niedziela, 16 czerwca 2013

Potęga (NIE)świadomości

Jak mi się udało? Co sprawiło, że miałam siłę, potrafiłam wziąć się w garść po tym wszystkim? Przedwczesny poród, walka Emilki o życie i zdrowie, i to wszystko, co się nań złożyło... I ja - wówczas 24 - letnia kobieta, która zgodnie ze swoją naturą wszystko wcześniej wizualizuje i czasem kreśli w myślach różnego rodzaju obieg spraw - w tym szczęśliwy happy end dla każdego z przypadków. Szczęśliwy = normalny, naturalny. Ciąża 9 miesięcy, zdrowy dzidziuś, po trzech dniach razem w domu... Tak myślałam o mojej ciąży, o Emilce. Układałam sobie w głowie plan i miesiące - każdy kolejny. Nawet wyobrażałam sobie siebie w dziewiątym, od którego w momencie porodu dzieliły mnie prawie trzy...
Sama do końca nie wiem... Czasem pytam sama siebie i wydaje mi się, że  znam cześć odpowiedzi na te pytania. Jak udało mi się nie załamać, wziąć w garść, wytrzymać... Jak udało mi się pozbierać po moim przedwczesnym porodzie? Czy byłam tak twarda jak o sobie myślałam, czy w rzeczywistości tylko taką udawałam? Bo to, że ze mnie momentami niezła aktorka - nieskromnie powiem - tak, wiem. Gdyby ktoś kiedyś nakreślił mi taki przebieg mojej ciąży, porodu, połogu, macierzyństwa - nie uwierzyłabym mu.  I z tej jednej - i z drugiej strony. Powiem więcej - nie uwierzyłabym nigdy sama sobie, że ja mogę być, aż tak silna. Zawsze byłam z tych, którzy rozklejali się na maksa czytając książkę, oglądając film, czy też uczestnicząc w jakimś wydarzeniu. Nie trzeba było jakiejś wielkiej trudnej sprawy, problemu, bym mogła się załamać i powiedzieć ;" nie dam rady, nie wytrzymam''. Nie trzeba było się wysilać, bym mogła przeryczeć całą noc w poduchę. Byłam słaba, za bardzo wrażliwa. Cieszyłam się życiem, ale jedna rzecz, którą moja ''głowa'' za bardzo ''przybrała do siebie'' potrafiła wyznaczyć rytm kolejnych tygodni, a nawet miesięcy. Wszystko mogłam wybaczyć, ale nigdy nic nie zapomnieć.
Płakałam samotnie, w ukryciu - tylko to mi zostało do tej pory. Ci, którzy czytają moje zapiski, znają tę najistotniejszą część mojego życia, jego sens. Już w jakimś stopniu poznali Emilkę;-) Ale najlepsze jeszcze przed nami:)

