niedziela, 11 sierpnia 2013

Przyjaciele są jak...

 ...ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać. (aut. nieznany)

Niektórzy byli ze mną dosłownie na każdym etapie mojego życia, innych poznałam nieco później - na studiach itp., ale to wcale nie umniejsza ich rangi w niczym. Co więcej - często właśnie osoby, które pojawiły się w moim życiu wcale nie tak dawno mogłabym nazwać: PRZYJACIÓŁMI. Często właśnie od tych osób otrzymałam tyle ciepła i wparcia - jak nigdy przedtem i sama mogłam to dać także ''od siebie''. Nie znaczy to wcale też, że te długoletnie znajomości/ przyjaźnie były jakieś stracone. Niektóre były, ale są też takie, którymi mogę się poszczycić, bo przecież nie ma nic cudowniejszego jak znać się od dziecka, od ''zerówki'' i nadal pielęgnować tą znajomość, którą śmiało mogę nazwać przyjaźnią. Spotykać się regularnie, razem płakać i śmiać, uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach z życia  - każdej ze stron. Miałam to szczęście, że zrządzenia losu, upływ czasu - to czynniki, które były pewnego rodzaju próbą dla tych '' moich przyjacielskich relacji''. Wyjazdy, ''za Mąż pójścia'', zakładanie rodziny itp... To zawsze się sprawdzało - przynajmniej dla mnie, ale wydaje mi się, że tak ma każdy.  Przyjaciel to ten, który pamięta, który odezwie się choć dzielą nas nawet tysiące kilometrów, który nie ważne gdzie jest, to i tak odpisuje na maile, które zastępują wcześniejsze pogaduchy. To ten, który jak przyjedzie wręcz alarmuje, że jest w Pl, a kiedy się już widzimy brakuje dnia... na rozmowy, śmiech i zabawę. Nie - przyjaciel, to ten co wraz z oddaleniem się od domu, pisze, że ''tu ma inne życie i innych znajomych''. Brutalnie to zabrzmiało, ale to oryginał wypowiedzi, po której ryczałam - przyznam się.
Przyjaciel jest z Tobą - na dobre i na złe. Jest szczery, oddany. Pocieszy, ochrzani, powie : 'weź się w garść'! Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie - traktuje znane przysłowie, jak dla mnie - święta prawda...
Od pewnego czasu staram się podchodzić do pewnych spraw z dystansem i może sprzeczne jest to, że piszę ''przyjaciele'', a nie przyjaciel czy przyjaciółka, bo samo takie nazewnictwo kojarzy się z jakąś nieograniczoną ilością osób i z kimś, kto wszystkich mianuje nazwą ''przyjaciel'', ale czuję, że naprawdę MAM tych, o których myślę w ten sposób. Czuję, że gdybym nazwała ich jakoś inaczej, znacznie umniejszyłabym ich rangę i jestestwo. Są dla mnie bardzo ważni. Kto czyta mojego bloga, może się śmiało i trafnie domyślić co u mnie było sprawdzianem...
 Niby mówią, że przyjaciel jest tylko jeden, ale czy tak naprawdę jest? Wydaje mi się, że nie. Nie istnieje też przyjaźń jeśli ma być tylko jednostronna, jeśli jedna osoba ''walczy'' o drugą, chcę spotkań, rozmowy, a druga nie ma czasu - tak po prostu. Kiedyś zastanowiło mnie zdanie, które wyczytałam w esejach wykładach (?) Półtawskiej: Nie ma przyjaźni między kobietą a mężczyzną. Jest przyjaźń między człowiekiem a człowiekiem. Tak niby banalnie powiedziane, a jaką wielką prawdę kryje w sobie. Tak na prawdę nie ważna płeć - ważne człowieczeństwo, którego każda osoba szuka w tej drugiej...
Od zawsze chciałam mieć osoby, które będą ważne nie tylko dla mnie, ale i dla mojego Męża. Chciałam, abyśmy mieli wspólnych przyjaciół, na widok których zarówno On, jak i ja będziemy cieszyć się jak dzieci, z którymi będziemy się widywać, z którymi będziemy rozmawiać na wszystkie tematy tego świata:), z  którymi będziemy chodzić na wspólne spacerki z kochanymi dzieciaczkami, obchodzić swoje ''prywatne święta'', odwiedzać wiejskie festyny;) i krakowskie, sprawdzone lokaliki. Którzy nie zawiodą nas, choć któraś ze stron będzie miała 'gorszy czas'....

Bóg dał nam takich przyjaciół:
Karolinkę i Michałka
Asię i  Łukaszka
Ewelinkę i Łukaszka
Ulcię....
Justynkę...
...
no i E., z którą przeżyłam cudowne lata, która oddaliła się o miliony kilometrów - chodzi o wymiar emocjonalny oczywiście, choć ' poza zasięgiem' była także ze względu na dzielące nas km.

Dał też Mamusie, cudowne Mamusie, z którymi niejedna rozmowa (nie mówiąc już o wspólnych doświadczeniach), zbliżyły bardziej niż którekolwiek wydarzenie przeżyte z innymi...

Myślę o nich wszystkich i wiem, że każda z tych osób wiele wniosła do mojego życia. Dała jakiś swoisty przepis na życie, receptę na jego każdą dziedzinę. Kształtowała moje myśli, poglądy, nachylała się nie po to ''by spoglądać z góry'', lecz by podać pomocną dłoń. Trwała ze mną, ba, z Nami! - na dobre i na złe...

