piątek, 6 września 2013

Okulista i powołanie

Środa, okulista, czyli  dzień jak ''nie co dzień''. Wizyta rozpoczynająca miesiąc kontroli i badań. Od samego ranka układam sobie gotowy scenariusz godziny 15.15. W roli głównej płacz, łzy, opór i strach mojej Emilci. Jako drugoplanowe: moje rozgoryczenie i niemoc. Boję się, wiem jak Emilka reaguje ostatnimi miesiącami na lekarzy. Czuję, że dziś będzie standardowo, przypuszczam, że może być nawet gorzej. Jest bardziej świadoma, walczy o swoje, jak się uprze'' nie ma mocnych''. Od rana tłumaczę Jej gdzie pójdziemy, co Pani dr będzie robić itp. 
- Będzie badanie oczek, wiesz Emilko?

W odpowiedzi słyszę:

Emilka nie ma oczek.

Jasno deklaruje i zakrywa swe oczęta. Rozbawia mnie to trochę, ale wyczuwam, że moja Mała, chyba wie co Ją czeka i jawnie daje mi do zrozumienia, że pora, by  zmienić temat:) Mija kilka godzin, pakujemy podręczną torbę, bierzemy ulubionego - od kilku dni - konika, i w drogę! 
Gabinet. Cicho, przyjemnie, miła Pani w recepcji, jeszcze milsza Pani dr. 
Pozytywne rozczarowanie ostatnich miesięcy. Emilka ze stoickim spokojem siada na moich kolanach, na fotelu. W dłoniach mocno tuli konika. Pani dr spokojnie wyjaśnia nam, ba, Emilce! Co będzie  w danej chwili robić. Najpierw plansze. Zakrywam Jej prawe oczko, a Emilka mówi: słoń, motyl itp. Potem lewe i podobnie. Moja Mała odgaduje wskazywane przez Dr zwierzątka. Jest spokojna, bardzo spokojna. Potem następuje zakropienie oczek. Zero płaczu, lecz lekkie grymaszenie. Sukces. Rozpiera mnie duma. Gdzie ten płacz, krzyk? Gdzie opór, którego się spodziewałam? Idziemy na zalecony spacer. Po 20 min. wracamy do gabinetu. Teraz właściwe badanie oczek. Och, tego bałam się najbardziej. Ku mojemu zdziwieniu, Pani dr zaczyna badać oczka...konikowi! Emilka z wielką uwagą i zachwytem przygląda się całej scence. Jest niezmiernie zaciekawiona, na Jej twarzyczce pojawia się wielka ciekawość, zaryzykuję nawet stwierdzenie - radość. Potem nastaje kolej na Emilkę.
Słów mi brak moje Drogie Mamy... Mam bardzo dzielną Córeczkę. Zero oporu, stosowanie się do każdego słowa lekarki. Wielkie skupienie i współpraca podczas badania. Bez płaczu, bez strachu. Z dobrym humorem.
Z oczkami wszystko w porządku. Zalecona kontrola za niespełna rok. Pani dr wpisuje wynik w książeczkę zdrowia, a Emilka -  nie zatraciwszy żadnej cząstki Jej niezłomnego charakteru, strony, która zawsze twardo walczy o swoje, mówi:

To mamy ''ksiązeczka.''

Tak, zaraz oddam, tylko coś wpiszę, Emilko. - komentuje Pani dr.

Uśmiecham się, Dr też. Jestem radosna, nie tylko z powodu wyniku badania, ale i przebiegu całej wizyty. W nagrodę, dzielna pacjentka otrzymuje dwie naklejki: dla Niej samej i dla konika:)

Ta wizyta, cały jej przebieg, rezultaty, skłoniły mnie do takich prostych rozważań. Lekarz a powołanie.  Od kiedy zostaliśmy rodzicami, kontrole silnie zakotwiczyły się w naszej egzystencji. Hm...Trochę  patetycznie to zabrzmiało, ale po prostu: myśl o lekarzach pojawia się ''u nas'' stosunkowo często, z racji wcześniactwa Emilci. Nie liczyłam, (a może szkoda?) ile specjalistów odwiedziliśmy w ciągu tych dwóch lat. Nie zajmowałam się rachunkami, lecz ''owocem''tj. wynikiem wizyt, ale i kategoryzowałam. Kategoryzowałam ludzi. Według mnie byli: lekarze i lekarze z powołaniem. Nie chodzi o powołanie do zawodu, bo nie mam zamiaru podważać kwalifikacji lekarskich żadnego odwiedzanego doktora, ale o powołanie równe podejściu do dzieci. Na swojej drodze spotykaliśmy różnych ludzi. I tych, dla których liczył się tylko czas, i takich dla których liczyło się tylko badanie - nie ważne kto jest badany, czy płacze, czy boli. 
Na szczęście spotykaliśmy również i takich, dla których liczył się przede wszystkim pacjent tudzież jego odczucia, komfort przy badaniu. Wiązało się z tym:  ograniczenie stresu do minimum i przyjazna atmosfera. Jak można  się zorientować - nie odnosiliśmy powyższych wytycznych do nas, ale do naszej Córeczki. Spotkaliśmy na swojej drodze mnóstwo osób, które z tak wielkim sercem, ostrożnością i uwagą, przystępowały do badań, że cała wizyta stawała się momentem, jeśli nie przyjemnym, to naturalnym:) W żaden sposób nie stanowiący ujmy w samopoczuciu naszej Córeczki. Chciałoby się pisać wiele, lecz myślę, że każdy wie, o co chodzi...
Można porównywać: leczenie prywatne a państwówka, można patrzeć na lokalizację, sztucznie wykreowaną ''przez internet'' renomę. Chyba pewne jest jedno: '' dobry adres to człowiek, nie ulica*". 
I ten post, chciałabym ''w duchu'' zadedykować właśnie naszej Pani dr, której pracownię poleciła mi znajoma. Emilka - po badaniu - tryskała energią, a taki widok dziecka, po okuliście, jest chyba najwspanialszym zwieńczeniem dnia.



* naw. do D. Terakowskiej, Dobry adres to człowiek.


8 komentarzy:

  1. "Dobry adres to człowiek nie ulica" podpisuję się obiema rękoma, ba nawet nogami. My właśnie ostatnio trafiliśmy na takiego lekarza laryngologa, oby jak najwięcej takich lekarzy :) A Emi zuch dziewczyna !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super,że opisałaś jak wygląda takie badanie,bo mam zamiar w niedalekiej przyszłości wybrać się z Szymusiem.A Emilka super dziewczynka!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas badanie wzroku wyglada troche inaczej, ale Stefko jeszcze nie mowi...ma pokazywane plansze z paskami bialo-czarnymi na szarym tle, ktore staja sie coraz to ciensze az prawie niewidoczne i pani dr patrzy przez dziurke w planszy czy oko reaguje na bodziec. Badanie dna oka to kiedys byl koszmar...tak strasznie plakal i sie wyrywal jak mu swiecono po rozszerzonych zrenicach.Ostatnio podchodzi do tego na luzie...oby podobnie bylo juz niecale 2 tygodnie.
    Lakarzy z powolanie znam kilku - caly tutejszy UTIN, rowniez pielegniarki z ogromnym poswieceniem, cierpliwoscia i miloscia zajmowaly sie tymi malenstwami. Az sie lezka w oku zakrecila jak widzialam te mlode dziewczyny i chlopakow bawiacych sie i tulacych dzieciaczki. A starsze pielegniarki mowily, ze to ich wnuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas - wcześniej- każde badanie dna oka również było koszmarem, Emilka strasznie płakała, a ja nie mogłam na to patrzeć.
      I ja mogę tak stwierdzić - cały odział, gdzie przez pierwsze miesiące przebywała Emilka- ludzie-anioły.

      Usuń
  4. nas też czeka kontrola u okulisty w lutym. jest to miejsce, w którym mnie leczono. zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
  5. My z córą mamy jeszcze troszkę czasu na takie badania, ale dobrze wiedzieć jak to wygląda:)
    http://memoriems.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nasza pani okulistka tez jest super i ma podejscie do dzieci niesamowite! :)
    takich lekarzy powinno byc wiecej. A co do badania-teraz to pestka. Najgorsze badanie oczkow jest u tych maluszkow gdy tymi drutami rozszerza sie oczka! Masakra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, wcześniej serce się krajało na sam widok rozszerzania oczek.
      Dobrze, że to już za nami.

      Usuń