piątek, 5 lipca 2013

Pędzlem namalowane...

Nie mogłam uwierzyć w splot wydarzeń, które nastąpiły po sobie w ciągu tych PO - roczkowych miesięcy. Namalowano nas, a raczej to Ona nas namalowała - cudowna Kobieta  ''zza płotu'', artystka, malarka... Pani Ela. Jak to się  stało, że ja i Emilka znalazłyśmy się na obrazie, który za sprawą swojego rozmiaru stanowił niemal centrum pewnej wystawy, która mieściła się na Zamku Królewskim, który zwany był i jest ''Drugim Wawelem''?
 Zamek Królewski w Niepołomicach - to właśnie tam ''wisiałyśmy'', a  stało się to niespodziewanie i - można by rzec - zupełnie przypadkowo. Maczały w tym palce moje koleżanki, które podsunęły '' matkę z dzieckiem'' owej Pani Eli. 
Któregoś dnia zostałyśmy zaproszone na sesję, która miała miejsce w ogrodzie oraz niezwykle stylowym, odzwierciedlającym ''ducha epoki'' domu tejże artystki, która była ( i jest)  moją Sąsiadką, z którą głownie byłyśmy na formalnym ''dzień dobry''. Wiedziałam, że jest artystką, lecz nie znałam Jej bliżej. Ach! Dopiero gdy się kogoś pozna człowiek zaczyna zastanawiać się co tak właściwie kryje się za drugim człowiekiem, poznaje Go od strony, która wcześniej była niedostępna. Jak mam to opisać...Owa Pani Ela...Niezwykła, ciepła, przeurocza Kobieta. Zrobiła nam mnóstwo zdjęć, a my miałyśmy po prostu ''być''... Bez żadnego pozowania, naturalnie...Proste gesty, zabawa, trzymanie, zbieranie - podawanie kwiatów, koc, trawa, beztroska, zero narzucania i subtelność... z jaką zostałyśmy fotografowane. Bez stresu, onieśmielania, poprawek...
To jedno z najprzyjemniejszych moich życiowych doświadczeń i mam nadzieję - pamiątka dla Emilci. Dostałyśmy na płycie stos zdjęć, na których Emilka wyglądała jak Aniołek, ''Barokowy Aniołek''. Ale to nie był koniec...
Za kilkanaście tygodni dostałyśmy zaproszenie. Na wernisaż...

Weszłam do sali, zewsząd otaczały mnie obrazy Pani Eli... Piękne, magiczne, naturalne - zawierające w sobie piętno minionych i tych nieco współczesnych czasów. Klasyczność, tradycja, motywy biblijne, kulturowe, więzi rodzinne - wszystko to pędzlem malowane...
Poszłam parę kroków dalej, przekroczyłam ''próg'' kolejnej sali i... popłakałam się. Na środku komnaty, na ścianie, wisiał ogromny obraz, a na nim mama i dziecko - dziewczynka... tak bliska, znajoma, bo moja ...A Jej mama? To ja... 
To byłyśmy my...
Pędzlem namalowane...
Przez cudowną Panią Elę...



Mama i Córka - obie wzruszone;D

3 komentarze:

  1. To musialo byc niezwykle przezycie i cudowna pamiatka na cale zycie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne... zasłużyłyście obie na takie wyróżnienie...

    OdpowiedzUsuń