niedziela, 5 maja 2013

I znowu do przodu!

Wróciliśmy do domu. Starałam się trzymać, tzn. nie pokazać po sobie, że jestem przerażona tym, co wydarzyło się w szpitalu. Staram się nie myśleć o tym, w jakim stanie ujrzałam moją Dziecinkę...

Wchodzimy. U progu wita nas moja Mama i z uśmiechem na ustach mówi, że babcia dzwoniła i wypytywała o Emilkę, a Ona powiedziała jej, że wszystko jest dobrze, że z Malutką coraz lepiej. Pamiętam, że odpowiedziałam: ''no to teraz jakby dzwoniła to powiedz Jej, że już nie jest dobrze''. Czułam, że nogi się pode mną uginają, nie wiedziałam od czego zacząć, nie wiedziałam jak powiedzieć co widzieliśmy... Pamiętam, że ograniczyłam się do minimum i szybko wyszliśmy ''na górę''.  Odliczałam minuty, chciałam jak najszybciej zadzwonić na oddział i dowiedzieć się  jakie są wyniki badań. Cała dygotałam, bałam się, że usłyszę jakąś straszną wiadomość, że Emilka jest chora, że coś się podziało... Bałam się, że nastąpi całkowity odwrót w tej  naszej nowej rzeczywistości. Zadzwoniłam, przedstawiłam się i usłyszałam, że... nic się nie dzieje, że muszą zrobić kolejne badania, ale nic nie wskazuje na to, że stan, w którym znalazła się nasza Emilcia spowodowany był czymś więcej, aniżeli zachłyśnięciem. Boże... Nie jestem w stanie opisać tej ulgi jaką wtedy poczułam. Czułam jakby coś po mnie spłynęło, moje ciało wydało takie wielkie uff...Tak bardzo się ucieszyliśmy, ale po kilkunastu minutach zaczęliśmy myśleć o czym innym, a mianowicie: Co jeśli to się będzie powtarzać? Co będzie jak coś takiego wydarzy się w domu? Jak my Ją wtedy uratujemy? Przeraziłam się. Od nowa...
Nastał kolejny dzień, a ja chciałam jak najszybciej znaleźć się u Niej. Pragnęłam zobaczyć mój Skarb, zapytać osobiście lekarkę o wyniki, w sprawie których dzwoniłam wczoraj. Jeszcze raz usłyszałam to, co przez telefon. Nie wytrzymałam i musiałam powiedzieć o tym, o czym rozmawialiśmy z Danielem poprzedniego wieczoru - o naszych obawach. W sumie usłyszałam jakieś ogólniki, które wcale mnie nie uspokoiły. Nie było jakiegoś cudownego sposobu, by ''uchronić'' przed zachłyśnięciem. Wcześniaczki mogą mieć częstsze problemy z przełykaniem, z trawieniem, z ssaniem. Trzeba uważać.
Gdy tylko podeszłam do mojej Kruszynki, od razu się rozpromieniłam. Była rześka, energiczna i taka kochaniutka! Wcale nie wyglądała jakby dzień wcześniej przeszła przez tak tragiczny moment. Mój Skarb...Najdziwniejsze jest to, że po tym całym wydarzeniu tylko przez kilkanaście dni ciążył we mnie niepokój. Starałam się nie myśleć o tym co się wydarzyło, nie rozmyślać, nie pamiętać tego widoku ''z tamtej niedzieli''. Zdecydowałam, że nie będę zbytnio obwieszczać tego ''całemu światu''. Nie będę mówić o swoich emocjach, a jeśli już komuś o tym opowiem - poprzestanę na minimum. Tak było mi łatwiej - wtedy. Wiecie, udało mi się! Dałam rady nie myśleć, dałam rady trwać w teraźniejszości, bo wokół działy się coraz to nowe rzeczy, ukradkiem przygotowywano nas na nowe wyzwania. Jeszcze bardziej dziwne jest to, że wydarzenie to zawitało do mojej pamięci '' po czasie''. Zawitało ponownie i miało swoje następstwa. Taka retrospekcja nie dotyczyła tylko tego, jedynego przypadku. Ciągle coś pojawiało się na nowo. Umysł wygrzebywał nowe, wcześniej zatarte wspomnienia. Nadal takie znajduje...
Kolejne dni przyniosły  nowe zmiany lub udoskonalenie starych. Emilcia zaczęła jeść już tylko butelką! Sonda poszła w zapomnienie - już na zawsze. Nowością było to, że już tylko my ją karmiliśmy. Boziu, jak ja się bałam! Pamiętam, że gdy trzymałam Emilkę, ona powoli ssała, a ze mnie spływały ''siódme poty". Ładnie zjadała, lecz różnie bywało z Jej oddechem. Nadal o nim zapominała. Do karmienia z reguły potrzebowaliśmy tlenu. Musiał ''dmuchać'' - by było łatwiej. Tak naprawdę, to bardzo długo musieliśmy czekać, by zobaczyć ''pełny, samodzielny, niczym nie wspomagany'' oddech naszej Córeczki. 4. dni '' na respiratorze'', 29. ''na cepapie'' i 26. ''na dmuchaniu '' (tlenoterapia bierna) i nastał tak długo wyczekiwany dzień. Pamiętam, zanim na dobre '' pozbyliśmy się tlenu'', zaczęłam się w duchu cieszyć, bo bezdechy były bardzo rzadkie lub też nie pojawiały się wcale - przynajmniej w trakcie mojej obecności na oddziale. Dziękowałam Bogu i jednocześnie nie spodziewałam się, że On wyprzedzi moje kolejne prośby. Czas zaczął płynąć jeszcze szybciej, a wydarzenia jakie miały miejsce po połowie sierpnia tylko umocniły mnie w przekonaniu: będzie dobrze. Za niedługo. Nie wiedziałam, że zmiany nadejdą jeszcze szybciej. Pozytywne zmiany!
Emilka nadal wzorowo przybierała na wadze. Zostało przekroczone już 2,5 kg! Była prześliczna, a najsłodsze było to jak... uśmiechała się do Aniołków!






3 komentarze:

  1. sama slodycz :) ...pamietam jak ja pierwszy raz trzesaca sie reka karmilam Malego, w pewnym momencie kazde karmienie to byla meczarnia - saturacja spadala, Maly zasypial nie konczac posilku (nie mial podawanego tlenu, bo problem rozwiazywal sie sam) i po kilku dniach zdiagnozowano niewielka dysplazje oskrzelowo-plucna, w zwiazku z czym musial zostac dluzej na oddziale (wychodzil przy wadze 2315g, podczas gdy tutaj wypisuja od 1800g).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak fajnie, że piszesz! Z niecierpliwością czekam na Waszą historię !
    W Polsce wypisują od 2 kg - przeważnie, no chyba, że coś się dzieje. Będę o tym pisać, ale już teraz mogę ujawnić, że u nas w momencie wypisu było 3060 g.

    OdpowiedzUsuń