Nie byłam świadoma - to wiem na pewno. Dziękuję Bogu za tę nieświadomość i - chyba nigdy nie powiedziałam tego - dziękuję bliskim sercu, wspomnianym już w tym blogu niejeden raz Mamom. Dziękuję za milczenie, za świadectwo... Powtórzę raz jeszcze - jesteście najdzielniejszymi Mamami na świecie! Już dziękowałam i pisałam, o tym jak bardzo mi pomogłyście...Nigdy tego nie zapomnę. 
Nie byłam świadoma, jak trudno zostać Mamą, choć się tego pragnie najmocniej na świecie, czasem trzeba czekać miesiące, lata...
 Nie wiedziałam, że poród przedwczesny = walka o życie, która gdy jest wygrana, ustępuje miejscu walce o zdrowie. Emilka ważyła 1120g, była tak maleńka, bezbronna. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy ''wyskoczyła'' wręcz ze mnie, gdy ujrzałam Ją po raz pierwszy. Była tak inna od tych niemowlaczków, które wcześniej widywałam ''na żywo'' lub zwyczajnie - w środkach masowego przekazu. Była najmniejszą dziewczynką jaką ujrzałam w swym życiu - moją Córeczką. Niesamowite  jest to jak bardzo czułam ten '' pociąg'' do Niej. To chyba normalne, ale dla mnie to było taką nowością - jak bardzo dziecko potrafi zawładnąć mamą. Poznałam to uczucie, tak bardzo do Niej tęskniłam, kiedy szybko wsadzili Ją do inkubatorka i odjechali... Zabrali mi Ją... Pisałam już o tym - tęskniłam do Jej bliskości, do tulenia... 
Nie byłam świadoma, że kolejne 70 dni spędzi w szpitalu.  Myślałam  o ''góra'' dwóch tygodniach.... Mimo tak długiego pobytu w szpitalu, nie sądziłam, że mogłoby stać się coś strasznego. Miałam kryzysy - kiedy było źle, chwile kiedy myślałam, że nie wytrzymam. Chyba nie sprecyzowałam tego dokładnie w poprzednich postach, nie obnosiłam się z tym, ale takie chwile były. Ostatnio dużo o tym myślałam. Kiedyś w poście napisałam, że nie byłam zła na Boga... Nie wściekałam się na Niego, ale ''w sercu czułam jakby mnie na chwilę opuścił'. Ciągle się modliłam, ale czasem miałam uczucie, że i tak jestem bezsilna. Raczej ujmowałam to wszystko w sens: ,, Boże, przecież Ty wszystko możesz, to zrób, by była zdrowa, pomóż Nam.'' Był nawet okres totalnego zobojętnienia połączonego z płaczem i ciągłym pytaniem: ,, co jeszcze się wydarzy?''
 Wiem, że zawsze czuwał nad nami, bo chyba od Niego zyskałam tą siłę i nadzieję - wiarę, że będzie dobrze. Tak bardzo podoba mi się wers utworu Twardowskiego :  '' Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno".  I nam je chyba wtedy otworzył. Dał nam najwspanialszą Córeczkę, która nadała prawdziwy sens naszemu życiu, a tym samym zmienił nasze życie, zmienił nas. Otworzył ''okno'' do nowej rzeczywistości, a mnie samą obdarzył siłą, której na pewno wcześniej nie miałam. To Emilka była i jest tym '' okienkiem'' - miłości i spełnienia. 
Pisałam ostatnio, że nie byłam świadoma - nie wiedziałam o sepsie w momencie jej trwania... z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy. Dziś - po dwóch latach, kiedy za sześć dni na urodzinowym torcie Emilki będą dwie świeczki -  wiem jedno : ta nieświadomość mi bardzo pomogła. Ocaliła od załamania, od zgubnej rozpaczy... To przyszło później, bo chyba i tak kiedyś musiało i o tym będzie na blogu, ale dziękuję Bogu za tą nieświadomość - wtedy...


ks. Jan Twardowski


Kiedy mówisz

Nie płacz
w liście nie pisz
że los ciebie dotknął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka
to otwiera okno

odetchnij
popatrz
spadają z obłoków
małe-wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia

a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś
gdy mówisz że kochasz

3 komentarze:

  1. 2 latka to juz duza panienka :) Sto lat dla solenizantki!!
    Duzo ludzi mi mowilo, ze jestem silna...ja nigdy tak o sobie nie myslalam, balam sie szpitali i ludzkiego cierpienia. Poczatki na UTIN byly ciezkie, bo tak strasznie sie balam, wychodzilam stamtad i ryczalam...a maz pokrzykiwal, ze mam sie opamietac bo rycze teraz jak wszystko idzie dobra droga to co bedzie jak cos pojdzie nie po naszej mysli. Pomagalo, musialam byc silna dla Malego, ale bylo kilka kryzysow.
    Jak wyszlam po porodzie ze szpitala i pojechalismy kompletowac wyprawke to tego tez sie balam...balam sie cieszyc bo to dopiero 2 doby minely a on lezal zaintubowany(teraz sie tego wstydze). Tak naprawde spokoj ducha zaczelam odzyskiwac po pierwszej rozmowie z lekarzem - jak padlo ''ok, rano wyjelismy rurke" i mimo, ze byl bardzo zachowawczy i mowil, iz na stan dziecka trzeba patrzec z dnia na dzien to jednak w jego glosie bylo cos budyjacego co odczytalam (moze mylnie), ze on jakby nie dopuszczal tego najgorszego scenariusza. W byciu silna na pewno pomogl mi bardzo moj maz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy! Mnie też ludzie powtarzali, że jestem silna - szczególnie nasi wspaniali znajomi ( czasem głupio mi było tego słuchać),ale ja - tak jak napisałam - naprawdę czułam w sobie jakąś dziwną siłę. Tak samo miałam kryzysy ( i w szpitalu, i po wyjściu), ale czułam, że jestem jakaś mocniejsza, ale też powtarzałam sobie, że muszę być silna - dla Emilki. Napisałaś, że bałaś się cieszyć...Skąd ja to znam...Też się bałam...Serdecznie pozdrowienia dla Was i dziękuję, że czasem napiszesz ''coś od siebie''...

    OdpowiedzUsuń