15 komentarzy:

  1. Ja dawno temu pisalam u mnie tez o przyjazni w ktora coraz czesciej jest mi wierzyc. Mialam 'przyjaciolke' od zerowki. Znamy sie bardzo dobrze i nawet te tysiace km nie przeszkodzily bysmy utrzymywaly kontakt. Kiedy ja bylam w ciazy z pierwszym dzieckiem,ona wychodzila za maz. Potem nagle zapragnela byc w ciazy. Zameczala mnie pytaniami,bo inaczej tego nazwac nie potrafie. Pytania byly dziecinne,wrecz glupie. Ona 'bo taka presjana mlodych ludziach,bo ciezko zajsc w ciaze'. Gdy jej sie udalo ja bylam w 6 miesiacu drugiej ciazy. Nie bylo pytan jak sie mam ja mam,jak Starszak. Liczyla sie Ona i tylko ona. Oddalalysmy sie od siebie chociaz ciagle dla niej bylam. Punkt kulminacyjny nastal gdy pisalam do niej na gg kilka tyg przed jej rozwiazaniem ( ja juz mialam mojego Mikusia w ramionach). Pisqlam jej,ze dziecko to nie bajka,ze zwiazek bedzie wystawiony na probe,ze poczatki sa trudne. Cytuje ' to taka z Ciebie przyjaciolka? zamiast mnie wspierac,mowic,ze bedzie dobrze to Ty piszesz mi o jakis kryzysach. My sie kochamy (a my niby co???! ) J. jest wyrozumialy,damy sobie rade... potem pisala,ze z powodu wys cisnienia bedzie miec cesarke ( od poczatku kombinowala b nie rodzic naturalnie). Suma sumarow ja b.sporadycznie sie odzywam. Pytam o jej Synka. Ona odpowiada i pisze o nim... Moich dzieci.nie ma,pytan co u Nas tez niee.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem, miałam bardzo podobnie z pewną Osobą. Liczyła się tylko ''Ona'' - i to pod każdym względem...

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie ostatnio a dokładnie rok temu na szali została postawiona moja długoletnia przyjaźń ze studiów, efekt jest taki rok czasu dzięki "uprzejmości" mojego przyjaciela żonki się nie odzywamy, a ona jako miano przyjaciółki kliknięciem jednym usunęła mnie z grona znajomych z fb na prawo i lewo rozpowiadała jak to jej mieszaliśmy w życiu małżeńskim, ach aż nie chce mi się do tego wracać, z perspektywy czasu jaki minął dziś patrzę na to bez emocji i jedyne co mi się nasuwa na usta to, to, że coś co skończyło się nigdy nie mogło się mianować przyjaźnią. Na szczęście mam grono wiernych przyjaciół na dobre i złe. A ona dalej miesza w swoim małżeńskim życiu skutecznie odseparowywując męża od kolejnych znajomych i rodziny :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja z całego serca właśnie takich przyjaciół Ci życzę - tych ''na dobre i na złe'' - oczywiście, którzy są z Tobą - wierni, oddani. A takie osoby, które innych obwiniają '' za mieszanie się'', wtrącanie - najczęściej same sieją zamęt.

      Usuń
  4. Ja tak sobie wczoraj siedziałam wieczorem...i myślałam o tym, że jak mam problem to właściwie nie wiem do kogo zadzwonić...eh! Ale kilka wartościowych osób się w moim życiu ciągle przewija...ale to coś innego niż przyjaźń raczej

    OdpowiedzUsuń
  5. Natchnęłaś mnie do pewnych przemyśleń znó i powstała byle jaka krótka notka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy mogłabyś mi ujawnić swoje zapiski??? Piszesz bloga? Chętnie bym poczytała, jeśli oczywiście mogę... Już kiedyś próbowałam wejść na Twój profil, ale mi nie wyświetla. Stawiam dopiero pierwsze kroki w blogosferze i nie wszystko jeszcze sobie obcykałam;)))

      Usuń
  6. Justyś, ale pięknie to napisałaś, normalnie sie wzruszyłam kochana, nawet jest tam zdanie o mnie "O nas".
    Niestety czasem zdarza się tak , że osoby których traktowaliśmy jak przyjaciół okazują się ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. '' O Was'' zawsze musi być ;)
      Dokładnie, nie każdy przyjaciel - prawdziwym przyjacielem. Brutalna jestem, ale niekiedy nawet to podszyty wróg.

      Usuń
  7. Ja zyje z dala od rodziny i przyjaciol/znajomych... rozjechalismy sie po swiecie, choc moja kumpela wlasnie wraca zza oceanu w rodzinne strony, wiec przynajmniej strefa czasowa bedzie ta sama.
    Ja mialam problemy ze szwagierka (partnerka brata meza) - nigdy nie uwazalam jej za przyjaciolke, ale pogadalysmy...usmiechy itp., dawala mi ubrania po corce dla moich siostrzenic i w dzien mojego slubu wszystko okazalo sie falszem. Zazdrosc i pieniadze...ponoc czepiala sie wszystkiego i obgadywala. A jak przylecieli do Polski to non stop cos jej sie nie podobalo... ostatecznie spakowali sie i kilka godzin przed slubem zostalismy bez swiadka. Cale szczescie mamy tez prawdziwych przyjaciol, wiec wszystko sie udalo i zabawa byla przednia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na jedno dobrze ''że wyszło szydło z worka'', a na drugie - jeju... to nieźle Wam stresu przysporzyła i to przed samym ślubem. Najważniejsze, że wszystko się udało.

      Usuń
  8. p.s. mysle, ze sweet or dry sie nie obrazi - blog o. ktory pytalas
    http://whitesemisweet.blogspot.it/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!! Ojej! to ja tam zaglądam! Bez świadomości, że to ''sweet or dry'' czytuję!

      Usuń