środa, 6 listopada 2013

Pożegnanie ze smokiem

Wczoraj mieliśmy nasze małe święto. Minął tydzień, od kiedy Emilka ostatni raz użyła swego - jak do owego dnia - niezbędnika dnia codziennego -  smoczka, zwanego przez nań ''mumolkiem''.  Szanowny Pan ''Mumol'' był zawsze, a jego obecność przy zasypianiu była obowiązkowa. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że nasza Córcia go ma, a tym samym używa. Przez ostatnie tygodnie - przed tym wielkim wydarzeniem - zaczęłam się nieco niepokoić, bo wołała o niego nie tylko przed snem, lecz często w ciągu dnia. Złapałam, a raczej złapaliśmy się, bo ''zamieszana'' była w to większa liczba osób, że ''mumolek'' stopniowo zaczyna zyskiwać nową funkcję - jako czasowy uspokajacz. Gdy Emilka miała gorszy dzień, płakała - smoczek do buzi i świat stawał się od razu piękniejszy. Zawsze broniłam się przed tym, by tak postępować, ale  wyszło to jakoś niespodziewanie. Emilka uwielbiała swojego przyjaciela. Miała jeden, sprecyzowany model, jedną firmę, która towarzyszyła Jej od pierwszych chwil. Około miesiąca temu, kiedy przyszedł czas by wymienić mumola na nowszy model, celowo wybrałam inną firmę. Gdzieś po cichutku pomyślałam: ''Weźmie nowego do buźki i jak to zwykle bywało - zacznie pluć i wołać o innego.'' Nie dość, że tak się nie stało, to Emilka od razu ukochała sobie nowego przyjaciela. Byłam w szoku, bo wcześniej nie było mowy o zmianie na inną firmę. W sumie to nie miałam zamiaru jeszcze Jej oduczać -  choć niektórych dziwił widok smoczka w ustach dwulatki. Specjalnie nie przejmowałam się tym, choć przykłady rodzinne gdzieś po cichutku alarmowały w pamięci. Sześcioletnia dziewczynka ze smoczkiem. Tak, to działo się naprawdę.

Przez ostatnie tygodnie zaczęłam zauważać pewne, znaczące zachowanie u mojej Córci. Niekiedy, choć nie zawsze, wręcz sporadycznie, gdy byli u nas goście, Emilka w  ukryciu wkładała go do buźki, a gdy ktoś skomentował Jej zachowanie - wstydziła się. Mimo wszystko był niezbędnikiem w czasie każdej podróży, niekiedy towarzyszem w zabawie.
We wtorek - ''mumolek'' odszedł - bezpowrotnie, i ku naszemu zdziwieniu - był tym ostatnim.
Mieliśmy kontrolną wizytę u naszej dr, w czasie której (nareszcie!) Emilka miała zrobiony bilans. Hmm...Dodam, że troszkę byłam zdziwiona jego przebiegiem, bo trwał  dosłownie chwilkę. Może to ja mam zbyt wygórowane oczekiwania, albo za wiele sobie wyobrażam, bo z reguły ostatnio na każdej wizycie lekarskiej nastawiam się na coś innego. Generalnie dowiedzieliśmy się, że Emilka waży 12 800 (po chorobie schudła około pół kg ) i mierzy 93 cm. Podobno wysoka:)
Wizyta się skończyła, wsiedliśmy do samochodu, a Emilka zaczęła wołać o ''mumola''. Szukamy dookoła, przekopuję się przez moją torbę i nic. Nie ma. Do głowy zawitała nam jedna myśl, która wydawała się być pewnikiem - został w gabinecie.  I tak też powiedzieliśmy Emilce. Dodam, że za kilka dni Mąż znalazł go pod fotelikiem samochodowym:)

Został u Pani dr, Emilka jest już duża i nie potrzebuje cumelka.

Pierwotnie miałam zamiar kupić następny, ale mój Mąż zainicjował całkiem inny przebieg rozmowy z naszą Małą. Przystałam na to, zrozumieliśmy się bez słów. A co szkodzi spróbować - pomyślałam. Było to zupełnie spontanicznie, bez żadnych planów, że to stanie się właśnie dziś.
Były dopominania, lekkie rozgoryczenie. Wiecie, najbardziej zaskoczyło mnie to, że  nie było paniki i płaczu, które pojawiały się wcześniej, gdy mama zabierała, bo znajdował się w buźcie bardzo długo.
W pierwszym dniu - wielokrotnie - pytała o niego, jednak sama sobie powtarzała: Emilka jest duża, mumolek został u Pani doktor.
Pierwsza noc minęła nad wyraz spokojnie. Nie mogłam uwierzyć, że poszło tak łatwo. 
Brak smoczka zaczął dawać o sobie znać w ciągu kolejnych dni. Zaczęły się nocne pobudki i rozdrażnienie w ciągu dnia. Nie było jakiegoś płaczu, ale Emilka dopytywało o niego. Zauważyłam, że trudniej opanować Jej emocje, łatwiej się denerwowała, częściej wkładała rączki do buzi. Naprawdę łatwo było zauważyć, że jest trochę inna = nerwowa. Byłam skłonna znów zakupić cumelka, ale przyjrzałam się całej sprawie z innej strony i nie było tak źle,  jak zakładałam. Emilcia była bardzo dzielna i w przeciągu czterech dni wszystko wróciło do normy. O ''mumolu wspomina - rzadko, bo już rzadko, ale nie domaga się go. Wrócił spokój, beztroska zabawa.
Z uśmiechem na ustach pokonuje trasy pokojowe w swoim mini samochodziku (mały jeździk, którego otrzymała od Tatusia - w zamian za ''mumola'').
Nie wierzę, ale wiecie - może to głupie - trochę mi żal, moja Dziecina dorasta...
Ten ''mumolek'' był taką namiastką dzidziusia...

''Mumolek'' - ten ostatni.

10 komentarzy:

  1. To wspaniale że tak łatwo Wam się udało! :)
    Ksawery sam zaczął pewnego dnia oddawać mi smoczek jak zasypiał-poszło łatwo...gorzej u nas z Marcelkiem który bez ,,dydy,, żyć nie może i pomysłu nie mam żeby go od niego odzwyczaić ale Wasz pomysł mi się bardzo spodobał i na pewno spróbuje! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że pomysł może się Wam przydać:)

      Usuń
  2. Jejciu,jaka fajna historia. U Nas jest etap spania z dziubkiem,bo tak nazywamy smoczek. Ostatnimi czasy Szymcio tez coraz czesciej domaga sie swojego przyjaciela,ale co zauwazylam ostatnio to fakt,ze lubi go miec blisko siebie. Nie tyle co w buzce,a gdzies tam daje mu jakies bezpieczestwo. Bez niego do snu nie zasnie,a i w nocy jak zgubi to placze. Dla mnie najwazniejszy jest fakt, ze nie chodzi z nim na codzien,ze nie ma go w czasie jazdy,ze 'nie istnieje'az do snu. U Nas jest na tyle ciezej,ze Misiu ma przyczepionego smoka do siebie,wiec Szymcio doskonale wie,ze dziubek istnieje i jego lezy,gdzie lezy (bo wie,gdzie na niego czekaja). BRAWA EMILKO!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilka, ( zanim pożegnała się z mumolem) potrzebowała mieć go częściej w buźce, tak jak napisałam - nie wystarczało by służył Jej tylko do spania, dlatego postanowiliśmy ''zabrać''. Cała sytuacja wyszła zupełnie przypadkowo, ale myślę, że posiadanie smoczka tylko do snu, to ''normalka'', u nas gdyby tylko się na tym kończyło, pewnie natychmiast, gdy zgubił się jeden, pobiegłabym po drugiego ;-) Wszystko wyszło na plus, i przez zupełny przypadek:)

