piątek, 14 czerwca 2013

Emilkowy zawrót główy

Emilka była  cudowna. Każdego kolejnego dnia patrzyłam na Nią i  nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Nie dochodziło do mnie, że ta przecudna mała dziewczynka jest moją -  naszą córeczką. Jest cudem, który wywalczył życie i nauczył nas jak bardzo należy je doceniać. Nasza Dziecinka rosła i wzorowo przybierała na wadze. Mniej więcej od 4 miesiąca zaczęłam poszerzać Jej dietę, tzn. wprowadzać nowości takie jak soczki, deserki, dania. Nie miałam już pokarmu, więc musiałam poprzestać na mleku modyfikowanym podawanym naprzemiennie z kaszkami. Emilka niechętnie piła mleczko, za to uwielbiała kaszki mleczno - ryżowe. Zdecydowałam się podawać właśnie taki rodzaj kaszek, ponieważ -  według opinii Pani dr -   był on odpowiedni dla mojej Perełki. Pamiętam, jak bardzo cieszyłam się gdy Emilka wyrosła ze swoich pierwszych ubranek! Byłam taka dumna i podekscytowana. Każdy Jej kolejny gram, dodatkowy centymetr - dla mnie głównie rozpoznawalny poprzez ubranka - dawał nieopisane szczęście. Pewnego razu, gdy zamieściłam jakieś zdjęcia Emilki na pewnym portalu społecznościowym, moja dalsza ciocia napisała : ,, szkoda, że dzieci tak szybko rosną''. Pamiętam -  pomyślałam: Ach ciociu, nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że widzę jak rośnie, że już jest coraz większa... Tak było.  Pamiętam, że ten pierwszy roczek miał być dla mnie pewnego rodzaju przełomem, jakimś punktem, który miał pokazać to co będzie dalej. Zapewnić o zdrowiu/ chorobie, potwierdzić/obalić przypuszczenia. Miał być magiczną i wyczekiwaną datą. Chciałam by czas '' płynął'' szybko, by jak najprędzej doczekać chwili, która jakby podsumuje dotychczasowe miesiące, wyznaczy dalsze lata. Tak to sobie wszystko tłumaczyłam i powiem, że właśnie tak się stało.

 Nasze tygodnie wypełnione były wizytami u różnych specjalistów, rehabilitacją. Każda taka wizyta była dla mnie wielkim stresem. Bałam się usłyszeć jakiejś złej wiadomości. Ku naszemu szczęściu '' wszystko szło jak po maśle'' - Emilcia rozwijała się w swoim tempie, lecz nie wykazywała żadnych opóźnień. Z oczkami - wszystko w porządku, słuch - prawidłowy, jedynie niepokój wzbudzało to ciągłe ''odginanie się'', do którego z  czasem doszło krzyżowanie nóżek. Bardzo się martwiłam, w myślach miałam wytłumaczenie, którego tak bardzo się bałam, które na szczęście - w ciągu kilku kolejnych miesięcy - nie potwierdziło się. Lekarze, z którymi mieliśmy styczność w ciągu tych wszystkich wizyt byli wspaniali - jedni bardziej, drudzy - ciut mniej, ale wszyscy bardzo nam pomogli. Jedynym zgrzytem była różna interpretacja usg przezciemieniowego przez trzech lekarzy... Płakałam, bo od pierwszej Pani dr usłyszałam hasło : to może być krzywica. Na ratunek - jak zwykle - przyszła nam ukochana Pani dr, która wytłumaczyła wszelkie obawy i uspokoiła. Emilka nie miała krzywicy, lecz niedobór witaminy D, który wynikał m.in. z tego, że witamina, którą Jej podawałam była inną, aniżeli miała dostawać ( za słaba dawka, nie ta firma leku ?) . Cała sytuacja była wielkim - niewielkim zamieszaniem, bo nie dostaliśmy żadnej recepty '' na inną D''. Na szczęście wszystko zostało w porę zauważone i sprecyzowane.

