piątek, 23 sierpnia 2013

(Nie)idealna mama

Czy istnieje idealne dziecko?
Tak, istnieje. Każda mama je ma i doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
A idealna Mama?
Cisza.
Tu i tam. 
Każda chciałaby nią być, ale każda myśli, że nie jest. Bo jak? Przecież nie ma ideałów.
Nie ma?
Nie jestem idealną Mamą, a tak bardzo chciałabym nią być. Chciałabym móc określać się choć mianem - przeciętnej, ale wiem, że i do tej mi brakuje. Kiedy Ona pojawiła się na świecie, od pierwszych chwil odwróciła nasze życie ''do góry'' nogami. Od pierwszych chwil, kiedy patrzyłam na Nią, kiedy nawet nie mogłam wziąć Jej na rączki, nie mogłam utulić, pocałować. Kiedy nie mogłam trzymać przy sobie - najbliżej jak się da, by Ona i Ja - mogłybyśmy poczuć siebie wzajemnie. Kiedy nie wiedziałam co będzie, kiedy miałam momenty, że bałam się o czymkolwiek myśleć...Wiedziałam jedno: właśnie patrzę na nasz Cud, na naszą Miłość, na moje dziecko. Wyczekiwaną Córeczkę, którą pokochałam nad życie już od chwili, kiedy była jeszcze milimetrowych wymiarów i mogłam Ją oglądać jednie na monitorze - za pomocą ultrasonografu.
Chciałam dać Jej wszystko, całą siebie. Gdy opuściliśmy szpitalne mury - szalałam.  Z radości i obawy. Jak to będzie? Bałam się, ale wiedziałam jedno. Muszę być najlepsza, muszę dać Jej wszystko, by tylko nie odczuła tego, przez co wcześniej przeszła.
Wiele razy w swoim życiu używałam hasła: To nie Twoja wina. Nie obwiniaj się. I pewnie gdyby ni stąd, ni zowąd pojawiła się jakaś Mama wcześniaka, a ja miałabym okazję z Nią porozmawiać, temat na pewno ukierunkowałby się w stronę winy.  Bo to chyba nieodłączny element macierzyństwa, które dane zostało przed czasem.
Co powiedziałabym takiej Mamie? Nie wiem. Chyba byłabym okropną hipokrytką, gdybym użyła powyższego hasła.
Nie Twoja wina. Jak powiedzieć tak do kogoś, skoro Ty sama czujesz się winna? Winna za to samo. Jak ubrać w słowa własne myśli, które balansują między: Przecież robiłaś wszystko, by było dobrze. Skąd mogłaś wiedzieć?
A zawłaszczane są przez niesłabnące:
Inne Mamy donosiły. Ty nie. Na starcie zawaliłaś.

Jak wyważyć racje i poukładać się wewnętrznie. Nie wiem i wciąż szukam odpowiedzi. Za swoje matczyne upadki uważam własne słabości. Wśród nich króluje m.in.  bezsilność.
Pierwszy raz doświadczyłam tego, gdy Emilka miała kolki. Pamiętam ten dzień. Tak szczególny, bo wzbudzał tak wielkie wyrzuty sumienia. Płakała tak bardzo, że całe Jej maleńkie ciałko powoli nabierało wręcz czerwonego koloru. Tuliłam, nosiłam, głaskałam. Godzina mijała, a Emilcia wrzeszczała. Rozpłakałam się, nie miałam sił. Nie dałam rady już nosić. Nic nie pomagało. Położyłam na łóżko. Nietuzinkowy wybryk matki? Dalej płakała. Stanęłam w kącie, rozpłakałam się. Klapa. Czułam, że nie dam rady...
Upadek nr 2. Niedawno. Po raz pierwszy na Nią krzyknęłam. Rzuciła talerzem. Z zupką. Ewidentnie mamie na złość. Nakrzyczałam. I stało się. Moja Dziecinka popatrzyła na mnie tak miłosiernym i potulnym, acz wystraszonym wzrokiem, że Jej twarzyczki nie zapomnę nigdy...Wystraszyła się, a ja poczułam się jak potwór. Najstraszniejszy potwór, a nie matka. Złapała mnie za rękę. Nigdy więcej - pomyślałam.

Koleżanki, które same są Mamami, zaznaczają, że to normalne, że trzeba jasno stawiać dziecku granice. Czytam, że poprzez stawianie barier, nakazów i zakazów - wzmagamy w dziecku poczucie bezpieczeństwa, że ma ono jakąś otoczkę, wie co wolno, a co nie, że mama to jest mama, a nie koleżanka, że od najmłodszego trzeba uczyć szacunku, że jak się ''podniesie głos'' to nie znaczy wcale, że mama jest zła i dziecko tak tego nie odbiera itp. Wymagania kierowane wobec dziecka wpływają na jego stabilizację  życiową, rozwój i wychowanie. Pamiętam słowa Pani neurolog, gdy po ukończeniu 1. roku życia Emi, byliśmy na kontrolnej wizycie. Zaniepokojona zachowaniem Emilki, która czasem dosłownie - waliła głową w ścianę - chcąc zyskać moją aprobatę, uwagę lub zakazaną przeze mnie rzecz, dopuszczała się takiej czynności. Trwało to krótko, może ponad miesiąc, ale niepokoiło mnie. Pani doktor z uśmiechem na ustach oświadczyła, że teraz już w grę wchodzi wychowanie. Córka poczuła, że to działa na mamę i to skrzętnie wykorzystuje. Trzeba jasno stawiać granice, ale też nie lecieć na każde zawołanie. Pani dr wyczuła moje kolejne pytanie lub też zobaczyła opory i dodała, że wie, co ja czuję, że chciałabym Jej( Emilce)wynagrodzić wszystko, że biedna była, bo maleńka, że tyle przeszła, ale że to dla Jej dobra.
Posłuchałam. Emilka przestała stosować owej metody. Jest mi trudno nie ulegać, ale staram się. Tłumaczę samej sobie - to dla Jej dobra, ale czasem tak trudno się oprzeć. Bynajmniej nie chodzi mi, by ustępować na każdym kroku, nie bacząc na złe zachowanie dziecka. Chodzi  głównie o odczucia, jakie ''malują'' się w nas, w środku, kiedy oglądamy nasze Skarby, których oczka zalewa potok łez. I o konsekwencje - czy zawsze skrzętnie się trzymacie swoich postanowień, zakazów itp.

Czy Wy też tak macie?
Czy macie takie swoiste matczyne wyrzuty?
Bo nakrzyczałam, bo się nie pobawiłam, bo dziś nie poczytałam...

Czy zawsze macie jednolity system dnia ?
Ostatnio nawet stwierdziłam, że za długo gotuję obiad, bo przecież w tym czasie mogłabym się pobawić. Czy Wy także - Drogie Mamy - zawsze myślicie, że ''ktoś'' jest lepszą Mamą niż Wy?
Ja zawsze mam wielkie wyrzuty. Dosłownie o wszystko.
Bo niby jestem z Nią w domu cały czas, a te chwile jakoś mijają, za szybko. Na czym innym momentami...
Bo mogłabym dać więcej z siebie.
Bo inni mogą, a ja?

Bo Ona jest Najważniejsza, ale czy o tym wie? 

Mówię  to, co dnia, ale czasem myślę, że to i tak mało.

KOCHAM CIĘ CÓRECZKO!








7 komentarzy:

  1. Ja mam tak często. I często wyzywam siebie w duchu,że jestem beznadziejna,bo cięzko panować mi nad nerwami,ale czasami już nie mam sił ażeby w kółko powtarzać to samo,że nie wolno i koniec. Krzyk nie pomaga, uderzenie w rączkę też nie. Na karanie jest za mały. Tłumaczenie nie dochodzi... ciężko wytłumaczyc 2-latkowi,że tak nie można,bo On akurat tak chce. Mikuś ma prawie roczek. Zaczepia Szymona. Prawie się biją. Ja obiadu nie mogę zrobić,bo ciągle muszę ich obserwować i tylko w mojej głowie ciągle te same słowa :'Nie wolno'. Próbuję panować nad emocjami. Jak jestem bardzo zła to uderzę sobie w podłogę ażeby pozbyć się tej złej energii (liczenie nie pomaga), staram się nie krzyczeć,a bardziej tłumaczyć,ale czasami i to nie pomaga. Złotego środka nie ma...chyba trzeba przeczekać...może powinnam zacząć pić meliskę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja staram się ''liczyć'', póki co pomaga, ale nie wiem jak długo:D

      Usuń
  2. Najtrudniejsze dla nas zadanie. Aby było szczęsliwe i zdrowe- nic więcej nie ma takiego znaczenia.

    I ja chcę być idealną. ...jak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwe i zdrowe - no właśnie. Każda Mama chciałaby dać swojemu dziecku to, co najważniejsze...

      Usuń
  3. Kochana myślę, że co druga mama (jak nie każda) kiedyś pomyślała, że nie jest wystarczająco dobrą matką dla swojego dziecka, myślę że nie ma idealnego człowieka. Ja też krzyczę na swoje trojaki bo wiem że nie mogę pozwolić sobie na wchodzenie na głowę. I też mam wyrzuty sumienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też tego nie chce, czasem nachodzą mnie myśli, że krzyk to jedynie oznaka mojej słabości. Od ostatniego razu, staram się nie ponosić głosu, ale tłumaczyć.Ale czy na Dwulatkę takie tłumaczone morale działają>? Chyba nie;-)
      Widzę, że nie jestem sama z moimi wyrzutami. Szczerze powiedziawszy - ulżyło mi trochę. Bardziej niż trochę.

      Usuń
  4. Nie ma ideałów i pamiętajmy o tym jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy, na których często się uczymy. Ja też nie jestem idealna i wiem i zdaję sobie z tego sprawę i tak jak każda mama krzyknę, pacnę czasem po łapce i wtedy jest najgorzej, myśli przychodzą jaka to ja jestem straszna i wyrodna matka, staram się baaardzo panować nad sobą i emocjami, ale czasem bywa różnie i pewne sytuacje mnie przerażają, ale wiem, że też się uczę tego wszystkiego

    OdpowiedzUsuń