      Usuń
  3. Brawo Emilko!! U nas problemu odzwyczajania nie bylo. Smok byl znami na oddziale...najpierw ten szpitalny, pozniej przyniesiony przez nas. Po wyjsciu do domu goscil u nas krociutko, praktycznie caly czas siedzial w swoim pudeleczku - jezdzil z nami na wizyty kontrolne jako uspokajacz, ale czesto nie byl potrzebny a Steffi nim generalnie gardzil. Upodobal sobie ssanie paluszkow, co strasznie podobalo sie fizjoterapeutce (mamie mniej, bo po glowie krazyly mysli jak ja go oducze ssania kciuka...przeciez nie zabiore jak smoka)-ponoc to funkcjonalne...duzo w tym racji, Maly jak sie przebudzil w nocy to znajdowal paluszek. pociumkal i czesto usypial. To jego ssanie (czasami calej piastki) nigdy nie bylo jednak obsesyjne. Mama odpuscila smoka a i mamine obawy okazaly sie bezpodstawne bo Stefko sam stopniowo odstawil swoje palce. Chyba po prostu bylismy szczesciarzami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Szczęściarze, znam właśnie takie dzieciaczki, które jak Stercio gardziły smoczkiem :) Potem przynajmniej jest spokój:)

      Usuń
  4. Ja jestem cholerną przeciwniczką smoczka i chciałam wychowywać Luli bez smoka jednak życie weryfikuje i nie udało się :( smoka podałam po pierwszym mc życia Luli kiedy to cały dzień wisiała mi przy piersi. Jednak smoczek był używany tylko w nagłych, awaryjnych sytuacjach podczas zasypiania, płaczu, w ciągu dnia był chowany nigdy nie znajdował się w zasięgu Luli, a rodziców. Był z nami krótko bo 5 mc i kiedy Lulinka skończyła 6 mc życia postanowiłam odstawić smoka pierwsze 3 dni były najgorsze, a potem z górki. Dziś Lulinka robi wielkie beee jak widzi dziecko ze smokiem czasem potrafi podejść, wyjąć, wyrzucić i zrobić bleee. Ja tak jak wspomniałam jestem wielką przeciwniczką smoczka toleruję dziecko małe ze smokiem, ale już takie chodzące ze smoczkiem w buźce, z przypinką przy bluzce jest dla mnie nie miłym widokiem dla oka i tego nie popieram, a szczególnie nie lubię sytuacji kiedy widzę jak dziecko zaczyna grymasić, krzywić się chce w ten sposób wykazać swoje niezadowolenie, przekazać rodzicowi swoje emocje, a rodzic wpycha do buźki smoczka skutecznie dziecko uciszając, no i widoku kiedy to rodzic ssie smoczka w celu nie wiem jakim, by go oczyścić, a potem smok ląduje w buźce dziecka, razem z całym magazynem flory bakterii dorosłego.

    Co nie zmienia faktu, że dla Emilki i rodziców wielkie gratulacje, bo czytając notkę Emilka momentami była twardsza od mamy, bo mamie jak by nie było przeszła myśl przez głowę by nie zakupić nowego smoczka. Brawo jeszcze raz :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za brawa:) No i Waszą historyjkę:-) Podziwiam, że udało Ci się w 6 m.ż. oduczyć smoka;)

      Usuń
  5. heh u nas Smoczylkowaty jest do spania, po spaniu ów Smoczulkowaty idzie aaa do szafki i wstaje dopiero na drzemkę Ątki. myślałam żeby ją oduczyć już...ale jakoś tak...liczę na to że sama Perełka do tego dojrzeje :)

    Dla Was gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, I Wam się uda! Smok nie towarzyszy Ątusi w ciągu dnia - dla mnie to i tak wielki wyczyn, bo u nas - ostatnimi czasy - tak bywało:)

      Usuń