czwartek, 6 czerwca 2013

Idziemy NA POLE :)

Na drugi dzień wybraliśmy się na pierwszy spacerek. Za oknem - ciepło i przyjemnie. Powiew wietrzyku, blask promieni słonecznych, tchnienie końca lata, może nawet - początku jeszcze niekalendarzowej jesieni. Cudownej, kolorowej - tej iście wrześniowej początkowej fazy. Niby jeszcze lato, a już czuć jakąś inność w powietrzu. I nasz ukochany las - no może część, która z niego pozostała, bo powoli nasza wieś, traci na swej ''wiejskości'' na rzecz autostrady. Ubrałam Emilcię, Daniel wyniósł wózek i - wyruszyliśmy. Nie zdążyliśmy jeszcze otworzyć furtki od ogrodzenia, a już nastąpiła... wymiana zdań. Powiem, że w życiu nie spodziewałam  się, że mój ukochany Mąż będzie próbował ''walczyć ze mną'' o ... prowadzenie wózka. Nie mogliśmy się dogadać, bo każde z nas chciało powieźć Emilcię. Dla mnie oczywistym był
fakt, że to ja będę główną prowadzącą. Teraz się z tego śmiejemy, ale wtedy byliśmy trochę nabuzowani na siebie i przewodzenie pojazdem naszej Córci traktowaliśmy jako śmiertelnie poważny temat do scysji:) To było urocze. Pamiętam, moja Mama ''wyleciała'' z domu i strasznie się z nas śmiała, a my - z poważnymi minami - w końcu się dogadaliśmy i wyruszyliśmy. Postawiłam na swoim, lecz później musiałam pozwolić, by Tatuś też trochę powiózł.
Szliśmy wzdłuż drogi - wgapieni w naszą Córeczkę, szczęśliwi. Emilka spała spokojnie i chyba nawet nie czuła, że właśnie po raz pierwszy zapoznaje się z przyszłą trasą spacerową. Było cudownie...


Na pierwszym spacerku:) Mamusia - ze względu na swoje przewrażliwienie w owym czasie - strasznie zakrywała zewsząd, a było naprawdę ciepło:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz