niedziela, 21 kwietnia 2013

Twarzyczka

To wydarzyło się całkiem przypadkiem. Zdecydowałam się, że tym razem nie wyjdę na korytarz kiedy pielęgniarka będzie ''odsysać'' wydzielinę z  dróg oddechowych Emilci. Zawsze w tym momencie siostry informowały, że mogę wyjść. Na początku tak robiłam, nie mogłam patrzeć na tę czynność, która - tak samo jak inne tego typu, wyzwalały u mnie jakiś ścisk w sercu. Ten szum, rurki i jak zwykle - moja bezbronna Perełka w samym centrum tego wszystkiego. Tym razem było inaczej. W chwili gdy pielęgniarka poinformowała mnie, że będziemy ''odsysać'', jedynie oddaliłam się, by nie przeszkadzać jej w tej czynności. Stało się coś niezwykłego. Po raz pierwszy - po długim czasie - ujrzałam twarzyczkę mojej Córeczki. Całą - bez czapeczki, cepapu - bez niczego. Podeszłam pod pielęgniarkę i nie mogłam powstrzymać wzruszenia. Powiedziałam, że ostatni raz oglądałam Ją taką kiedy miała respirator ( respirator wyglądał znacznie lepiej od cepapu, choć był czymś strasznym w sensie użycia, bo to on oddychał za Emilkę, a  n- cepap jedynie wspomagał oddech). Emilka była cudowna, miała piękne ciemne oczka. Czułam, że eksploduję ze szczęścia!!! Pielęgniarka powiedziała do mnie ,, zaraz skończę to popatrzysz Mamo i nawet zdjęcie możesz zrobić". Boże, jak ja się wtedy ucieszyłam! Nie wiedziałam co robić z radości. Złapałam szybko za telefon i zaczęłam pisać sms do Daniela, by szybko wracał. Mój Mąż poszedł ''na papierosa''. Był w tym dniu  ze mną w szpitalu, ale akurat chwilę przed ''odsysaniem'' wyszedł. A tu takie wydarzenie!!! Pani skończyła, a ja patrzyłam na moją córcię - dosłownie malutką chwileczkę, bo niestety próba oddechu bez wspomagania od razu kończyła się spadkiem saturacji. Zrobiłam zdjęcie - pierwsze bez cepapu. Emilka była prześliczna. Niezwykłe było to, że jak na Nią popatrzyłam wydawała mi się podobna do mojej Chrześnicy, która za niedługo przyjmie Komunię Świętą -  po raz pierwszy. Teraz dziewczynki są zupełnymi przeciwieństwami z wyglądu, a wtedy  wydawały mi się tak podobne!!! To był dla mnie tak magiczny moment. Nie muszę chyba pisać co czuł mój kochany Mąż, gdy wrócił. Niestety nie zdążył ujrzeć twarzyczki Emilci w całej okazałości, ale za to za kilka dni, to właśnie nasza mała córeczka ofiarowała Mu najpiękniejszy prezent na imieniny...

Wtedy też i ja otrzymałam najcudowniejszą niespodziankę.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz