wtorek, 19 marca 2013

Nóżki 3D


25 maja zdecydowaliśmy się, by pójść razem na usg 3D/4D. Mój kochany D. był ze mną i był tak samo podekscytowany jak ja. Trochę obawiałam się wizyty w zupełnie innym gabinecie lekarskim. Lekarz, do którego chodziłam nie posiadał sprzętu do badania tego typu. Bałam się, że mogę dowiedzieć się ''za wiele", myślałam o tym, czy Kruszynka, którą noszę w sobie jest zdrowa, czy prawidłowo się rozwija... denerwowałam się. Nie wiedziałam, czy dobrze robię, że badam się dodatkowo. Abstrahując od tego co było i patrząc na to z perspektywy czasu  teraz trudno mi powiedzieć, czy zdecydowałabym się na dodatkowe usg... Trochę mam do tego inny stosunek, ale sama nie potrafię go do końca określić. Wtedy wiedziałam, że takie badanie może wykazać ''ciut'' więcej od zwyczajnego usg. Martwiłam się. Okazało się, że moje obawy były niepotrzebne. Dziecinka była w pełni zdrowa, a pani dr okazała się przemiłą osóbką, która w trakcie badania w uroczy i szczegółowy sposób opisywała moją córeczkę ( waga 566g, 23 tygodnie + 5 dni, prawidłowe żeńskie narządy płciowe;-)) Poród według tegoż usg przypadał na datę 16.09. Mogliśmy zobaczyć intensywne kopniaki mojej Perełki (w chwili badania była pełna energii). To było niewiarygodne. Pani doktor pytała (chyba ze trzy razy) czy nie boli mnie pod lewym żebrem. Ze zdziwieniem odparłam, że nie. Malutka była podobno tak wciśnięta właśnie w moją lewą stronę, że wg Pani dr powinnam odczuwać jakieś ukłucia, a nawet ból. Ja czułam jedynie coś w rodzaju takiego naprężenia. Malutka za nic nie chciała opuścić obranego przez siebie miejsca ;-) Myślę sobie, że wybrała właśnie ten obszar, bo był najbliżej serduszka. Może właśnie jego bicie było dźwiękiem, który lubiła...
Kilka miesięcy później to ja uwielbiałam przykładać jej maleńką główkę do serca, czuć jej ciepło, bliskość na tym szczególnym miejscu. Moja kochana córeczka...
Dosłownie przez sekundkę udało się popatrzeć na jej twarzyczkę. To było cudowne. Maleńka okazała się bardzo tajemnicza i nie pozwoliła się do końca poznać, a tym bardziej sfotografować. Chciała pokazać rodzicom namiastkę swojej cudowności i pokazała nam:



nóżki, które tak często oglądałam właśnie na tej fotografii. Nóżki,  które kilka miesięcy później mogłam całować każdego dnia...


Małymi kroczkami zbliżam się do tego, o czym chyba będzie najtrudniej pisać, a co trochę świadomie, a trochę nie, odwlekam. Boję się, ale jestem gotowa, by zmierzyć się ze samą sobą, by zmierzyć się z przeszłością, która nadal ''we mnie trwa". Zanim jednak to nastąpi, muszę jeszcze wspomnieć o ważnych faktach. O nich - w następnych wpisach...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz