Walentynki za nami, lecz mam cichą nadzieję, że Ci, którzy obchodzili je wczoraj, kontynuują i dziś, a osoby, które ich nie cierpią - bo wiem, że są takie - nie denerwowały się słuchając radiowych audycji, miłosnych wiązanek i wyznań, które - w zakochany piątek - osiągały swoje apogeum na każdym kroku. Jak było u nas? W związku z tym, że nasze wczorajsze plany nie wypaliły (za niedługo zapomnę jak wygląda kino), musieliśmy pokusić się o plan awaryjny, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Połączyliśmy przyjemne z pożytecznym i postanowiliśmy wyruszyć do Krakowa.Ot, tak - żeby się wyrwać z domku. Cel: zamknięty plac zabaw - "Kulkowo". Wizja: bawiąca się Emilka, stoliczek widokowy na owe miejsce, a przy nim rodzice, którzy beztrosko popijają kawkę i zerkają na swoją pociechę. Ale... Po pierwsze, Emilka bez mojej obecności wytrzymuje na tym placyku około 5-10 minut, toteż myśląc, że w tym dniu cokolwiek się zmieni byliśmy świadomi, że wędrujemy w dolinę ułudy - plan się nie uda. Po drugie, cóż... nawet nie zdążę napić się kawki, a przez to ciąg dalszy nie nastąpi. A jednak. Było ''Kulkowo'', była kawka, jedzonko, stoliczek, rodzice i... Emilka, która - z jedną przerwą - wytrzymała na placu zabaw 2 godziny! Pewnie ktoś, kto mnie czyta, pomyśli, że zwariowałam, bo nie ma w tym nic dziwnego, że dziecko uwielbia takie miejsca, a tym samym w nich zostaje. U nas był jeden problem, dokładniej - warunek. Mama musi być, nie może się oddalać, a wtedy Emilcia bawi się ''na całego''. I jasnym się staje, dlaczego tak obawiam się pobytu w przedszkolu. Wczorajszy dzień dał mi wielkie pokłady nadziei. Początki były trudne, bo zaczęło się od hasła: - Chce iść do dzieciaków! Ale ty też chodź. No, mamusiu!
Udało się. Weszła. Przez pierwsze 15 minut wodziła za mną wzrokiem, podlatywała do siateczki zabezpieczającej, informowała o każdej swojej zabawie, dokonaniu. - Skakałam, widziałaś?!
Później pojawiła się jakaś starsza dziewczynka, dzięki której nasza Córcia wpadła w wir zabawy, a rodzice nie musieli iść na seans kinowy, bo mieli przed sobą prawdziwe przedstawienie. Emilka całkowicie o nas zapomniała, a my? Dziękujemy Ci, Alicjo! Nasza Córcia nabrała przy Tobie wielkiej odwagi. Beztrosko się bawiła, reagowała na polecenia, a nawet dokonała czegoś, co - o mały włos - nie przyprawiło mnie o zawał! Zjechała z ogromnej zjeżdżalni! Ona. Moja. Ta, która panicznie boi się nowości. Nie zareagowałam na to, mimo że widziałam dokąd zmierza. Cóż, byłam pewna: moja Córcia w życiu z tego nie zjedzie. Za duże, za wysokie, w dodatku - ktoś Jej karze. Alicja zwołała: - Chodź ze mną! I poszła. Na dodatek dokonała tego wyczynu trzy razy, mimo że przy pierwszym była bardzo wystraszona. Moja Dzielna Córeczka:) Myślicie, że to pomoże nam w adaptacji przedszkolnej?
Nie było kina. Nie żałuję, bo nie wystałabym cierpliwie w tych kolejkach, które dane nam było wczoraj oglądać. Było wesoło, zaskakująco, magicznie.
Ciąg dalszy dziś. We dwoje. Czekam na mojego Pracusia... Z kolacją.
U mnie jest na odwrot. Dzieci w ogole sie nie przejmuja gdzie jest Mama,ale Mama za to biega za dziecmi,bo co nuz uciekaja jej z oczu :) Zobaczysz sama, Emilka super odnajdzie sie w przedszkolu!
OdpowiedzUsuńMarzę, aby tak było:-)
UsuńSuper że Emi się tak otworzyła. Ja teraz omijam takie miejsca bo to skupiska bakterii. Właśnie kończy się film który i ty pewnie oglądasz, ja widzę go już drugi raz :)
OdpowiedzUsuńTych bakterii najbardziej się boję, ale mam nadzieję, że nic nas nie dopadnie:) Filmik oglądałam, porusza jeszcze bardziej niż książka. Pierwszy raz widziałam:)
UsuńZ pewnością się odnajdzie w przedszkolu. Zobaczysz mama :)
OdpowiedzUsuń:-) oj, chciałabym.
