poniedziałek, 11 marca 2013

Bądź silne Maleństwo

Wizyta mająca na celu przede wszystkim potwierdzenie tego, że jestem w ciąży, stała się momentem, który w pewien sposób zburzył sielankę, która opiewała mój umysł i ciało. Pojawia się uczucie potężnego, wręcz panicznego strachu. Mój dzidziuś ma 5. tygodni, a ja dostaję tabetki na podtrzymanie ciąży, zalecenie, by dużo odpoczywać i za tydzień powrócić z wynikiem zleconego badania ( poziom beta hcg). Ku mojemu zdziwieniu lekarz nie zakłada karty ciąży (a ja tak na to czekałam).
,,Coś jest nie tak, musimy czekać"- słowa, które kompletnie niespodziewanie terroryzują moje uszy. Nie wiem co się tak naprawdę dzieje, co ten facet do mnie mówi.W głowie kłębi się mnóstwo myśli, a ja nawet nie wiem o co mam zapytać Pana doktora. Pytam o... mój termin porodu i słyszę: 23.09 ( później zmieniony na 15.09). Czuję się kompletnie rozbita,  z trudem mogę opanować emocje. Za drzwiami czeka D. Wychodzę z gabinetu i widzę wzrok kobiet z widocznymi brzuszkami. Panie spokojnie siedzą na krzesłach  wertując gazety i zajadając się waflami ryżowymi. Gdy otwieram drzwi gabinetu,  jawnie na mnie spoglądają. Nerwowo zmierzam w kierunku Męża i widzę to, co chcę jak najszybciej zgasić: entuzjazm i radość, przemawiające z jego oczu. Podchodzę szybko do niego i mówię:" Tak, jestem, ale nie jest do końca dobrze". Widzę zaniepokojenie i jakieś zakłopotanie. Nie mówię nic więcej,  nawet nie słucham o co D. mnie pyta. Nakładam kurtkę i myślę tylko o tym, by szybko wyjść na świeże powietrze. Czuję, że się duszę.
Wychodzimy,  a ja się rozklejam. Nie wytrzymuję i płaczę, nie zwracając uwagi na to co się dzieje dookoła. Tłumaczę wszystko D. On przytula mnie i zapewnia,że wszystko będzie dobrze. Niestety nie wie,że widzę po jego minie to, co zapewne on po mojej: przerażenie. Idziemy do apteki kupić lek, który ma pomóc mojemu maleństwu. W drodze powrotnej mało rozmawiamy, ja płaczę. Boję się, że utracę to maleństwo, które żyje we mnie,  i które w ciągu tych dwóch tygodni ( od momentu zrobienia pierwszego testu do wizyty lekarskiej) zdołało mnie tak bardzo przyzwyczaić do swojej obecności w moim ciele.
 Przyjeżdżamy do domu, nastaje  wieczór, a my  głaszczemy mój brzuszek. Zaczynam w myślach wypowiadać słowa, które na pewnien czas staną się codziennie powtarzanym zwrotem: bądź silne, proszę. Z nadzieją błagam Boga, by wszytko było dobrze. Jest w tym wszystkim trochę nakazu, złości. Moją obroną i zapewnieniem są słowa: przecież skoro jestem w ciąży, nikt nie może mi tego odebrać.Tak sobie powoli zaczynam to wszytko tłumaczyć. Moja modlitwa staje się wołaniem i pewnego rodzaju pytaniem: dlaczego... Mało w tamtym czasie wiem o życiu... Wszystko może zostać dane i wszytko odebrane - w jednej chwili. Wszystko ma coś na celu...Miotają mną przeróżne uczucia: strach, lęk, niepewność. Kolejny dzień przynosi coś niezwykłego.
Nastaje ranek. Budzę się i  widzę małą czerwoną plamkę. Ogarnia mnie strach, nie wiem co robić, D. w pracy. Nikomu w domu jeszcze nie mówiliśmy o mojej ciąży. Postanawiam, że się położę. Nie wiem co ta odrobinka krwi oznacza. Postanawiam poczekać co będzie dalej i zadzwonić do lekarza. Nic się jednak takiego ponownie nie dzieje, ale pojawia się coś zupełnie '' z innej beczki", co  traktuję jako znak od mojego Maleństwa: dostaję mdłości i kręci mi się w głowie. Mam ciążowe dolegliwości! Nie wiem czy to mądre, czy poprawne, ale zaczynam  cieszyć się ''gdzieś tam w środku". Wiem, że to może wydawać się dziwne, może niedorzeczne, ale dla mnie jest to pewnego rodzaju znak, że moje Maleństwo walczy i daje o sobie znać... Nabieram nowej energii, ale z każdą kolejną godziną  dolegliwości zaczynają dominować nad moim ciałem i stopniowo opadam z sił - bardziej psychicznie. W kolejnym dniu jadę zrobić badanie krwi pod kątem poziomu beta hcg. Za dwa dni odbieram wyniki, zasiadam do komputera, łączę się z internetem i próbuję samodzielnie rozszyfrować medyczne wskaźniki. Moim oczom ukazują się wartości liczbowe, których nie znajduję na swojej karteczce, a które są granicami norm dla wieku mojego Maleństwa.
Poziom hormonu hcg nie rośnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz