środa, 8 stycznia 2014

Ociec, prać?!

Na przestrzeni kolejnych stuleci stanowisko ojca ewoluowało w sposób bardzo konkretny i dość wyraźnie zauważalny. Większość z nas potrafi natychmiastowo wskazać różnice, jakie przyniósł ze sobą wiek XX, kiedy to rola ojca zaczęła się diametralnie zmieniać. Dzisiejszy tato, to nie władca, który rządzi całą familią, to nie guru, którego aż strach się bać, i nie despota, który ma za zadanie trzymać dyscyplinę, karać potomków oraz pracować. I najważniejsze: jego opinia podlega dalszej dyskusji, czytaj: już nie ma zawsze racji.
Pogląd, że matka - stereotypowa ''kura domowa'', piastunka ogniska domowego ma zająć się wychowaniem latorośli oraz prowadzeniem domu - już dawno odszedł do lamusa.

- Bądź grzeczna/grzeczny, bo powiem ojcu!

Znajomo brzmi, prawda?

Ojcowie z pokolenia na pokolenie przejmowali żelazne zasady, które dzięki późniejszej praktyce, tak silnie zakorzeniły się w świadomości potencjalnego kandydata, że ich stosowanie wydawało się być normą. 
I było.
Dzieci miały bać się swego rodziciela, siedzieć cicho i - broń Boże!- nie dyskutować z tezą ojca, która jest oczywistością. To ojciec wymierzał kary, był głównym (zwykle jedynym) żywicielem rodziny, a jego rola sprowadzała się do zapewnienia bytu żonie i dzieciom. Strefa opieki nad potomstwem czy prowadzenie domu należały do zadań kobiety. Ojciec posiadał autorytet, był szanowany, a  jednak - sprawiał wrażenie kogoś z poza ''rodzinnego kręgu'' - patrząc przez pryzmat czasów współczesnych, w odniesieniu do lat dzieciństwa naszych babć, matek, być może naszych. Mimo tego wszystkiego, ludziom żyjącym ''w tamtym okresie'' to raczej nie przeszkadzało. Takie czasy, takie postrzeganie, a tym samym praktyka.

Dziś tato jest uzupełnieniem mamy, w aktywny sposób uczestniczy w wychowaniu dziecka.
W moim przekonaniu, jest brakującym elementem układanki, którego szukano od wieków. Ojciec naszych czasów to mężczyzna, który pragnie, by go doceniano nie tylko za zasługi na szczeblu zawodowym, w sensie pracy, lecz także za jego wkład dla rodziny. Hm... Może nie tyle doceniano, co dopuszczano do pewnych działań. Dziś, nie tylko kobiety, ale i całe środowisko oczekuje od mężczyzny aktywności w wychowaniu potomstwa. Tatusiowie ''idą na tacierzyńskie'', kołyszą do snu, karmią i przewijają. Towarzyszą przy porodzie, gotują obiadki, piorą. Traktują to jako rzecz naturalną i nieprzymuszoną ;-);-) Od każdej reguły są wyjątki, niekiedy trzeba użyć swych kobiecych argumentów, prawda?
I dziecię - często to ono - jest najlepszym motywatorem do działania. 

Tata zyskał na swej sile, tej prawdziwej - umysłowej, nie fizycznej.
Dziś, mówi się rodzice, a nie mama. 
Dziś, nawet jeśli kobieta samotnie wychowuje dziecko, pragnie dać z siebie wszystko, by być dla niego zarówno ojcem, jak i matką.
Postrzeganie roli ojca przez kulturę, a tym samym jej odbiorców owocuje tym, że zmienia się także pozycja
kobiety - jako żony i matki. Zyskałyśmy na tym? Myślę, że tak! 
Mamy większą śmiałość, często przodujemy w rodzinnej hierarchii. Pracujemy (ja jeszcze ''kura domowa'', ale pewnie niebawem się to zmieni, choć ''kurowatość'' będę nadal praktykować), nasi mężowie traktują nas jako spectrum zarządzania. Tato dzisiejszych czasów stawiany jest niemal na równi z matką, choć wiadomo, że to do płci pięknej należy najważniejsza, ta pierwotna funkcja.
I niekiedy to my - kobiety -  boimy się o swoją pozycję.

Tato, jesteś potrzebny! Zawsze byłeś, lecz teraz możesz się otworzyć! Możesz działać, ujawniać swoje uczucia, masz prawo być.
I my tego ''bycia'' potrzebujemy, dlatego czasem zrzędzimy.


- A gdzie Tatuś? - zapytała wyrwana z porannego snu Emilka.

Tatuś w pracy, ale wróci. Pobawi się, przytuli, może coś poczyta...




W kolejnym wpisie o Tatusiu, tym naszym:)




6 komentarzy:

  1. Dużo prawdy w tym co napisałaś. Choć nadal istnieje stereotyp tego, że to kobieta ma sprzątać, gotować, i że lepiej da sobie radę z dzieckiem mimo, że też pracuje zawodowo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pieknie napisane. Moj Maz bierze aktywny udzial w wychowywaniu naszych dzieci. Ja z Szymonkiem jak sie urodzil to balam sie pieluche zmieniac i to On ja zmienial i kapal chlopcow. Jest cudowny i mi taka rownosc jak najbardziej odpowiada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniale czytać takie wiadomości! I u nas podobnie, choc niekiedy długi czas pracy wyklucza Męża w aktywnym życiu z Emilka,ale w tych dniach jest usprawiedliwiony:) Nadrabia kiedy ma wolne:)

      Usuń
  3. Stereotypy sa i beda, na szczescie moj maz pod nie nie podchodzi. Od poczatku zajmowal sie synem - przewijal, karmil (i karmienie to nadal jego domena, o ile akurat nie jest w pracy), usypial itp. W domu rowniez pomoga, choc ja robie wszystko dwa razy szybciej, ale jak to mowia darowanemu koniowi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybkość, sprawność to chyba zawsze domena mam.I u nas podobnie:)

      Usuń