czwartek, 1 sierpnia 2013

Wizyta na oddziale

Odwlekałam to straszliwie, zawsze znalazłam jakieś wytłumaczenie - oczywiście tłumaczyłam się sama sobie. Tkwiło to gdzieś w środku i ''prosiło'' się o realizację. Odwiedziny w Klinice Neonatologii, w której na świat przyszła moja Emilcia, w której walczyła o życie, w której spędziła 70 dni - nasz cel, który tak długo czekał na uskutecznienie. Czy się bałam? Tak, bałam się. Obawiałam się spotkania twarzą w twarz z lekarzami, pielęgniarkami, bałam się widoku inkubatorków z malutkimi dzieciaczkami, bałam się kangurujących rodziców, szpitala, dźwięków, aparatury. Bałam się, że ujrzę siebie...Jeszcze raz - tam i wtedy...
Z dniem kiedy wypadało nasze ostatnie terminowe szczepienie, poczułam, że to dziś. Muszę to zrobić, w końcu szpital, w którym szczepiliśmy Emilkę ''był o krok'' od Kliniki. Teraz albo nigdy. 

Wchodzimy. Niosę moją Emilkę na rączkach. Bunt mojej dwulatki daje o sobie znać w każdym calu. Mała postanowiła przemierzać krakowskie ulice '' na moich rękach''. Nie pójdzie i koniec.  Wchodzimy do  kliniki i od razu ''przebijamy'' się przez tłum ludzi. Patologia ciąży jak zwykle pęka w szwach...
Wsiadamy do winy, cel : piętro nr 3. Próbuję wygrzebać z torebki fotografię, którą przygotowałam dla pielęgniarek. Niebieska ramka, a w niej zdjęcie mojej Ślicznotki. Na zdjęciu napis:

Emilka ur. 24.06.2011, 
28 t.c, 1120g, 
32 cm

Zdjęcie ze świąt, na którym Emilcia czaruje swoim uśmiechem.

Wyjeżdżamy na górę. Drzwi się rozsuwają. Jesteśmy. Znajomy korytarz, który świadkował niejednej radości, niejednej łzie, który widział skupisko najskrajniejszych emocji, który był łącznikiem prowadzącym do krainy tych najmniejszych. Wszystko tak oswojone,  lecz ja teraz już inna,  nieznajoma sobie, obca tamtej, co dwa lata temu. Dziś niosę ze sobą moją Dziecinkę, której kiedyś TU był pierwszy dom. 
Czuję się trochę zdezorientowana, bo widzę remonty. Nie mogę trafić tam, gdzie zmierzam. Pewna Pani pielęgniarka widząc moje zakłopotanie proponuje pomoc. Mówię Jej, gdzie chcę dojść, lecz mam wrażenie jakby nie potrzebowała moich słów. Zdjęcie, na rękach Emilka...Wszystko mówi samo za siebie. 
Wchodzimy. Odział wcześniaczków z powodu remontów, przeniesiony jest w inne miejsce. Czuję jak serce bije mi szybciej. Emilka rozgląda się dookoła. Na moje dzień dobry podchodzi do nas uśmiechnięta, znajoma postać...Pani Oddziałowa. Nasza kochana Pani. Wszyscy patrzą. Trafiamy akurat ''na zmianę'', której zbytnio nie znamy. Jedynie Pani Oddziałowa i Pani Rehabilitantka są tymi, które doskonale zapadły w pamięć. Rozmawiamy, Emilka dostaje mnóstwo pochwał, a ja czuję, że jestem we właściwym miejscu. Miejscu, którego chyba nadal się trochę boję... Głos mi drży, a wzrok delikatnie bada przestrzeń. Świadomie nie chcę ''za dużo'' widzieć. Chyba nie jestem gotowa, chyba trochę wymiękam...Minęły dwa lata, a ja jakby nie jestem w stanie spojrzeć na to wszystko na jawie...Widzę kangurującego Tatusia, trzyma Dzieciątko, tak malutkie -  jak kiedyś nasze...



3 komentarze:

  1. W sumie macie to już za sobą, ale takie silne przeżycia jednak powracają. Emilka jest dwa dni później urodzona jak nasz Luli, więc rówieśnice :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starszak z sierpnia 2011 :) Rozumiem,ze Emilka miala urodzic sie we wrzesniu? Przezyc co nie miara. U Nas IT znajduje sie na 2 pietrze,ale jest mnostwo domofonow... wiec nie tak prosto sie tam dostac...

      Usuń
  2. My mieszkamy 5 minut drogi od 'naszego' szpitala. Chodzimy tam na wszelkie kontrole...czasami czekajac na wizyte, mimowolnie zerknelam przez uchylone drzwi na UTIN - nic sie tam nie zmienilo, przenosny inkubnator stoii dokladnie w tym samym miejscu co rok temu.

    OdpowiedzUsuń