Emilka wypełniała każdy mój dzień. Przez pierwsze miesiące bardzo długo spała, więc miałam czas dosłownie na wszystko. Czasem po prostu to ''wszystko'' odwlekałam i siedziałam przy łóżeczku. Patrzyłam na Nią - na moje Szczęście. Tą sielankę, która choć nie wolna od stresu, a wręcz zazwyczaj nim wypełniona, przerywały...kolki. Emilka miała problemy z brzuszkiem już w szpitalu, ale nie sądziłam, że ich następstwo będzie pojawiać się w domu i będzie miało taki wymiar. Przez pierwsze ''domowe'' miesiące ( trwało to do około 4 mies.), praktycznie w każdy dzień  - ''serce mi się krajało'' w określonej - wieczornej - porze doby. Emilka bardzo płakała, ba - krzyczała ! Płakałam i ja - razem z Nią.  Każdego dnia po kąpieli, po jedzeniu. Nie wiedzieliśmy co robić, jak Jej pomóc. Nie pomagały żadne herbatki i różne wszechobecne leki i sposoby. Pomogły jedynie czopki przepisywane wręcz seryjnie przez Panią doktor, która co miesiąc badała Emilkę. Czułam się  bezsilna wobec Jej płaczu, tak potwornie było mi smutno...Tuliłam, nosiłam, kołysałam, a Emilka ciągle tak bardzo płakała. Bałam się, że to może być coś innego, że na pewno tak nie wyglądają ''zwykłe'' niemowlęce kolki. A jednak. Taka Malizna płacząca i wykręcająca się '' na rączkach'' w różne strony... Boże, tylko ten kto jest rodzicem potrafi zrozumieć ból...Ból mamy, która całą sobą i jakby - na sobie - czuje ten ból dziecka...
Kiedyś zobaczyłam w internecie slogan: '' Prawdziwą miłość i strach poznajesz dopiero wtedy, gdy stajesz się rodzicem.'' Coś w tym jest. Ta mała Istotka jest wynikową miłości i tym samym jest MIŁOŚCIĄ, którą poznajesz, którą wszystkiego musisz nauczyć, która jest życiem, a Ty - musisz Jej pokazać to życie. Boisz się o Nią, boisz - tak naprawdę. Truchlejesz, gdy tylko coś zaburzy '' codzienność'', gdy ma smutniejszą minkę, gdy płacze...Zawsze. Jak napisał kiedyś nasz wspaniały przyjaciel : '' dziecko jest jak tabula rasa i tylko od nas - rodziców zależy, by mu tego życia nie zepsuć''. Tylko od nas zależy jakie zaserwujemy to życie, jak poprowadzimy, co pokażemy. Nie wszystko jest zależne od nas, ale warto próbować.


2 komentarze:

  1. Witam Was:* przypadkowo trafiłam na blog, przepięknie w nim piszesz. Jestem mamusią malutkiej Milenki która przyszła na świat również za wcześnie i ważyła też ponad kilogram. Ma teraz ponad 4 miesiące. Mieliśmy dużo szczęścia bo dużo nas ominęło (w szpitalu byliśmy 2 miesiące, kilka dni na cepapie, sonda i spadek cukru) ale i tak każdy dzień to jest drżenie o jej zdrowie. Ale za to doświadczam takiej miłości jak nigdy dotąd. Wydaje mi się że przez to wszystko co przeszliśmy kocham ją jeszcze bardziej. Życzę Wam dużo zdrówka i pociechy z Małej Emilki:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie i bardzo dziękuję za te słowa! Ja również życzę Wam wszystkiego dobrego, zdrówka i by każdy dzień przynosił same radości! Mam podobne wrażenie - przez to wszystko wydaje mi się, że kocham Ją najmocniej na świecie i najbardziej - jak tylko mogę. Pozdrowienia dla Milenki i Jej dzielnej Mamy!Trzymajcie się dzielnie!

    OdpowiedzUsuń