy - w marcu - wszystko zaczęło się układać. Emilka wypełniała każdy mój dzień, a  ja? Po prostu byłam mamą, która dla swojej Córeczki gotowa była na wszystko. Chciałam Ją bronić - przez wszystkimi. Bałam się, lecz wiedziałam, że ''idziemy do przodu''. Że powoli ''w nasze życie wkracza normalność.


Mama. Na pozór zwyczajna, ale naznaczona. Mama wcześniaka. I Jej wewnętrzna walka,  której chyba nigdy nie wygra, bo przeciwnik silny. WINA.

...

Jutro mamy gości, więc piątek upłynął pod znakiem pichcenia. Gotowanie, pieczenie i...moje myśli, które dryfowały w zupełnie inne strony. Tak, pamiętałam o tej rocznicy, a tym samym od samego rana nosiłam się z zamiarem, że muszę to utrwalić na wirtualnych kartach. Patrzyłam na moją Małą wspólniczkę, a serce wypełniała radość. Piekłyśmy ciasta, a Emilka aż rwała się do pomocy (praca przy świątecznych pseudo-pierniczkach zaowocowała). Nawet nie byłam w stanie sobie przypomnieć jak to było rok temu - dokładnie w tym dniu. Pewne jest, że spała, bo mama - wzorem koleżanek - postanowiła założyć bloga i miała czas by poczytać o wszystkim. Pełna obaw, strachu - przed internetem, przed powrotem do przeszłości, do wydarzeń, które i tak często ''ponownie'' rozgrywały się w mym umyśle, z drżącymi dłońmi - zrobiłam to. Postanowiłam spisać naszą historię. Nie wiedziałam czy dobrze robię, ale nie wiem tego i dziś. Wiele razy miałam zamiar zakończyć moją przygodę z blogowaniem. Póki co - nie mogę.
Bo chcę to robić.
Chcę dać nadzieję, wiarę. Pokazać, że wszystko jest możliwe.
Chcę - za X lat - posadzić Emi przed laptopem, wpisać Mama Mini i powiedzieć: To o nas, Córeczko. To Twoja historia. Kocham Cię ponad życie...


W tym symbolicznym dla mnie dniu, pragnę z całego serca podziękować Wam, którzy ''tu'' zaglądacie, którzy pozostawiacie mały ślad po sobie. Dziękuję za każdą wiadomość, komentarz. Za adresy, opinie, rady. Za to, że wielokrotnie czytając Wasze historie zrozumiałam sprawy, które wcześniej były poza moim zasięgiem lub też takie, o których sądziłam, że dotyczą wyłącznie mnie. Dziękuję TYM, którzy wiedzą, że piszę - bliskim, przyjaciołom. Tej ''garstce''. Za wszystko.


Miłego weekendu!
Wiosna, ach to Ty?