wtorek, 12 marca 2013

Beta hCG

Nie jestem w stanie powiedzieć ile razy powtarzałam badanie mające na celu określić prawidłowy rozwój  ciąży. Podobno poziom hcg we krwi w pierwszych tygodniach powinien podwajać się każdego drugiego lub trzeciego dnia. Moje wyniki odbiegały od norm. Beta hcg wzrastało, lecz nieznacznie. Nawet w połowie się nie podwoiło. Terminy kolejnych  wizyt lekarskich miałam ustalone, ale uprzednie, samodzielne zinterpretowanie wyników w internecie bardzo mnie zmartwiło. Zaczęłam jak najwięcej czytać na temat zleconego mi badania i przeraziłam się  informacjami na forach internetowych. Czytałam wypowiedzi kobiet, które miały taki sam problem, hcg nie rosło lub rosło, ale wolno. Najczęściej kończyło się tragicznie...serce dzieciątka przestało bić, nastąpiło poronienie. Było mi strasznie smutno. Ba! Boże... jak ja wtedy się bałam ! Nie wiedziałam co robić, jak pomóc temu Maleństwu, jak dodać mu siły. Powtarzałam sobie, że nie mogę się denerwować, że musi w końcu wszystko mi się unormować, nie mogę stracić nadziei, bo wtedy się załamie, a - o moje załamanie nie trudno. Nauczyłam się codziennie rozmawiać, że swoim dzidziusiem, wierzyłam,że ''ono'' mnie słyszy. No, może powinnam już się przyznać i zacząć pisać poprawnie -'' wiedziałam, że ona mnie słyszy". Nie wiem czy ktokolwiek mi w to wierzył, wierzy, ale ja od samego początku przeczuwałam, że w moim brzuszku mieszka dziewczynka - moja córeczka. Mój D. chyba też tak myślał, ale ciągle - na przekór zwracał się do niej jak do chłopczyka. Czekałam na dobre wieści, kolejne tygodnie przyniosły tak wyczekiwany ''zwrot akcji" i nadszedł ten wspaniały dzień. Lekarz z uśmiechem na ustach założył  kartę ciąży (no nareszcie!) i powiedział, że wszystko zaczyna się normalizować. Byłam szczęśliwa! Wyniki badań wychodzą dobrze. Zmartwieniem jest jedynie lekka anemia, nieco większym zmartwieniem to, że mam grupę krwi ''O Rh -'', a mój D. - '' 0 Rh + '', jednak twardo postanawiam uczepić się przeświadczenia, że przy pierwszym dzidziusiu konflikt serologiczny wychodzi bardzo rzadko. Trwam w naszym szczęściu. Powoli zaczynamy się nim dzielić wśród rodziny i znajomych. Oswajamy wszystkich z myślą, że będziemy rodzicami. No w sumie, to już kilka tygodni jesteśmy nimi, lecz póki co noszę Kruszynkę w brzuszku, a nie na rękach. Mała Perełka mieszka we mnie, a ja każdego dnia zaczynam '' uczyć się siebie od nowa ".

1 komentarz: