wtorek, 18 czerwca 2013

Moja wina

Całkiem niedawno, oglądając pewien popularny program śniadaniowy, natrafiłam na wywiad z Mamą wcześniaka. Kobieta gościła w  programie wraz ze swoim przeuroczym, trzyletnim Synkiem, który przyszedł na świat  - tak jak Emilka - w 28 tygodniu ciąży. Łezka popłynęła, bo to, o czym opowiadała ta Mama było tak ''bliskie'', a sam widok pełnego energii chłopczyka ''był na wagę złota'' i wyzwolił same pozytywne wrażenia. Dał nadzieję, świadectwo, które tak bardzo są potrzebne Mamom wcześniaków. Najbardziej utkwiły mi jednak w pamięci słowa, które owa Mama wypowiedziała na sam koniec, a mianowicie żeby nie porównywać swoich dzieci do innych, a także to,  że być mamą wcześniaka to trochę inaczej niż być mamą, która urodziła ''o czasie''. Wcześniej byłam uświadamiana przez lekarzy, koleżanki - nasączona wiedzą z poradników i internetu, i wiedziałam, że będzie trochę inaczej. Dotarło to do mnie po części od samego początku, chociażby, dlatego że stałym elementem każdego miesiąca  miały być - i były - różnego rodzaju kontrole, wizyty u lekarzy, badania. Cały czas ''coś się działo'', czasem tęskniłam za tym, żeby posiedzieć tak z Emilką w domu, nie mieć wyznaczonego planu na cały tydzień/ miesiąc. Przypominałam sobie słowa koleżanki, która gdy została Mamą opowiadała mi, że ciągle dom i dom, że Mała płacze, a Ona czasem do 12.00 w piżamie, bo nie ma czasu się nawet ubrać, że nic się nie dzieje, że monotonia itp. Bynajmniej - nie tęskniłam za tym, że ja nie mogę ''na luzie'' posiedzieć w piżamie, ale do takiej ''normalności'', w której wizyty w szpitalach miałyby się odbywać jedynie w celu szczepień. Może ''tęsknota'' to za bardzo doniosłe słowo, bo dopiero po raz pierwszy zostałam mamą i wszystko co na ten temat wiedziałam - usłyszałam od tych, które były już Mamami, ale czasem czułam, że to wszystko dzieje się tak szybko, że ciągle jeździmy z rehabilitacji na kontrole, ze szpitali - na badania itp. Ciągle się ubieraliśmy, przebieraliśmy, pakowaliśmy podręczne rzeczy dla Emilci. Żyliśmy od kontroli, do kontroli. Momenty, kiedy byliśmy w domu, kiedy nasza Córeczka leżała w swoim łóżeczku lub zasypiała w moich ramionach były cudownym ''odrywem'' od tego wszystkiego. Żeby było jasne - w domku byliśmy normalnie, przez większość czasu, ale kolejne terminy badań wyznaczały bieg naszej codzienności, a  już na pewno myśl o nich - przepełniała moją głowę. Oglądając wyżej wspomniany przeze mnie wywiad, rozmawiając z zaprzyjaźnionymi Mamami, czytając fora - coś dotarło do mnie. Zrozumiałam, że chyba My wszystkie, którym dane było ujrzeć swoje Dzieciaczki przed czasem, mamy podobne problemy, zmagamy się nie tylko z nimi, ale i z samym sobą, z postrzeganiem tego wszystkiego przez innych i potrzebujemy, aby mówić o tym lub słyszeć historie innych. Każda z nas zapewne widzi ''cząstkę '' siebie u innej, choć wiadomo, że każdy ma inny charakter, osobowość. Łączą Nas nasze Małe - Wielkie Cuda i historie, które napisało życie - niby tak różne, a tak podobne...
Nie wiem czy wszystkie tak mają, ale wiem, że wiele z Nas/ Was. Mam i ja. Wielkie poczucie winy...
Każdego dnia, ( trwa to i do teraz) tkwi we mnie ogromne poczucie winy. Nie żebym myślała o tym non stop, ale tkwi to gdzieś w środku i wychodzi w najmniej spodziewanych momentach. Wiem, że zawsze jest i chyba zawsze pozostanie. Patrzę na moje już prawie 2- letnie Cudo i  zdarza się, że chciałabym mówić ''przepraszam''... bez końca.  Jak była mniejsza często Jej to powtarzałam, szeptałam...
Czuję w sobie ogromną winę, że nie potrafiłam dotrzymać do 9 miesiąca, że skazałam moją Córeczkę na to wszystko co przeszła. Gdybym mogła temu zapobiec - zrobiłabym wszystko, by tylko tak się nie stało, by nie cierpiała... Czasem wydaje mi się, że nie powinnam tak myśleć, bo przecież Emilka jest zdrowa, że tak miało być, ale to tylko myśli, które nic nie pomagają. Muszę to powiedzieć otwarcie: zazdroszczę dziewczynom, które ''urodziły o czasie''. Zazdroszczę, dlatego że wydaje mi się, że są silniejsze, są lepszymi Mamami... Ja mam wrażenie, że poległam ''na starcie'', nie wykazałam się od początku, choć, gdy już dowiedziałam się, że będę mieć dzidziusia - robiłam wszystko, najlepiej jak potrafiłam, by było dobrze. Oczywiście - po czasie - wydaje mi się, że powinnam była robić inaczej. Chyba nie ma recepty...
Boję się kiedyś, że ta moja najcudowniejsza na świecie Istotka zapyta mnie : Mamo, dlaczego? A ja nie będę umiała odpowiedzieć na te i inne pytania.
Jak pokazać Jej pierwsze zdjęcie, gdzie na cudnej miniaturowej twarzyczce, zamiast spokojnego niemowlęcego grymasu będzie rureczka od respiratora...


1 komentarz:

  1. Pieknie to napisalas...w niektorych rzeczach widze sama siebie. Poczucie winy bylo - wybil mi je z glowy lekarz z UTIN, jeszcze zanim zdarzylam otworzyc usta , gdy przyszlismy na rozmowe zaczal od slow do mnie, ze mama ma sie wyzbyc poczucia winy bo ona nic zlego nie zrobia i tak sie po prostu czasami dzieje. Pozniej jeszcze czasami poplakiwalam, ze to moja wina, teraz juz nie!!
    Kontrole, kontrole - w tym tygodniu mamy 3 i 2 razy fizjoterapia :P

    OdpowiedzUsuń