piątek, 12 lipca 2013

Szał zakupów

Już kiedy byłam w ciąży, a nawet gdy jeszcze w niej nie byłam, uwielbiałam oglądać dziecięce ciuszki. Niekiedy ni z tego, ni z owego wstępowałam na dziecięce działy w hipermarketach, a moje oczy cieszyły się na widok tych materiałowych cudeniek dla maluszków. Pamiętam, że pierwszą sukieneczkę kupiłam pod koniec trzeciego miesiąca ciąży. Tak, tak trzeciego;-) Moje przekonanie, że pod moim sercem rośnie mała dziewczynka było bardzo silne, toteż skusiłam się na takie małe wdzianko. Szłam do biblioteki, a po drodze zauważyłam niewielki dziecięcy, markowy second hand. Wstąpiłam i nie mogłam się powstrzymać. Zobaczyłam maleńką sukieneczkę. Była prześliczna, bardzo oszczędnie lub wcale nieużywana. Kupiłam ją z myślą, że nikomu nie powiem. Miała to być moja mała tajemnica. Oczywiście już tego samego dnia nie mogłam się powstrzymać i pokazałam mój zakup Mężowi. Uśmiechnął się, Jego oczy zaszkliły się wesoło i dodał: ,, i tak będzie chłopczyk".
Około piątego miesiąca ciąży, powoli zaczęła ogarniać mnie nieodparta pokusa kupowania. Chciałam ''coś'' mieć. A to może jakiś becik, jakieś śpioszki - by coś było. Wiele osób mówiło mi, by nie kupować nic wcześniej, że się nie kupuje, bo można zapeszyć itp. Jakoś nie przemawiały do mnie żadne przesądy, choć tak naprawdę nie miałam zamiaru kompletować całej wyprawki przed porodem. Raczej koncentrowałam się na oglądaniu dziecięcego asortymentu i ubranek. Poród w 28 tygodniu ciąży całkowicie mnie zaskoczył. Kto czyta mojego bloga zna ten najważniejszy moment mojego życia prawie w pełni. Emicia przyszła na świat dużo wcześniej, aniżeli miała się na nim pojawić. Może komuś wydawać się to absurdalne lub niedorzeczne, ale zakupy stanowiły dla mnie coś w rodzaju zapewnienia. Kiedy Emilcia przyszła na świat, potrzebowałam kilku tygodni, by jakoś to wszystko ogarnąć lub przynajmniej przystosować się do nowej rzeczywistości. Tak jak już pisałam wcześniej - wierzyłam, że będzie dobrze, a gdy tylko zdarzały się kryzysy, starałam się trwać w przekonaniu, że są tylko chwilowe, że wyjdziemy z każdej trudności. Gdy tylko Panie pielęgniarki pozwoliły na przynoszenie swoich ciuszków dla Emilki byłam bardzo radosna. To była taka namiastka domowości, namiastka normalności, na którą my musieliśmy czekać ciut dużej - jak wszyscy rodzice wcześniaczków. Pamiętam jak chodziłam do sklepów i szukałam tych maleńkich rozmiarów. Chciałam kupić cokolwiek, byle tylko było malutkie i pasowało na naszą Księżniczkę. Kolejne tygodnie Jej na oddziale, powodowały u mnie ogromne poczucie pustki. Miałam moją Córeczkę, ale gdy wracałam wieczorem do domu czułam się bardzo nieswojo. Pustka, która otaczała mnie zewsząd niekiedy była wręcz obłędna. Tak bardzo tęskniłam...Stopniowo zaczęłam zapełniać nasz pokój, a raczej szafki dziecięcymi kocykami, becikami, śpioszkami itp... chciałam to wszystko mieć, by czekało na Nią, by przyspieszyło to oczekiwanie, by dało zapewnienie? Chciałam by była z Nami - jak najprędzej. 
Gdy już mieliśmy naszą Emilkę w domu miała wszystkiego dosłownie nadmiar. Sukieneczki, bluzeczki, kompleciki...Wszystko wydawało mi się niezbędne i konieczne. Stałam się łatwym łupem dla dziecięcych sklepów, reklam... Moją obsesją stał się kolor różowy - jako barwa przewidziana dla małych dziewczynek. Chciałam, by wszystko było różowe. Potem znudzona jednolitością i cukierkowatością zaczęłam stawiać na beże, szarości, kolory stonowane...To wszystko spotęgował fakt, że przeczytałam kiedyś artykuł, którego autorka sugerowała, że otaczanie dzieci jednolitym kolorem - ze zwróceniem uwagi na różowy - bardzo ogranicza dzieci.
 Ach, śmieszne to strasznie, ale miałam bzika momentami i strasznie nad tym rozmyślałam. Pewnego dnia stwierdziłam, że odbieram Jej tę dziecięcość takim ''dorosłym'' ubiorem i zaczęłam stawiać na kolor, a tym samym kropeczki, paseczki itp...Kurcze, jak tak teraz myślę, to naprawdę miałam jakieś dziwne przekonania. Ubierałam Ją, przebierałam, a potem stwierdziłam- kurde, przecież to tylko ubranie! Najpiękniejsza Jest Ona i nie potrzeba cudowania. Chwilowo wyleczyłam się wtedy z kupowania, ale to jak magnez...przyciąga.
Emilka w sukieneczce, tej pierwszej...

1 komentarz:

  1. Kucyk cudny :) a jeśli chodzi o zupy dziecięce to wiemy że musimy się leczyć :)

    OdpowiedzUsuń