niedziela, 9 czerwca 2013

NDT Bobath

Pierwszy tydzień w domu upłynął pod znakiem - można by rzec - przystosowywania się do nowej rzeczywistości, formowania jednolitego rytmu dnia, radości, miłości, obawy i ... telefonowania do specjalistów. Możecie mi wierzyć lub nie - truchlałam przed każdym wykonanym telefonem. Nie wiem sama czemu tak bardzo zaczęłam bać się tzw. rezerwowania terminu, telefonowania do lekarzy, ośrodków. Za każdym razem czułam jakiś nieuzasadniony lęk, bałam się, że ktoś może zadać mi pytanie, które mnie kompletnie zaskoczy, na które nie będę znać odpowiedzi. Patrząc na to z perspektywy czasu, nie potrafię do końca zrozumieć sama siebie. Te wszystkie telefony, umawianie wizyt, powodowały u  mnie wyobrażenie tego co było wcześniej - szpitala, lekarzy, aparatury, chorób. Nie będę się już rozpisywać na temat samych wizyt - każda, dosłownie każda wizyta -  czy to w celu kontroli, czy badania -  wiązała się z ogromnym stresem. Najgorsze były początki, czyli wizyty u lekarzy, którzy nas wcześniej nie znali.Trzeba było opowiadać wszystko od początku, wysłuchiwać komentarzy, stosu pytań, ale też - co było bardzo miłe - pochwał. Bynajmniej nikt nie chwalił za przedwczesny poród, lecz  np. za ówczesną wagę Emilki, ogólny wygląd itp. To było bardzo miłe i budujące, szczególnie, że we mnie samej coś nie dawało i chyba nigdy nie da spokoju - poczucie winy...

Jednym z elementów, który odcisnął istotny ślad w naszej nowej rzeczywistości, nadał rytm każdego tygodnia -  była rehabilitacja. Emilka miała stwierdzone podwyższone napięcie mięśniowe. Bardzo napinała rączki i nóżki, a  leżąc układała się w tzw. rożek. Odginała główkę do tyłu. By wspomagać ogólny rozwój oraz  ''wyleczyć'' tą przypadłość, Pani dr zleciła nam ćwiczenia metodą NDT Bobath, która polega m. in. na ćwiczeniu całego ciała poprzez hamowanie nieodpowiednich odruchów, obniżaniu napięcia, nauce ''dobrych nawyków'', które miały stanowić ważny element w codziennej pielęgnacji. Ze względu na odległe terminy w pewnym znanym krakowskim szpitalu, decydujemy się na wybór - poleconego przez Panią dr - Ośrodka Rehabilitacyjnego, będącego jednocześnie fundacją. W czasie  pierwszej wizyty jestem troszkę przerażona. Ćwiczenia wydają się być raczej łagodne, lecz Emilka ma momenty, kiedy zaczyna bardzo płakać. Czuję się lekko poddenerwowana. Ośrodek przepełniony jest maluszkami i dorosłymi, którzy w większości są bardzo chorzy, niepełnosprawni - zarówno umysłowo jaki i ruchowo. Coś ściska wewnątrz.  Patrzę na bardzo chore osoby. W sercu rodzi się ból, a na myśl przychodzi pytanie: dlaczego ? Dlaczego nie potrafimy pomóc, dlaczego nie ma jakiegoś leku, by każdy mógł być zdrowy - zarówno fizycznie i psychicznie, dlaczego wokoło jest tyle cierpienia... 
Przyznam się, że po kilku pierwszych wizytach, nieco pogłębiam swoją wiedzę na różne medyczne tematy, choroby, a psychicznie - staję się ciut silniejsza. Jedynie - czego bardzo świadomie - zaczynam się bać to porażenie mózgowe, na które jak wiadomo narażone są wcześniaki. Przez wiele tygodni ( miesięcy?) mam obsesję na tym punkcie i wszystko co obserwuję u mojej córeczki wydaje się być symptomami tej choroby. Co do samej rehabilitacji - z czasem do wszystkiego się przyzwyczajamy, poznajemy innych rodziców, którzy tak samo jak i my, korzystają z rehabilitacji w tej fundacji, ''zaprzyjaźniamy się'' z naszą rehabilitantką, a chorzy, którzy często mają tam organizowane nie tylko ćwiczenia, ale i specjalne warsztaty -  niejednokrotnie bardzo nam pomagają. Pewna dziewczyna często ''zagaduje'' Emilkę robiąc jej : '' a....kuku'', gdy nasza Perełka zaczyna płakać. To takie wspaniałe, tak wiele moglibyśmy się uczyć od tych ludzi... Tkwi w nich tyle talentów, tyle dobroci, ciepła i tej radości - z drobnostek...
Elementem wspomagania rozwoju Emilci, ma być także to, co ''robię z Nią'' będąc w domu. pani rehabilitantka oraz Pani dr prowadząca Emilkę, pokazują mi ćwiczenia, które mogę wykonywać samodzielnie, a  także zwracają uwagę na kształtowanie dobrych nawyków przy przewijaniu, noszeniu, czy układaniu Emilci.

Cieszę się, że rehabilitację odbywaliśmy właśnie w tym miejscu. Niejednokrotnie miewałam mieszane uczucia, ''dołki'', które pozwalały stwierdzać, że nic to nie daje, że ćwiczymy. Balansowałam na krawędzi uczuć - raz dopadało mnie zobojętnienie - raz - nieopisana radość. Raz widziałam te efekty, innym razem - wszystko wydawało się być w punkcie wyjścia. Emilka była bardzo dzielna, choć wraz z upływem kolejnych miesięcy coraz więcej rozumiała i nie zawsze pozwalała na ćwiczenia;-) Rehabilitację rozpoczęliśmy pod koniec września 2011 roku - kilkanaście dni po wypisie ze szpitala, a zakończyliśmy - końcem października 2012, czyli ponad rok ćwiczeń, które dały wspaniałe efekty. Na wszystko musieliśmy troszkę dłużej czekać - siedzenie, raczkowanie, samodzielne chodzenie, ale każdy kolejny krok do przodu, nowa umiejętność znaczył najwięcej  na świecie. Dawał taką radość i satysfakcję - jak nigdy nic.  






2 komentarze:

  1. wyobrazam sobie co czulas, ja tak naprawde to raczej na spokojnie chodzilam na wszelkie kontrole (poczatkowo bylo ich strasznie duzo - srednio 2 razy w tygodniu)...jedyny ktorych tak najbardziej sie balam to kontrole okulistyczne (bo zawsze byla ta chwila napiecia jak zagladali mu w oczka czy aby nie bedzie konieczna kolejna operacja) i najgorsze rezonans magnetyczny (sam fakt uspienia Malego i potem oczekiwanie na wynik, prawie jak na wyrok). U nas bylo o tyle dobrze, ze nie musielismy nigdzie dzwonic i sie umawiac...przy wypisie dostalismy liste juz umowionych kontroli. Wszelkie badania przeprowadzali lekarze z Intensywnej Terapii, ktorzy doskonale znali nasza historie i w sumie tak jest do tej pory. Wciaz chodzimy na fizjoterapie (to tez zaproponowala pani doktor neuropsychiatra, ktora go obserwowala od pierwszych dni zycia...naturalnie sie zgodzilismy i po kilku dniach przydzielono nam fizjoterapeutke) 2 razy w tygodniu - polega ona na obserwowaniu dziecka i przekazywaniu rodzicom cennych wskazowek.Stefek mial tendencje do trzymania glowki z lewej strony, co zwalczylismy specjalna znienawidzona przez niego poduszka :P

    OdpowiedzUsuń