UsuńSkads znam to przywiazanie do mamy. Nasze dzieci maja ze soba wiele wspolnego :) Ostatnio w sklepie poszlam do przymierzali i mimo, iz Steffi wiedzial gdzie jestem rozryczal sie na caly sklep - jak wyszlam to wygladal jak mala opuszcona sierotka, caly usmarkany :P
OdpowiedzUsuńPoczatki w przedszkolu moga byc ciezkie, ale pozniej Emilka sie przyzwyczai. A moze juz na samym pocaztku spotka taka ''Alicje'' :)
O tak! Nasze dzieci podobne:-) Jak my chodzimy po sklepach to Emi zawsze ma mnie na celowniku, mimo że zwykle jest z nami tata.
UsuńDzieci są różne i nie należy się tym tak bardzo przejmować. Moje w parku, na rowerze, na stoku narciarskim czy w innych miejscach aktywnej zabawy zapominają całkowicie o mamie. Ale na zieloną szkołę nie pojadę, no bo jak to bez mamy? A nie są już malutkie ;)
OdpowiedzUsuń:-) Najbardziej się boję, że po prostu nie zostanie sama w przedszkolu, i że płacz zamieni się w buntowniczy krzyk...
UsuńZielona szkola? Fajnie! Ach, pamiętam. Ja jeździłam:-) Tesknota za mamą była ogromna.
Wiem co czujesz bo Szymko chyba we wrześniu też idzie do przedszkola. I choć problemu z rówieśnikami nie ma, jest otwarty i o swoje też zawalczy to ja i tak się martwię :-|
OdpowiedzUsuńDziś przed zasypianiem rozmawialiśmy o przedszkou że tam jest wesoło dużo dzieci, zabawek... i Szymi pyta
"mamusiu a czy będę mógł iść z Oliverem (syn kolezanki) odpowiadam jasne na co Szymi "mamusiu to ja chce iść z kolegą do przedszkola" :-)
Tyle mam to przeżywało, to i my sobie poradzimy, będziemy razem sie wspierać :-)
Ojej, to i przed Tobą ten " obfitujący w emocje" czas. Tak, będziemy się wspierać.Fajnie, że Szymcio ma takie pozytywne nastawienie. Kiedy Ja zapytałam Emilkę czy pójdzie do dzieci, do przedszkola, powiedziała, że tak. Ucieszyłam się i dodałam;- To super! Będziecie tanczyć, śpiewać! A Ona;- Nie pójdę. Bo się boje takiego tańczenia. I śpiewania też.
UsuńMoja córcia też nigdzie się nie ruszy bez mamy. Myślałam, że wyrośnie z tego. Niestety puki co nic na to nie wskazuje. Nawet w toalecie w domu gdzie wszystko jest jej znane, siedzi mi na kolanach....
OdpowiedzUsuńEtap toalety mamy już za sobą, ale generalnie moja też przy mnie:)
UsuńAch, Córusie;)
Emilka jak pójdzie do przedszkola to sobie poradzi i po kilku dniach zapomni, że nie ma obok mamy:) Ba nawet będzie ją to cieszyć, bo później będzie mogła zdać Ci całą relację ze swojego dnia:)
OdpowiedzUsuńNie masz zdjęć z tego placu zabaw:) Chętnie zobaczyłabym Em w akcji:))
Oj, nie mam;-) Ja to zawsze pomyślę o czymś ''po czasie'' ;-)
UsuńW domu zorientowałam się, że mogłam coś pstryknąć;)
Oby Twoje słowa się spełniły;) Dzięki!
To mieliście miły i przyjemny dzień :) Kino sobie odbijecie kiedy indziej :) Ja nie lubię tego całego zamieszania walentynkowego. Wolimy na spędzić ten dzień spokojnie, tym razem w domu, z Córeczką.
OdpowiedzUsuńOj, mam nadzieję;) W kinie to ja byłam, jak Emi mieszkała jeszcze w brzuszku:)
UsuńI kolacja na pewno była udana... ;)
OdpowiedzUsuńPowiedzmy;-)
UsuńTak się dogadałam z Mężem, że byłam przekonana, że wraca o 22.30;-) Wrócił o 23.30, szybko zjedliśmy i...do spania;)